Małgorzata Ostrowska – „Na świecie nie ma pustych miejsc” [RECENZJA]

Nasz ocena

Długie 12 lat czekaliśmy na studyjną płytę Małgorzaty Ostrowskiej. I w końcu pojawia się jej album zatytułowany „Na świecie nie ma pustych miejsc”. Więcej dowiecie się z naszej recenzji.

Recenzja płyty „Na świecie nie ma pustych miejsc” – Małgorzata Ostrowska (Wydawnictwo Agora, 2019)

W ciągu niemal czterdziestu lat muzycznej działalności, Małgorzata Ostrowska zdążyła przyzwyczaić swoich fanów do prawdziwie rockowego wizerunku – z zespołem Lombard, przy okazji współpracy z innymi artystami, aż w końcu rozpoczynając karierę solową.  Ostatni z wymienionych etapów przyniósł odrobinę łagodniejsze melodie, jednak wyrazistych elektrycznych gitar zwykle w repertuarze wokalistki nie brakowało. Po latach przyszedł czas na zmiany.

Ale Małgorzata Ostrowska w spokojnym, stonowanym repertuarze? Gdybym nie usłyszał, pomyślałbym, że to nie może się udać.

Po 12 latach od swojej ostatniej studyjnej płyty („Słowa”), artystka powróciła z materiałem odsłaniającym jej nowe muzyczne oblicze. Materiałem spokojnym, lirycznym, emocjonalnym, zmysłowym i kojącym. Niech zatem nikogo nie zwiedzie klimat pierwszego singla promującego album – „Ziemia w ogniu”, który wcale nie jest reprezentatywnym utworem dla całego krążka, a jedynie jego małym (choć nie mniej udanym) urozmaiceniem.

Trudno ocenić, czy wydanie płyty właśnie w listopadzie, w okresie jesiennym, było przypadkiem, czy też zaplanowanym działaniem. Pewne jest jednak to, że panująca obecnie aura zdecydowanie sprzyja spokojniejszemu muzycznemu repertuarowi, który odnajdziemy na płycie o intrygującym tytule „Na świecie nie ma pustych miejsc”.

Na albumie znalazło się 15 piosenek, w tym dwa utwory bonusowe. Muzyka i tekst w harmonijny sposób się uzupełniają, ponieważ akustyczna muzyka uwydatnia, a wręcz podbija znaczenie intymnych tekstów. Ich autorką jest sama artystka, co w przypadku tak klimatycznego materiału zyskuje na znaczeniu podwójnie. Ostrowska pokazuje w nich swój tekściarski kunszt, bo napisać niebanalne teksty o miłości to sztuka.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy Małgorzatę Ostrowską, uwielbianą przeze mnie za swój mocny, charakterystyczny, drapieżny wokal (szczególnie w ekspresyjnym repertuarze „lombardowym”), usłyszałem w pierwszych dźwiękach maksymalnie nastrojowej kompozycji „Czekanie”, rozpoczynającej nową płytę. Równie wielkim zaskoczeniem był dla mnie fakt, że już po pierwszym odsłuchu ta piosenka po prostu mnie urzekła i zapadła w pamięć, a obecnie jest jedną z moich ulubionych z całego albumu. Stwarza atmosferę niesamowitego spokoju, dzięki której naprawdę można odpłynąć. Podkładem dla wokalu Ostrowskiej jest w niej jedynie pianino i delikatna perkusja, nic więcej nie trzeba.

Równie spokojny utwór, choć już znacznie bogatszy instrumentalnie (z piękną harfą na wstępie), „Jesienny egzamin”, odnajdziemy w połowie albumu. Tytuł sugerowałby, że wydanie płyty w listopadzie przypadkiem jednak nie było. To kompozycja najbardziej nostalgiczna, do posłuchania w odpowiednich okolicznościach.

Pragnę jednak uspokoić wszystkich fanów dawniejszej twórczości Małgorzaty Ostrowskiej – nawet na nowej płycie wokalistka nie rezygnuje z silnego wokalu. Możemy go usłyszeć w bardziej dynamicznych utworach („Miłość jak huragan”, „Ziemia w ogniu”), ale co istotne – również w piosenkach, które rozpoczynają się spokojnie, a uwydatniają w miarę czasu trwania mocny głos Ostrowskiej („Diament”, „Komu potrzebna taka miłość”).

Wielka szkoda, że na fizycznej wersji płyty zabrakło znakomitej piosenki „Nie jestem cicha” (dostępna do odsłuchu tylko w serwisach cyfrowych), utrzymanej w iście „maanamowej” stylistyce, w której Ostrowska brzmi fenomenalnie. Warto po nią sięgnąć cyfrowo.

Nieprawdopodobne jest to, że o każdej piosence z płyty „Na świecie nie ma pustych miejsc” można powiedzieć coś innego – coś, co zdecydowanie wyróżnia ją na tle pozostałych. To materiał bardzo spójny i różnorodny jednocześnie, dlatego nie mam wątpliwości, że każdy fan twórczości Małgorzaty Ostrowskiej znajdzie w nim coś dla siebie. Nie sposób napisać o każdym utworze z osobna, trzeba go po prostu przesłuchać; ze swojej strony najmocniej polecam trzy utwory, które śmiało mogłyby reprezentować album: „Czekanie”, „Teraz” i „Nie ma pustych miejsc”. To złota trójka, równie piękna co różnorodna.

Nowy album Małgorzaty Ostrowskiej może także przywodzić na myśl ostatnią płytę Maryli Rodowicz „Ach świecie…”, utrzymaną w bardzo podobnym, jesienno-akustycznym klimacie. Jej producentem był Maciej Muraszko – kompozytor utworów na płytę Małgorzaty Ostrowskiej. Dla niego wielkie ukłony, bo dobrze wiedział jakimi melodiami obdarować artystkę, aby odsłonić jej drugie, subtelniejsze oblicze.

Małgorzata Ostrowska w akustycznej odsłonie prezentuje się doskonale. Bogactwo żywych instrumentów w połączeniu z autorskimi tekstami wokalistki oraz jej interpretacjami daje dowód autentyczności materiału, a sama płyta koi, uspokaja, ale też umacnia. Jesień nawet w listopadzie potrafi być złota.

Jonatan Paszkiewicz

 

3 odpowiedzi na “Małgorzata Ostrowska – „Na świecie nie ma pustych miejsc” [RECENZJA]”

Leave a Reply