Urszula – „Biała droga” (reedycja) [RECENZJA]

Nasz ocena

Szósty studyjny album Urszuli „Biała droga” wydany w 1996 roku doczekał się kolejnej reedycji. Poznajcie naszą recenzję tego wydarzenia.

Recenzja płyty „Biała droga” – Urszula (reedycja 2021)

„Biała droga” to nie tylko jedna z najważniejszych płyt Urszuli, która była ważnym powrotem wokalistki na polską scenę muzyczną. To także jeden z najważniejszych albumów jakie ukazały się w Polsce w latach 90. Sukces tego krążka przerósł oczekiwania wszystkich, ale nie mogło być inaczej. To potężna dawka chwytliwych melodii, ale też mocnego uderzenia. Muzyka rockowa tamtych czasów w czystej postaci. Teraz „Biała droga” powraca w nowej, odświeżonej wersji.

Wychodząc od gitarowych, siarczyście zaznaczonych momentów należy wspomnieć o zwieńczającym płytę kawałku zatytułowanym „Milenium”. W latach 90. artyści byli mniej zachowawczy, nie bali się czerpać czysto rockowych inspiracji, stąd obecność na tej płycie wyraźnie rozbudowanych mocniejszym brzmieniem piosenek. Do tego z przebojowym polotem i świeżym sznytem, niebędącym czymś wtórnym („Woodstock ’94”). Smaczkiem było natomiast zamieszczenie utworu z repertuaru Led Zeppelin „What Is And What Should Never Be”, nieodstającego od pozostałych propozycji, skomponowanych przez Stanisława Zybowskiego. W nagraniu nowych wersji piosenek z tego albumu wykorzystano też niepublikowane wcześniej studyjne i koncertowe partie gitarowe partnera życiowego i zawodowego Urszuli. To sama w sobie wartość nowego wydania tej płyty.

Przy tej okazji warto nadmienić, że zespół, z którym obecnie współpracuje artystka, odnalazł sedno tych piosenek, nie próbując muzycznie nadinterpretować pierwowzorów. I jak się okazuje dobre nie musi być wrogiem lepszego, a raczej nie musi stać w kontrze do współczesnej próby nowego odwzorowania tego materiału. Tym bardziej, że po latach nieco inaczej brzmiący wokal Urszuli nadał tym piosenkom dodatkowej głębi. Szczególnie odnalazł się on w balladowych przebojach (choć równie gitarowych), takich jak „Na sen”, „Ja płaczę” (ależ to cudnie prezentuje się dzisiaj) i „Mój blues” (najsmutniejszy na całym krążku). Nawet energetyczny „Konik na biegunach” po latach budzi pozytywne emocje.

Warto dodać, że po raz pierwszy na tej płycie pojawiły się autorskie teksty wokalistki. Jak się okazało był to kolejny strzał w dziesiątkę jeśli chodzi o ten album.

Po poprzednich reedycjach płyt, to właśnie „Biała droga” wydaje się najpełniej chwytającym ducha minionych czasów zbiorem fantastycznych piosenek. Dlatego tak świetnie słucha się ich po latach, w nowych wersjach wszystkich piosenek. Nieistotne staje się więc pytanie, po co ta płyta została nagrana ponownie. Można to uznać za ciekawostkę, ale też należy zwrócić na walor edukacyjny, dzięki któremu być może ktoś z młodszej publiczności sięgnie po ten repertuar, który w żaden sposób się nie zestarzał.

Łukasz Dębowski

 

“To był nowy początek” – Urszula o płycie “Biała droga” [WYWIAD]

Jedna odpowiedź do “Urszula – „Biała droga” (reedycja) [RECENZJA]”

Leave a Reply