Enchanted Hunters to duet znakomitych songwriterek Małgorzaty Penkalli i Magdaleny Gajdzicy. 7 listopada ukazała się ich płyta „Dwunasty dom”, którą zrecenzowaliśmy.
Recenzja płyty „Dwunasty dom” – Enchanted Hunters (Latarnia Records, 2019)
Muzyki elektronicznej mamy ostatnio pod dostatkiem. Jednak takich zespołów, które bez obciachu potrafią korzystać z muzyki lat 80. i oddawać ją w formie, z której wypływa w pełni świadoma opowieść jest już znacznie mniej. Na drugiej płycie kobiecego duetu Enchanted Hunters pt. „Dwunasty dom” znajdziemy coś więcej, niż tylko klimatyczne brzmienia syntezatorów.
Od debiutanckiej płyty zespołu minęło siedem lat. To całkiem sporo. Biorąc jednak pod uwagę charakter nowego albumu mógłby się on ukazać w dowolnym momencie, bo pomimo korzystania z czytelnej elektroniki, nie idzie z żadną modą muzyczną, jak to mogłoby się pozornie wydawać. Syntetyczne, wręcz rasowo podane dźwięki (nie bez znaczenia są wykorzystane klawisze z minionej epoki), skupiają się nie tyle na charakterystyce pewnych odniesień do tego, co było w muzyce, ale przełożeniu ich na własny język wypowiedzi.
Jeśli dodamy do tego zaśpiewy płynące często na dwugłosach, niczym syreny wabiące słuchacza („Przyjaciel”), to już powstaje nam obraz czegoś bardziej oryginalnego. To one stanowią dodatkową harmonię z tym, co dzieje się muzycznie.
Całość jest jakby świadomie spowolniona. Nie mamy na szczęście żadnej rytmiki opartej na bitach, za to przewijają się nie do końca wyraźne melodie („Pretekst”). Nie znajdziemy też oczywistej przebojowości. Te raczej futurystyczne etiudy muzyczne wyjęte zostały ze „złotego brzmienia lat 80.”. Oczywiście dziś to nie jest już muzyka przyszłości, bo wiemy, że po latach elektronika powróciła w zmienionej formie. Jednak wtedy opowieści Enchanted Hunters byłyby innowacyjnym, a może nawet naukowym instrumentem do badania przyszłości? Któż to wie.
Dzisiaj jawią się jednak jak zaginione w czasoprzestrzeni smugi muzyczne, które mogłyby w tamtym czasie zmienić bieg muzyki. Albo przynajmniej rozwinąć ją w innym kierunku, nie pozwalając wyprzeć jej niemal zupełnie przez nadchodzące lata 90.
Misternie splecione dźwięki stanowią podkład do niezbyt optymistycznych wizji przyszłości i lęków z nią związanych („Plan działania”). Pojawiające się syntezatorowe szumy idą w parze z tekstami („Burza”). W muzyce duetu cały czas coś wisi w powietrzu, przetaczają się przez nią potężne emocje, strach, a nawet bezradność. Teksty żyją w ścisłej symbiozie z muzyką. Dzięki temu należy odbierać ten album jako spójną całość.
Rozrywkowy charakter muzyki lat 80. został całkowicie wyparty przez duchową otchłań, co szczególnie mocno zaznaczone zostało pod koniec płyty. Podchodząc z jakimkolwiek nastawieniem do tych piosenek, nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie twórczego zaangażowania Enchanted Hunters. To ono pozwoliło wyzwolić z tych kompozycji więcej kreatywności, niż w niejednej nowoczesnej produkcji bazującej na typowej elektronice.
Łukasz Dębowski