Dafeat – „Dans Ma Bulle” [RECENZJA]

Nasz ocena

5 grudnia 2019 roku premierę miała EP-ka artysty, o którym zapewne usłyszycie po raz pierwszy właśnie za sprawą tego artykułu. Dawid Płonka aka Dafeat to chłopak z rocznika ’03, stawiający właśnie pierwsze kroki na polskim rynku muzycznym.

fot. okładka EP

W dzisiejszych czasach tworzyć muzykę może każdy kto tylko ma dostęp do komputera i/lub instrumentów, lecz to oryginalność i pomysł na siebie cechuje tych, którzy mają szanse na coś więcej niż tylko tworzenie muzyki do szuflady.

W tym miejscu spotykamy właśnie Dawida, którego twórczość trafiła do mnie całkiem przypadkiem (nie na odwrót). W wieku 12 lat zaczął pobierać 2-letnie prywatne nauki z gry na klawiszach, lecz potem przeistoczyło się to w zainteresowanie warsztatami „Pianolab” odbywającymi się w Krakowie i na które Dawid uczęszcza do dziś.

Pierwotnie EP-ka „Dans Ma Bulle” miała opierać się na samych kompozycjach instrumentalnych, lecz finalnie usłyszeć możemy głos Dawida, jego siostry Dominiki Płonki oraz koleżanki Julii Cieślak. Sam pomysł stworzenia tego projektu narodził się rok temu, lecz jak sam autor twierdzi, ciężko jest określić ile dokładnie powstawał ten album.

„Dans Ma Bulle” zaczynamy od zmysłowego, 2-minutowego „Dans Ma Bulle Prologue”, którego już sama nazwa wskazuje, że będzie to swoiste otwarcie tej EP-ki. Następnie jak na tacy dostajemy tytułowy, singlowy utwór „Dans Ma Bulle”, przesiąknięty spokojną elektroniką i tkliwym wokalem Dominiki. Co jednak rzuca się w „uszy” po paru przesłuchaniach, to fakt jakby sztucznego przedłużania tego utwory. Pierwsza połowa jest bardzo atrakcyjna, wręcz ekscytująca, lecz druga część boleśnie sprowadza nas na ziemię. Uwydatnia brak w tym utworze większego pazura, elementu zaciekawienia, który poprowadzi ten utwór, w momencie gdy znika wokal. Czegoś co zahipnotyzuje słuchacza i nakłoni go do powracania do tego utworu.

Podróżując jednak po krainie „Dans Ma Bulle” napotkamy najbardziej kreatywny i pomyślny utwór, czyli „Ribbon”. Stworzony również z udziałem siostry Dawida, zaowocował pełnowartościowym materiałem, balansującym na krawędzi popu z alternatywą i odznaczającym się własną indywidualnością oraz wrażliwością. W żaden sposób nie ma być to pejoratywne dla „Ribbon”, który może być zdecydowaną wizytówką tej płyty.

„No More Than Others” z gościnnym udziałem Julii Cieślak to kolejny przystanek tej 21-minutowej przygody, sprowadzającym na całość bardziej melancholiczny, nostalgiczny wydźwięk. Utwór ma swoją kontynuację w minutowym „More Than Others”, będącym satysfakcjonującym dokończeniem tej opowieści. Całość nie jest jednak punktem zwrotnym albumu. Zbliżając się do końca napotkamy „Just Dreaming”, charakteryzujący się pulsującą, czasami wręcz chaotyczną elektroniką i leniwym wokalem Dawida.

Klimat zachowany jest jednak w bardziej wyciszonej, rozmarzonej, idealistycznej strukturze, która chyba najbardziej oddaje się treści tytułu „Dans Ma Bulle”, czyli dosłownie „W Mojej Bańce”. Na sam deser dostajemy drugą najlepszą kompozycję tej płyty, czyli „Two Sides”. Energiczny, symptomatyczny, można powiedzieć, że wręcz ekspansywny utwór wyróżnia się na tle reszty albumu. Nie brakuje mu jednostkowości czy punktów zapalnych, może jedynie nie ma zajmującego zakończenia, umiejętnie zwieńczającego ten album. EP-ka „Dans Ma Bulle” wydaje się być dobrym początkiem Dafeata.

Debiut sprowadza się do osobliwego badania terenu i rozeznania, czym tak naprawdę kierować się w budowaniu jeszcze bardziej angażującego klimatu. Na pewno zabrakło tutaj większego wysmakowania, ale to przyjdzie z czasem. Póki co zostajemy przy zgrabnych kompozycjach owianych nutą tajemniczości.

Mateusz Kiejnig

 

Leave a Reply