Krystyna Durys – „At The Movies” [RECENZJA]

Nasz ocena

1 kwietnia odbyła się premiera nowego albumu trójmiejskiej wokalistki Krystyny Durys. Płyta nosi nazwę „At The Movies” i znalazły się na niej utwory klasyki amerykańskiego kina. Poznajcie naszą recenzję tego wydarzenia.

Recenzja płyty „At The Movies” – Krystyna Durys (2022)

Jak podejść do ponownego nagrania przebojów z amerykańskich filmów, które są częścią ważnej klasyki? Odpowiedź na to pytanie można znaleźć, słuchając albumu „At The Movies”, swingowo-jazzowej wokalistki Krystyny Durys. Artystka nie tylko nadała ponownego blasku wybranym propozycjom, ale zaszczepiła w nich odrobinę własnej szlachetności. Przy tym nie przerysowując całości pozwoliła nam na nowo odkrywać fenomen tych utworów.

Wokalistka nie starała się przenieść tych piosenek do współczesności, gdyż jej założeniem było zabranie słuchacza kilkadziesiąt lat wstecz. Ta podróż w czasie – nawet do lat 30. – wypada nie tylko przekonująco, ale też oddaje faktyczny klimat minionych czasów, kiedy to swing, bossa nova i jazz stanowiły sedno żywej muzyki. Stąd należy docenić oddanie nastroju tamtej epoki, a to mogło się udać tylko dzięki doskonałym muzykom, którzy byli w stanie przywołać taki klimat. Wszystko wydarzyło się jednak z poszanowaniem dzisiejszej produkcji, która nie przytłoczyła całości, ale też nie sprawiła, że mamy do czynienia z czymś przesadnie archaicznym.

Ta równowaga została zachowana dzięki świeżym aranżacjom Artura Jurka i Marka Jurskiego, którzy zachowując pierwotną melodykę wynikającą z oddania ducha tamtych czasów, narzucili współczesny rys poszczególnych kompozycji. Do tego dochodzi nienaganna, wspomniana wcześniej produkcja (Adam Zagrodzki, Marek Romanowski i Ricardo „Tiki” Passilas), podkreślająca wartość każdej piosenki.

Cały album prezentuje się nienagannie, choć czasem zbyt bezpiecznie, jednak nie przesłania to kolorytu, którym mieni się cały album. A to znów zasługa bogatej sekcji muzycznej – od sześcioosobowego bandu (trąbka, pianino, klarnet, saksofony, gitary) do gości specjalnych (międzynarodowy skład) i orkiestry kameralnej – nadającej indywidualnego tonu poszczególnym kompozycjom. Do tego dochodzi różnorodność, którą na końcu spaja w jedną całość niezwykle szlachetny, jasny i plastyczny głos Krystyny Durys, doskonale odnajdującej własną przestrzeń w wyselekcjonowanych piosenkach. Stąd tak dobrze prezentuje się pamiętny utwór „Over The Rainbow” z musicalu „Czarnoksiężnik z Krainy Oz”, ale też „Diamonds Are A Girl’s Best Friend”, czyli słynny szlagier Marilyn Monroe z filmu „Mężczyźni wolą blondynki”. Klasycznie brzmiący wokal artystki nie usidlił tych propozycji w sztampowych rekonstrukcjach, a uwidocznił ich faktyczny styl i niegasnący blask. To duża sztuka zrobić to w sposób tak bezpretensjonalny, odnoszący się z szacunkiem do oryginału.

Przy tym nie dostaliśmy patetyzmu, który mógłby przesłonić pierwotny potencjał tego materiału. Nowe interpretacje wypadają lekko, swobodnie i potrafią urzekać wciąż swoją pierwotną wirtuozerią. Od strony technicznej nie można mieć żadnych zastrzeżeń, bo w skład zespołów weszli wybitni muzycy, nierzadko z dużym doświadczeniem. Na wyróżnienie zasługuje chociażby doskonale „wpisana” w kompozycję trąbka Michaela „Patches” Stewarta („Smile”) oraz wiolonczela Tina Guo (solistka Hansa Zimmera), dodająca wytrawniejszego charakteru propozycji „The Gentle Rain”.To są drobne, ale jakże ważne elementy tej płyty, bez których warstwa muzyczna byłaby uboższa i nie dźwięczałaby w pełni echem tego, co stanowi o artyzmie wyselekcjonowanych utworów.

Krystyna Durys to artystka świadoma nie tylko walorów swojego wokalu, który rozbłyskuje na płycie „At The Movie” silną, ale nieprzesadzoną interpretacyjnie poświatą. Wartość jej wykonań leży w umiejętności odsłonięcia emocji i zmaterializowania na nowo sensu tych piosenek, które przez nieumiejętne podejście mogłyby przepaść, stając się bladą kopią tego, co istniało w intencjonalnej doskonałości. Wszystko na tym albumie żyje, czarując pięknie rozrysowanymi harmoniami na tle wciąż mocno oddziałujących na wyobraźnię melodii filmowych.

Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply