Nanga – „Cisza w bloku” [RECENZJA]

Nasz ocena

Nanga to nowy projekt producencki Filipa Różańskiego i Maćka Dzierżanowskiego znanych z Lao Che oraz Jazzombie. Jak prezentuje się album „Cisza w bloku” nagrany wspólnie z Magdą Dubrowską oraz gośćmi – Spiętym i Barbarą Wrońską? I jaki związek ich muzyka ma z zespołem Bajm? O tym w dzisiejszej recenzji.

Recenzja płyty „Cisza w domu” – Nanga (Mystic, 2020)

Nanga to zespół założony przez muzyków Lao Che – Filipa Różańskiego i Maćka Dzierżanowskiego. Oprócz kreatywności, którą w pełni zaprezentowali na płycie „Cisza w bloku”, pojawia się też szorstki wokal i zaczepne teksty Magdy Dubrowskiej (Gang Śródmieście). To ona nadaje całości wytrawnej specyfiki. A to nie koniec wszystkich niespodzianek.

 

Od razu trzeba wyjaśnić, że jeżeli ktoś szuka w tych utworach namiastki legendarnego Lao Che, ten będzie zawiedziony. To odrębne pomysły, które oprócz wrażliwości i umiejętności budowania napięcia w niuansach, tworzą zupełnie odrębny byt.

Od strony muzycznej, każda piosenka jest na pozór topornie ciosana, i z każdej wyłania się eklektyczne spojrzenie na muzykę przez pryzmat dużej porcji elektroniki. Samplery tworzą puls tego albumu. W kawałku „dziki zachód” wtłoczono nawet fragment „Nie ma wody na pustyni”, z wykrzyczanym w tle refrenem Spiętego. Dalej też jest ciekawie, bo obok jasnego reggae z przytłaczającym tekstem, dostajemy mocniej zaprezentowane rytmy z okolic zimnej fali i techno (parawanizm”). Znajdziemy też zimny rap, z bitami stroniącymi od brudnej alternatywy („profet”). A przecież mamy też bardziej malowniczy, trochę jazzujący pop ze smutnym namaszczeniem Barbary Wrońskiej. Jak tu jej nie kochać!

Żadna z tych małych form artystycznych nie miałaby racji bytu bez obezwładniających tekstów. To one tworzą klimat tych utworów. Tym bardziej, że ich przekaz nie jest wesoły. Apokaliptyczna wizja odbija się echem już w pierwszym kawałku „profet”, a dalej jest równie mocno. Niektóre z nich zderzają się z dzisiejszą trudną, a może nawet dla niektórych trupią rzeczywistością. Niektóre opisowe historie wydają się może śmieszne, bo w sposób dosłowny odnoszą się do tego, co widzimy na co dzień, niemniej ich wydźwięk jest przejmujący i uderza po prostu w sedno. To takie opowieści, które są tu i teraz, a w rapowo-śpiewnym wykonaniu Magdy dostają jeszcze czytelniejszego przekazu. Publicystyczne teksty niewątpliwie podnoszą jakość tego wydarzenia.

Pewnie nie dla każdego łatwa będzie do zaakceptowania sugestywność tego projektu, ale trzeba przyznać, że wyjątkowy sposób myślenia artystów spoił się w świeżą, a przy tym wnikliwą całość. Czasem zaboli, ale taka bywa dzisiejsza egzystencja w chorym od ideologicznych narośli otoczeniu. Z charyzmą, ideą i należytym muzycznym zestawieniem wielu pomysłów zrodziło się nowe zjawisko o nazwie Nanga. Obyśmy doczekali się kontynuacji „Ciszy w bloku”, no chyba, że dalej nie ma już nic…

Łukasz Dębowski

 

 

 

2 odpowiedzi na “Nanga – „Cisza w bloku” [RECENZJA]”

Leave a Reply