Nasza rozmowa z Gracjanem Kalandykiem o debiutanckiej płycie „Dwa słowa”

20 kwietnia ukazała się debiutancka płyta Gracjana Kalandyka pt. „Dwa słowa”. Przez 2 lata pod opieką równie niebanalnie myślącego o muzyce producenta – Roberta Amiriana (Next Pop) tworzył swój nieoczywisty stylistycznie album.

W warstwie literackiej wsparli wokalistę Paweł Leszoski i Dominika Barabas.

Mieliśmy okazję porozmawiać z Gracjanem Kalandykiem m.in. o jego albumie „Dwa słowa”.

fot. materiały promocyjne

 

W związku z wydaniem debiutanckiej płyty dużo podróżujesz, gdyż nie mieszkasz w Warszawie. Jak udaje Ci się pogodzić życie pomiędzy Warszawą a Twoim miejscem zamieszkania?

Za każdym razem próbuję zorganizować ten czas przyjazdu tak, by móc załatwić kilka rzeczy promocyjnych. Mieszkam w Gdańsku. Pochodzę jednak z Elbląga. I staram się tam być w każdy poniedziałek, bo prowadzę w moim rodzinnym mieście szkołę nauki śpiewu. Nigdy nie było tam możliwości uczyć się w tym kierunku, dlatego zdecydowałem się to zmienić i założyć taką szkołę. Kiedy mieszkałem w Elblągu dojeżdżałem do Gdyni, żeby szkolić swój warsztat. Także częste podróżowanie wpisane jest już w moje życie.

Twoja przygoda z muzyką zaczęła się znacznie wcześniej niż programy telewizyjne, bo już wcześniej szukałeś własnej muzycznej drogi. Na Twoim profilu można znaleźć wiele coverów, które nagrywałeś w różnych okolicznościach. Jednak Twoje bycie medialne zaczęło się od X-Factora, a później The Voice Of Poland? Jak Ty wspominasz ten czas? Czujesz, że wyniosłeś coś z tych programów dla siebie pod względem artystycznym?

To był dla mnie bardzo dobry czas. Zobaczyłem „od kuchni” jak wyglądają tego typu programy. Poznałem wtedy bardzo wielu ludzi. Nie ukrywam, że było wiele pracy i wszystko działo się w niewyobrażalnym tempie. Z perspektywy czasu było też zabawnie, tuż po występie w X-Factor występowałem z zespołem Moonwalkers. W skład grupy wchodził Arek Kopera, znany producent, który grał wtedy na saksofonie. Także Michał Kusz (klawisze) był częścią naszego zespołu. Ja ten czas wykorzystałem dla siebie jak najlepiej. Zresztą podobnie było z programami rozrywkowymi, w których wziąłem udział.

Jak duży wpływ miałeś na to, co dzieje się w The Voice Of Poland?

Na początku niewielki, gdyż lista piosenek jest już ustalona. Tego typu programy rządzą się swoimi prawami i wchodząc w taki format musimy to zaakceptować. Jeden raz zbuntowałem się, wychodząc pod prąd realizatorom programu i nie zgodziłem się na zaśpiewanie piosenki „Wielka miłość” z repertuaru Seweryna Krajewskiego. I to nie dlatego, że nie lubię tej piosenki, ale nie chciałem być na siłę utożsamiany z typowymi utworami o miłości. Wtedy zaśpiewałem kompozycję U2 pt. „Beautiful Day”. To był w pełni mój wybór, bo zespół bardzo cenię.

Udział w programach stał się trampoliną do tego, żebyś mógł nagrać płytę. Nie jest ona jednak odzwierciedleniem tego, co możemy usłyszeć w mainstreamowym popie.

Od początku miałem pomysł na własną muzykę i nie interesowało mnie ściganie się na listach przebojów z typowymi piosenkami pop. Moja płyta jest dosyć zróżnicowana, bywa niełatwa do zdefiniowania, może nawet nieco niszowa, bo wymagająca skupienia i zaangażowania („Zanim odejdę”). Owszem znajdziemy tam kompozycje z elementami bardziej melodyjnymi, nieco bardziej popowymi („Dwa słowa”, „Dogasanie”), ale w większości są to historie bardziej klimatyczne.

Pierwszym zwiastunem tego albumu była jednak piosenka pt. „Chodź” z 2016 roku, która odsłaniała nieco łagodniejsze brzmienie, ale już wtedy zwracała uwagę na Ciebie, jako kogoś, kto ma coś do przekazania. Już wtedy wiedziałeś w jakim muzycznym kierunku chcesz podążać?

