Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji poznać zespołu Kminek powinniście nadrobić zaległości. Trio pochodzi z Dolnego Śląska i właśnie ukazała się ich płyta pt. „34”.
Jak mówią: „Kminek powstał z marzeń, z miłości do muzyki, obrazu, słowa, dla ludzi którzy chcą patrzeć i widzieć tak jak my”.
Recenzja płyty „Kminek 34” – Kminek (LUNA MUSIC POLSKA, 2017)
Umieszczanie pełnowymiarowego krążka (po drodze była EPka) zespołu Kminek pt. „Kminek 34” w kręgu muzyki reggae byłoby zdecydowanie krzywdzące. Owszem często przewijają się bujające, ciepłe melodie, jednak są one jednym z nienachalnych elementów tej płyty.
A im dalej na albumie odkrywamy te piosenki, tym więcej różnorodności. I właśnie najciekawiej prezentują się kompozycje, które uciekają łatwej klasyfikacji ich muzyki.
Utwór pt. „Skaza” to dźwiękowy tygiel, w którym z dobrą melodią spotykają się przykryte nieładem gitary. Taki przybrudzony klimat świadczy, że nie mamy do czynienia z ugrzecznionym zespołem, który serwuje jedynie bezpieczne melodie.
Zresztą nawet te spokojniejsze chwile tworzą taki nieoczywisty, „kminkowy” świat. „Do chleba kminek”, będący pierwszym singlem, tylko w jakimś procencie odzwierciedla charakter zespołu. Bardziej piosenkowa wydaje się „Złota ryba”, ale już „Szkaradki” oddają niecodzienne spotkanie szorstkiej elektroniki, niepokojącej gitary, kilku innych instrumentów, z intrygującym głosem Michaliny Maruniak.
Wokalistka posiada specyficzną barwę (gdzieś zbliżoną do Natalii Grosiak z zespołu Mikromusic), która tworzy oryginalność tego wydarzenia.
Dużym atutem zespołu jest jednak specyfika ich muzyki. Tak jak to z kminkową przyprawą bywa, nie każdy lubi jej smak, ale dla tych, którzy się rozsmakują, będą cieszyć się tym krążkiem bardzo długo. Natomiast Ci, którzy nie są w stanie przełknąć tych dźwięków, przygoda z ich muzyką stanie się niezrozumiała.
Kminek posiada własną historię, lekką tajemnicę, a do tego kilka wnikliwych myśli tworzących indywidualizm grupy. I chyba w tym wypadku to jest najważniejsze.
Łukasz Dębowski