29 listopada odbyła się premiera nowej płyty zespołu Sabina Meck Sextet z gościnnym udziałem Wojciecha Myrczka. Poznajcie naszą recenzję tego wydarzenia.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Słowo na T” – Sabina Meck Sextet (SJ Records, 2019)
„Słowo na T” to już trzeci album Sabiny Meck, który ukazał się pod koniec listopada 2019 roku. To jednocześnie jedno z ciekawszych wydarzeń na scenie jazzowej, bo łączy wyrafinowanie tego gatunku, z bardziej piosenkową formą muzyczną. W ten sposób zespół Sabiny Meck Sextet nadaje ważności bardziej melodyjnym elementom tej płyty, nie umniejszając tego, co jest istotą muzyki improwizowanej.
W tych dziesięciu kompozycjach oprócz jazzowej swobody odnajdziemy także detale, które kojarzą się z zaśpiewami piosenkowymi. Pojawia się też wrażliwość charakterystyczna dla piosenki poetyckiej. Proste melodie wzbogacają bardziej eleganckie chwile, będące sednem klasycznych rozwiązań muzycznych, ale także przystępności zawartej również w polskich tekstach.
Wokalistka jest zawsze blisko słuchacza – traktuje głos jak instrument, czasem szepcze, a nawet w pewnym sensie recytuje („Historia rozsądnej znajomości”). Wokalizy nie są napastliwe, zostawiają bardzo dużo miejsca na muzykę, która przybiera często mało oczywiste, choć na pozór niewymyślne formy. Skromne podanie instrumentów nie wyklucza zawoalowania w momentach, gdy przychodzą bardziej intensywne dźwięki. Duża w tym zasługa mającego ogromne wyczucie zespołu – saksofonisty Przemysława Chmiela, gitarzysty Łukasza Kokoszko, pianisty Michała Jakubczaka, basisty Piotra Najarowskiego i perkusisty Szymona Madeja.
Słuchając całości wydaje się jakby każdy motyw muzyczny przychodził im z ogromną łatwością. Nie znajdziemy tu silenia się na jakieś bardziej misternie uszyte rozwiązania. Każdy moment posiada ogromną lekkość i naturalność, przez co odbiera się ten album z niewymuszoną przyjemnością („Mamba”).
W jednym z utworów pojawia się gościnnie wokalista Wojciech Myrczek. To jeden z tych niezwykle ciepłych, urokliwie snujących się momentów, ze wspomnianą wcześniej poetycką osobliwością. Piosenkowy charakter „Spełnienia” wynosi kompozycję ponad jazzową hermetyczność, przez co może stać się ona przystępna nawet dla tych, którzy jazzu nie stawiają na pierwszym miejscu wśród ulubionych gatunków muzycznych. Przełamanie pewnej konwencji wychodzi całemu zespołowi bardzo dobrze.
Trzeba jeszcze wspomnieć o jednym utworze, w którym instrumenty stanowią niemal całkowite tło dla głosu Sabiny („Jeszcze miłość”). Takie fragmenty nadają tej płycie dodatkowej jakości, wynosząc ją wysoko poza jakiekolwiek oczekiwania.
Trudno jest wskazywać słabsze momenty na krążku „Słowo na T”. Okazuje się, że łączenie nieoczywistych pomysłów ma ogromną wartość. Słowiański koloryt łączy się z wrażliwością, która nadaje tym kompozycjom rangę oryginalności i ważności jazzu, co najmniej na poziomie europejskim. Otwartość projektu daje możliwość dotarcia do szerszego grona słuchacza, chociaż jej intymne, czasem powściągliwe ukierunkowanie prowokuje do zasłuchiwania się w tym albumie w bardziej kameralnych warunkach. Niemniej słucha się tej płyty wybornie.
Łukasz Dębowski