Dla mnie ten początek był już jasno określony. Przy tej kompozycji zacząłem współpracę z ludźmi, którzy interesowali mnie artystycznie i z nimi nagrałem całą płytę. Główną postacią, z którą odnalazłem porozumienie na płaszczyźnie muzycznej był Robert Amirian. Bardzo podoba mi się jego wrażliwość oraz brzmienie artystów z jego otoczenia tj. Kari, Fismolla i zespołu Bokka. Pierwsze nasze spotkanie przedłużyło się o kilka godzin i już wtedy wiedziałem, że to jest ta osoba, z którą chcę współpracować. Mamy świetne porozumienie w sferze artystycznej, ale też jeśli chodzi o poglądy na życie.

Robert zgodził się nagrać ze mną całą płytę, ale potrzebował trochę czasu, gdyż jest osobą zapracowaną. Wstępne pół roku przedłużało się o kolejne miesiące. Ten czas wykorzystałem na pisanie własnych kompozycji, do czego Robert od początku mnie namawiał.

fot. materiały promocyjne (Universal Music Polska)

Jedną z bardziej zaawansowanych artystycznie piosenek na Twojej płycie jest „Zanim odejdę”. Możesz opowiedzieć coś o tym utworze?

„Zanim odejdę” było drugą piosenką, jaką w ogóle napisałem w życiu i mam do niej ogromny sentyment. Na początku powstała w języku angielskim, ale po rozmowie z Jarkiem Szlagowskim, który zachęcił mnie do pracy nad warstwą tekstową, stwierdziłem, że powstaną polskie słowa. Ten utwór nie jest łatwy, bo porusza ciężki temat. Powstał do niego teledysk, a także specjalna wersja live, której można posłuchać na YouTube.

Ciekawostką jest, że wersję na żywo nagrałem w dniu mojego egzaminu dyplomowego na Akademii Muzycznej. Wymyśliłem, że nie chcę wtedy odgrywać standardów jazzowych, tylko zaprezetuje swój autorski materiał. Bonusem był jedynie cover do piosenki „Feeling Good”. I postawiłem na przekaz mocno rockowy, stąd niektórych zaskoczyła moja interpretacja tej kompozycji. A „Zanim odejdę” zagraliśmy jako ostatni numer i zarejestrowaliśmy do niego video.

Skoro już jesteśmy przy koncertach, to jak będą one wyglądały od strony technicznej? Na płycie pojawili się bardzo zapracowani i znani muzycy (m.in. Maciej Gołyźniak, Krzysztof Łochowicz, Robert Amirian). Będziesz z nimi współpracować koncertowo, czy masz swój zespół?

Od jakiegoś czasu mam własny zespół, z którym koncertuję – Łukasz Zawistowski (bębny), Piotr Orzechowski (bas), Mateusz Nakonieczny (gitara elektryczna). Chciałem zorganizować jeden koncert promocyjny, podczas którego pojawią się muzycy sesyjni z płyty „Dwa słowa”, ale niestety okazało się to karkołomnym zadaniem ze względu na to, że są to bardzo zajęci ludzie.

Maciek Gołyźniak gra z Natalią Nykiel, Krzysztof Łochowicz z Darią Zawiałow, a Robert Amirian jest chodzącą muzyką, pojawia się w bardzo wielu projektach i pracuje w wytwórni muzycznej. Także zebranie ich na jednej scenie jest właściwie niemożliwe.

Posiadasz już pewien bagaż doświadczeń, ale nie czujesz, że z debiutancką płytą startujesz trochę od początku? Ludzie kojarzą Cię z programów, ale tymi piosenkami wyznaczasz sobie zupełnie nowy rozdział i nie odcinasz kuponów od tego co było.

To prawda, dlatego bardzo jestem ciekawy, jak tem album się przyjmie i czy ludzie docenią nad czym tyle czasu pracowałem. I bardzo podoba mi się, że startuję poniekąd od początku. Bywa trudniej w takim przypadku, ale przynosi to znacznie więcej pozytywnych efektów w procesie długofalowym. Nie chcę mieć radiowego przeboju z krótkim terminem przydatności, który zaistnieje przez chwilę, a potem wszyscy o nim zapomną.

Ludzie po talent show dostają przypinkę wykonawcy pop, który ma fajny głos, ale artystycznie ma niewiele do zaproponowania. Dlatego ja stawiam na piosenki, które zaistnieją w świadomości słuchacza w inny sposób. Wierzę, że mój odbiorca wykona wysiłek i dotrze do mojej muzyki, którą być może trudniej będzie można usłyszeć w radiu. Moja twórczość jest mało oczywista i przez to niełatwa do sformatowania w rozgłośniach radiowych.

Twoje piosenki to nie tylko muzyka, ale także teksty, które oprócz Ciebie napisali Paweł Leski Leszoski, Dominika Barabas, Igor Herbut.

