Kuba Płucisz i goście

Nasz ocena

Na dzisiejszy wieczór chcielibyśmy Wam zaproponować nieco mocniejsze, rockowe uderzenie. Jakiś czas temu płytę wydał Kuba Płucisz i Goście. Niegdyś założyciel zespołu IRA, od jakiegoś czasu pracuje pod własnym nazwiskiem. Czego możecie spodziewać się po albumie pt. „Tu jest mój dom”? O tym w dzisiejszej recenzji.

Recenzja płyty „Tu jest mój dom” – Kuba Płucisz (First Records, 2017)

Płyta pt. „Tu jest mój dom” Kuby Płucisza i gości, to kwintesencja mocnego i bezkompromisowego grania, zanurzonego w rockowej tradycji. 
Muzyk nie idzie na łatwiznę, prezentuje gitarowe brzmienie w całej okazałości, nasycając nim każdy z utworów.

A co znajdziemy na krążku, który jest powrotem Kuby na rynek muzyczny? Nie mogło zabraknąć piosenek gigantów z początkowej działalności zespołu IRA, którego muzyk był założycielem.

To za jego czasów powstały m.in. takie przeboje jak „Bierz mnie”, „Nadzieja” i „Mój dom”, od którego zaczerpnięto tytuł tego albumu. Tutaj ten utwór prezentuje się nawet jeszcze mocniej niż oryginał. A w połączeniu z gościnnym udziałem m.in. Damiana Ukeje, Titusa, Litzy, Sebastiana Riedla, a nawet Jurka Owsiaka nabrał nowej jakości. Stał się wręcz hymnem tej płyty. Okazuje się, że ta piosenka ma już wymiar ponadczasowy, a tekst ciągle jest aktualny.

Przy kolejnej propozycji też nie ma miejsca na łagodniejszy charakter. Jak opisuje muzyk „Zew krwi” był zainspirowany działalnością grupy Proletaryat… i co ciekawe Tomasz „Oley” Olejnik, wokalista pamiętnego zespołu, pojawił się tu na wokalu obok Damiana Ukeje i Rudej (Red Lips). Bardzo energetyczny, zbudowany na potężnych riffach hardrockowych numer, który nie zatracił także swej melodyjności.

Trzeba wspomnieć również o „Nie tracę wiary”, kompozycji zaaranżowanej przez Adam Sztaba (Official). Kawałek został wcześniej nagrany jako cegiełka, mająca wesprzeć Tomka „Kowala” Kowalskiego, zwycięzcy jednego z odcinków Must Be The Music Polska, który uległ wypadkowi. Wtedy zaśpiewany przez wielu wokalistów, tutaj wsparty wokalem Pawła Piecucha.

O każdej piosence na tym albumie można rozpisywać się długo, bo każda z tych kompozycji jest ważna, ma swoją historię i tworzy istotny element nowej całości. Bez względu, czy to będzie nieco bluesowy, mocno emocjonalny „Adres w sercu”, czy ciągle energetyczny „Bierz mnie”, któremu nic nie brakuje pierwszemu wykonaniu. Ciągle mamy do czynienia z potężną dawką muzyki, która broni się w dzisiejszych czasach.

Warto też napisać o przejmującej, tutaj nagranej z jeszcze większym rozmachem „Nadziei”, w której pojawiły się prawdziwie rockowe dusze (Ukeje, Piecuch, Ruda, Ernest Staniaszek, a nawet Kasia Moś!). Dodatkowo pojawienie się Polskiej Orkiestry Radiowej pod batutą Adama Sztaby, nadało temu utworowi pewnej wzniosłości. Dzięki świetnej kompozycji i takiej aranżacji ten numer nigdy się nie zestarzeje.

Ciężko doszukiwać się słabszych momentów, bo ta płyta to najlepsza szkoła muzyki rockowej, którą niekoniecznie kultywuje się w dzisiejszych czasach. Niestety, bo zdecydowanie na to zasługuje.

Kawałek ważnej historii polskiej piosenki rockowej, ale też nadzieja na otwarcie nowego rozdziału, jakim mógłby być premierowy materiał Kuby Płusisza. Czekamy na więcej. Z takim zasobem profesjonalizmu i energii, to musi się udać.

I jeżeli zastanawiacie się, gdzie podział się ogień na ostatnich płytach zespołu IRA, to odpowiedź jest prosta – został już dawno przy Kubie Płuciszu.

Łukasz Dębowski

Leave a Reply