
Cieniu, nowa i obiecująca postać polskiej sceny muzycznej, prezentuje „Astrofunk 3000”. To album, który łączy funkową pulsację, bluesowy vibe i hip-hopową narrację w jedną, wciągającą całość. Płyta ukazała się 28 listopada, a poniżej można znaleźć naszą recenzję tego wydarzenia.
fot. okładka płyty
Recenzja płyty „Astrofunk 3000” – Cieniu (2025)
„Astrofunk 3000” to zgrabnie zaprezentowany zestaw utworów, naładowanych pozytywną energią i pomysłowym charakterem, dzięki czemu debiut artysty występującego jako Cieniu jawi się jako udany. Wiele tu zmyślnie podanych kompozycji, czerpiących z muzyki pop, z elementami funku i bluesa. Artysta sprawdza się w różnych strategiach muzycznych, a jego głos ma całkiem duże możliwości – obok melodyjnie zaśpiewanych piosenek, pojawia się też hip-hopowa eksploracja wokalna. Wszystko to jest trafnie osadzone w przyjętej rytmice, dzięki czemu niemal każdy numer porusza dokładnością wykonania, dynamiką oraz muzyczną intensywnością.
Znakomicie wypada realizacja tego materiału – za produkcję odpowiada doświadczony Hubert Radoszko, a brzmienie dopracowali Marcin Szwajcer i Marcin Bors, co dodatkowo podkreśla wysoką jakość tego projektu. Utwory brzmią świeżo, z polotem i momentami wręcz przebojowo, udanie łącząc radiową lekkość z wyrafinowanymi rozwiązaniami muzycznymi. Jedynym drobnym przytykiem jest niebezpieczne zbliżanie się do stylistyki, którą ostatnio upodobał sobie Mrozu (z bluesowym sznytem „Nie mają na mnie nic”, gdzie pojawia się BRK), a właściwie można nawet stwierdzić, że ten materiał dobrze wpisuje się w klimat nowszych hymnów Męskiego Grania („Galaktyczny surfer”). Tu pojawia się niebezpieczeństwo powielania pewnych schematów, na co trzeba uważać w przyszłości, by zachować indywidualny styl. Nie zmienia to faktu, że całość wypada bardzo przyzwoicie, z dobrze wyeksponowanymi refrenami, które łatwo zapadają w pamięć.
Siłą tego albumu pozostaje jego spójność i to, że jest w miarę równy. Nie ma tu zbędnych momentów, nawet jeśli pomiędzy mocniejszymi, bardziej sugestywnymi kompozycjami (rewelacyjny „Potrzeba mi Ciebie”) pojawiają się propozycje nieco mniej angażujące, które giną w ich cieniu („Blisko”). Ważne, że każdy kawałek został bardzo solidnie przygotowany, dzięki czemu przy takim ładunku energii słucha się tego z dużą przyjemnością. Żywa formuła nie sprowadza się tu wyłącznie do samozapętlającego się tempa, ale opiera się również na wyrazistych akcentach budujących charakter poszczególnych numerów. Szczególnie dobrze wypada „Prawie nic” z udziałem Jamala, gdzie „ladypankowa” gitara nasącza całość bogatym kolorytem.
Takiego debiutu można pozazdrościć. Cieniu długo przygotowywał się do nagrania i wydania tej płyty, co znajduje potwierdzenie w drobiazgowo dopracowanej warstwie liryczno-muzycznej. Trudno się tu właściwie do czegokolwiek przyczepić, nawet jeśli pojawiają się wątki znane z innych produkcji. Słychać, że wokalista precyzyjnie cyzelował każdy utwór, odciskając w nich własną osobowość, co ma tu kluczowe znaczenie. Dlatego „Astrofunk 3000” broni się również w szerszej perspektywie i pomimo rozpoznawalnych inspiracji to materiał dopracowany, świadomy i konsekwentny. Taki artystyczny konkret był więc nam potrzebny.
Łukasz Dębowski
Bluesowe korzenie i hip-hopowy puls. Cieniu z albumem „Astrofunk 3000”




![Najlepsze rapowe płyty 2024 roku [RANKING]](https://polskaplyta-polskamuzyka.pl/wp-content/uploads/2025/01/Najlepsze-rapowe-plyty-2024-roku-RANKING-300x300.png)