Z Igorem Herbutem współpracowaliśmy przez dwa miesiące nad utworem „Czegoś mi brak”. I bardzo miło wspominam tę sesję oraz czas spędzony w studiu. Po rozmowach z Jarkiem Szlagowskim, czuwającym nad całą płytą, nie zgodził się, by ten utwór znalazł się w takiej formie. Finalnie piosenka we współpracy z Igorem i całym zespołem Lemon, którzy zarejestrowali tę kompozycję, nie mogła znaleźć się na moim krążku. Wróciliśmy więc do mojej pierwotnej koncepcji. Co nie zmienia faktu, że spotkanie z Igorem było bardzo inspirujące.

Natomiast z Dominiką Barabas napisaliśmy „Mój świat”, a także podarowała mi tekst do „Jeszcze”. Leski stworzył dla mnie niebanalne słowa do trzech piosenek, a Robert Amirian napisał „Dogasanie”. Moja współpraca z nimi wyglądała podobnie. Wszystko zaczynało się od tego, że dawałem im gotową kompozycję z linią wokalną i moimi tekstami. I tak naprawdę cały sens każdej piosenki wychodził ode mnie. Oni mieli za zadanie ubrać to w lepsze słowa.

fot. materiały promocyjne (Universal Music Polska)

Na płycie znalazła się też jedna piosenka w języku angielskim i jest nią „Angels”. Skąd pomysł, by złamać zasadę pisania po polsku?

Wspólnie z Robertem Amirianem ułożyliśmy ten tekst i jest to jedna ze starszych piosenek. Robert świetnie radzi sobie z angielskim. I właściwie wyszło to samoistnie. Słowa pojawiły się przy pracy nad warstwą muzyczną, którą ciągle zmienialiśmy. Tworzyliśmy na nowo refren i wtedy znów zmieniał się tekst. Chciałem stworzyć piosenkę mniej oczywistą niż pierwotny zarys.

Zresztą Robert był w ogóle bardzo cierpliwy przy pracy nad tym krążkiem. Przez długi czas wysyłałem mu własne pomysły. Pozwolił mi na eksperymentowanie i ciągłe tworzenie kolejnych wersji. W ostatecznym rozrachunku wracaliśmy jednak do pierwszych pomysłów. Cieszę się, że miałem tę swobodę twórczą, którą on w pełni akceptował, a przy tym podsuwał mi wiele własnych koncepcji.

Trzeba wspomnieć, że wszystko, co związane jest z Twoim fonograficznym debiutem nie było przypadkowe. A ludzie, z którymi pracowałeś pojawiali się także przy tworzeniu Twoich teledysków.

Już przy pierwszym klipie „Chodź” pojawiły się osoby, które podziwiam. Operatorem kamery był wtedy Fismoll. Wspierał nas przy tym obrazku wspomniany już Leski, który także tworzył całość teledysku od strony technicznej i wspierał nas przy produkcji.

Czy oby na pewno czujesz się debiutantem, czy raczej ten album to etap tego, co robisz od dłuższego czasu? W końcu nie stało się tak, że byłeś w programie i nagle przyszedł pomysł pt. „to teraz szybko nagrajmy płytę”. Dlatego „Dwa słowa” nie otwierają dla Ciebie niczego nowego, poza tym, że mamy fizyczny nośnik, który każdy może teraz kupić i do woli słuchać Twojej twórczości.

Właśnie tak to widzę. Ja zawsze tworzyłem, próbowałem coś nagrywać. To nie jest tak, że teraz mam płytę i dzieje się dla mnie coś niezwykłego. Ona jest zbiorem i podsumowaniem tego, co robię przez lata. Ja mam już pomysły na nowe kompozycje, wiem z kim chciałbym pracować i jak ma wyglądać moja twórczość w przyszłości. Mam już w głowie ułożoną nawet kolejną płytę.

Na tym nadal chcę się skupiać, bo to co robię daje mi ogromną satysfakcję i przyjemność. Tym bardziej, że wydaje mi się, że album „Dwa słowa” przekazuje coś ważnego. Pracując nad nią nauczyłem się bardzo wiele i mam nadzieję, że moje kolejne artystyczne odsłony będą coraz ciekawsze.

Jaki Ty masz stosunek to plotek, które pojawiały się na Twój temat. Ponoć nagrywałeś piosenki z Edytą Górniak?

Po programie The Voice Of Poland nagrywałem Sylwestra w 2 Programie TVP. Po tej imprezie telewizyjnej spotkaliśmy się w hotelu, gdzie przebywali wszyscy artyści. I zrobiłem sobie zdjęcie z Edytą Górniak, co wywołało falę plotek. Później ta fotografia krążyła po Internecie wywołując małe zamieszanie. Jedynie moja znajoma nie dała się wtedy nabrać na tę informację (śmiech).

Rozmawiali: Łukasz Dębowski i Tomasz Kozłowski

2 odpowiedzi na “Nasza rozmowa z Gracjanem Kalandykiem o debiutanckiej płycie „Dwa słowa””

Leave a Reply