Monika Fortuniak – „Wszyscy jesteśmy zgubieni” [RECENZJA]

Nasz ocena

Album „Wszyscy jesteśmy zgubieni” jest efektem dwuletniej pracy Moniki Fortuniak. To nieoczywista mieszanka popu, rapu oraz psychodelicznych brzmień gitar. Na co dzień artystka współpracuje z Biszem. Poznajcie naszą recenzję jej drugiej płyty.

Recenzja płyty „Wszyscy jesteśmy zgubieni” – Monika Fortuniak (2022)

Niezbyt wesołe opowieści zebrała Monika Fortuniak na swojej drugiej płycie „Wszyscy jesteśmy zgubieni”. Uzewnętrzniając własne przemyślenia, artystka osadziła je w głęboko nostalgicznych, a przez to głęboko angażujących kompozycjach, gdzie nieszablonowe motywy gitarowe mieszają się z elektroniką i rapowym pulsem. Nad wszystkim unosi się psychodeliczna mgła tworząca obraz czegoś w swej formule nieoczywistego.

To zapętlenie różnych gatunków sprawia, że album artystki jawi się niestandardowo na tle podobnych produkcji na polskim rynku muzycznym. Owszem, skojarzenia z szeroko pojętym rapem nie są nadmiernie oryginalne, ale przeciągnięcie pewnych motywów do innego świata przynosi już znacznie ciekawsze rozwiązania muzyczne. Tym bardziej, ze Monika umiejętnie wplata do utworów akcenty gitarowe, które przejmują czasem kontrolę nad utworami, nadając im mocniejszego, wręcz rockowego sznytu („Niech płynie”).

Pogłębiając jednak brzmienie alternatywnymi dźwiękami sprawia, że jej utwory uciekają niekiedy w stronę indie-rocka spod znaku Warpaint („Twój wzrok”), a czasem czysta melodyka budzi skojarzenia z dokonaniami Kaśki Sochackiej (piękny klimat w „Hej Przyjacielu”). Wszelkie powiązania należy jednak traktować zupełnie niezobowiązująco, bo choć propozycje artystki nasączone są tym, co już dobrze znamy, to próbuje ona przełamywać konwencję, nadając im własnego kolorytu poprzez eklektyzm i niewątpliwą emocjonalność (a może nawet nadwrażliwość). To właśnie liryzm kształtuje te kompozycje pod dyktando twórczyni, nadając im osobliwej wytrawności. Jest w tym także dbałość o szczegóły, wręcz precyzja zszywania poszczególnych fragmentów muzycznych w jedną, spójną całość („Czarny kot”).

Na płycie nie zabrakło też gości, z czego zaproszenie Bisza wydaje się wręcz konieczne („Czarny kot„). To z nim artystka od jakiegoś czasu koncertuje i tworzy jego produkcje (album „Blady Król”). Monika całkiem nieźle rozumie się ze środowiskiem hip-hopowym, więc charakter niektórych propozycji na jej płycie nie powinien nikogo dziwić (podszyty niepokojem utwór „Nadchodzi deszcz” z udziałem Hansa Solo). Oszczędny w swej formie, ale głęboki w podtekście wydaje się natomiast utwór nagrany z pozy’m (wspomniany już „Twój wzrok”). Wszystkich bojących się rapowych konotacji należy uspokoić – to nie są typowe propozycje mające uwypuklić ten jakże popularny w ostatnim czasie gatunek muzyczny, tak często traktowany przez młode pokolenie z coraz większą trywialnością. Artystka nie rezygnuje z piosenkowej formy, która rezonuje czymś ciekawszym, wymowniejszym oraz mniej bezpośrednim. Przy tym w każdym momencie pozostawia własny ślad gdzieniegdzie podszyty gitarową dorodnością, a to wszystko dzieje się na gruncie bezwzględnie artystycznym („Niefortunny traf”).

Wszyscy jesteśmy zgubieni” to album doskonały w swej wymowie, gdzie słowo równoważy się z dźwiękiem, pogłębiając jego nietypową strukturę. Pozornie może się wydawać, że poszczególne kompozycje mają wyraźny, wręcz przerysowany kształt, ale po wgłębieniu się w całość dostrzegamy ich nieregularną formę, która przyjmuje cechy zgodne z przekazem Moniki Fortuniak. A ten bywa intensywnie nostalgiczny, często mało optymistyczny, ale przez to skłaniający do refleksji. Do tego dochodzi świetna produkcja, która podkreśla afektywny charakter płyty.

Dojrzałość idąca z wcześniej zdobytym doświadczeniem przyniosła w tym przypadku doskonały rezultat końcowy. Jeszcze więcej rozmachu mogłoby podkreślić pewną niepowtarzalność poczynań artystki. Nie należy się jednak czepiać. Jest dobrze. Dla wielu może to być pozytywnie zaskakujące odkrycie ostatnich miesięcy.

Łukasz Dębowski

 

 

Monika Fortuniak i Bisz w utworze “Czarny kot”

 

Leave a Reply