EP o tytule “v. 1.0b” jest debiutanckim wydawnictwem zespołu T-RIP, które podsumowuje pierwsze pół roku ich działania. To projekt muzyczny z pogranicza rapu, trip-hopu i elektroniki. Poznajcie naszą recenzję tego albumu.
Zespół T-RIP tworzą Paweł Kozioł – odpowiedzialny za muzykę i produkcję, Kamil Tomczak – produkcja i skrecze oraz Michał Pilecki – teksty, wokal.
fot. materiały promocyjne
Recenzja EP „v. 1.0b” – T-RIP (wydanie własne, 2019)
Choć wrocławsko-średzki tercet T-RIP istnieje niedługo, to już zdążył wydać debiutancką EPkę „v. 1.0b”. O ile tytuł albumu może wydawać enigmatyczny, o tyle ich muzyka jest dosyć czytelna i wyrazista w przekazie.
Panowie stworzyli formę, w której czują się doskonale i słychać to niemal w każdym momencie tej płyty, która opiera się na możliwe prosto skonstruowanych kompozycjach. Syntetyzm brzmień wywodzących się z sampli, czyli cyfrowo stworzonych dźwięków stanowi podstawę całości. To nie oznacza, że nie znajdziemy w tych utworach inwencji twórczej. To jednak ona dowodzi i stanowi o charakterze T-RIP.
Elektronika zahaczająca chwilami o lata 80. może wydawać się dowodząca („A to my”), ale pojawiają się także inteligentnie wplecione skrecze („#YOLO”), które dodają całości bardziej wymyślnej specyfiki. Kolejną ważną częścią są teksty Michała Pileckiego (wokalista), który w sposób bezpośredni wyrzuca wszystkie słowa. Taki rap połączony z tego typu elektroniką nie jest aż tak oczywisty. Nie znajdziemy tu wokalnych popisów, a raczej sprawnie poprowadzone melodeklamacje, stanowiące istotę nie tylko tego albumu, ale całego zespołu. Być może niektóre momenty mogą wydawać się zbyt mechaniczne, a nawet za mało pogłębione muzycznie. Należy to jednak uznać to za przyjęty kształt ich twórczości. Tym bardziej, że za taką muzyką idzie coś więcej, a mianowicie przekaz pełen historii wyciągniętych po prostu z życia. I to nie tego koniecznie łatwego („Sól i krew”).
Nie da się ukryć, że grupa T-RIP nagrała kompozycje pełne twórczej błyskotliwości. I nawet jeśli można jeszcze bardziej pogłębić klimat, tworząc bardziej pochłaniającą trip-hopową otoczkę, to już teraz można powiedzieć, że mamy do czynienia z czymś całkiem zadziwiającym muzycznie. Animacja, fluorescencja, grafika… to wszystko idzie ściśle z zamysłem muzyki. Każda część całości już teraz wygląda całkiem interesująco. Warto czekać na więcej.
Łukasz Dębowski
Jedna odpowiedź do “Debiutancka EP „v. 1.0b” zespołu T-RIP [RECENZJA]”