„Cieszę się z miejsca, w którym jestem” – Bartas Szymoniak [WYWIAD]
„Znaki szczególne” – piąta płyta Bartasa Szymoniaka – ukazały się pod naszym patronatem medialnym. Na albumie znalazł się m.in. przebój nagrany wspólnie z Dorotą Gardias. Z okazji premiery nowej muzyki oraz 10-lecia solowej działalności artysty mieliśmy okazję zadać mu kilka pytań.
fot. Bartosz Kalich
Po doskonale przyjętych płytach „Wojownika z miłości” oraz „Granic”, powróciłeś z nowym, bardzo spójnym albumem „Znaki szczególne”. Co przede wszystkim wpłynęło na jego kształt? Jak była geneza jego powstania?
Po prostu piszę piosenki. Jestem wnikliwym obserwatorem ludzi i otaczającej mnie rzeczywistości – jeśli gromadzi się wystarczająca ilość kompozycji i tekstów to po prostu rodzi się kolejny album. Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że ta płyta ukaże się jeszcze w tym roku, ale udało się i bardzo się z tego powodu cieszę. Jestem z niej bardzo zadowolony. Nieprzypadkowy jest też tytuł – „Znaki szczególne”. Uważam, że w życiu każdego z nas, na każdym jego etapie pojawiają się ważne wskazówki, które potrafimy odpowiednio odczytać lub nie. O tym są teksty na tym albumie. Bardzo istotny był też pierwszy singiel „Wszystko i nic” w duecie z Dorotą Gardias, z którą współpraca również była swoistym znakiem i „poniosła” promocyjnie to wydawnictwo. Tradycją z kolei są kompozycje do wierszy najwybitniejszych polskich poetów. Tym razem dwa utwory powstały do tekstów Adama Asnyka, co spięło klamrą cały materiał na tej płycie.
Co według Ciebie jest największą wartością tego albumu w odniesieniu do Twojej wcześniejszej twórczości? Czy jest coś, na czym zależało, żeby odróżniał się on od Twoich wcześniejszych płyt?
Nie zastanawiałem się nad tym. Na pewno zawsze zależy mi, aby teksty miały uniwersalny przekaz i słuchacze mogli się z nimi utożsamić, odnieść do swojego życia, i aby wywoływały w nich emocje. Były prawdziwe. Wygląda na to, że jest to kolejny album gdzie tak właśnie się dzieje. Takie przynajmniej dostaje sygnały od naszych słuchaczy. Zależało mi też na tym, żeby na płycie pojawił się wyraźny akcent z beatboxem, czyli utwór „Drive the beat”, który stał się jednym z moich ulubionych.
fot. okładka płyty
Prócz własnych autorskich tekstów, jak już wspomniałeś, ponownie sięgnąłeś po klasykę polskiej poezji – tym razem po Adama Asnyka. Co takiego jest w jego twórczości, że stała się ona elementem Twoich teraźniejszych poczynań artystycznych?
To prawda. Tak jak napisałem wcześniej, stało się to swego rodzaju tradycją, że sięgam po polską poezję. Począwszy od płyty „Alarm”, na każdej kolejnej jest taki akcent. Dzieje się tak wtedy, kiedy mam w głowie określony pomysł na tekst i przypominam sobie, że istnieje już wiersz poruszający daną tematykę. Wtedy korzystam z twórczości naszych mistrzów. Tym razem na płycie wybrzmiał Asnyk i jest o ukłon w stronę moich rodzinnych stron, czyli Wielkopolski.
Na nowej płycie można usłyszeć Dorotę Gardias i młodą wokalistkę Kornelię „Neli” Czerwiec. Jak to się stało, że to one śpiewają z Tobą, i które ich cechy były dla Ciebie kluczowe przy przypisywaniu im konkretnych miejsc w swojej muzyce?
Z Dorotą poznaliśmy się przez wspólnych znajomych, była na jednym z naszych koncertów i okazało się, że bardzo lubi moją twórczość. Wiedziałem też, że naprawdę fajnie śpiewa. Kiedy powstały szkice do „Wszystko i nic” od razu pomyślałem właśnie o niej. Spotkaliśmy się, żeby przedstawić jej szkic i wizję całej piosenki i od razu złapaliśmy wspólne „flow”. Powstał myślę dobry numer, który świetnie sobie poradził w krótkim czasie, robiąc milion odtworzeń na YouTubie – dziś jest obowiązkowym akcentem podczas naszych koncertów. Z kolei Kornelię poznałem podczas jednego z festiwali gdzie miałem przyjemność zasiadać w jury. Kornelka, mając zaledwie 15 lat, oczarowała mnie swoją piękną, dojrzałą barwą głosu. Wygrała ten festiwal i wkrótce później poprosiła mnie o napisanie jej piosenki, a ja postanowiłem zaprosić ją do duetu na płytę.
Podczas procesu tworzenia i produkcji muzycznej niezmiennie współpracujesz z Michałem Parzymięso. Kto najczęściej przynosił w tym przypadku koncept (melodię, akord)? Jak wyglądała Wasza wspólna praca na tym albumem?
Zgadza się, nasza współpraca z Michałem trwa już 10 lat. W tym czasie wypracowaliśmy wspólny schemat działań i nagraliśmy cztery albumy. Wygląda to tak, że przynoszę tak zwane „prefki” muzyczne z określoną wizją i formą, do których mam już gotowe teksty. Następnie razem w studio zaczynamy cały proces współtworzenia i produkcji kompozycji. Michał jest odpowiedzialny za wszystkie instrumenty i realizację, ja z kolei za wokale i beatbox.
Najnowsza płytę zarejestrowaliśmy w zaledwie osiem dni – praca była rozłożona na raty pomiędzy kolejne koncerty. Ostateczne brzmienie to już z kolei zasługa ludzi od miksu. Na płycie „Znaki szczególne” za tę dziedzinę odpowiedzialni byli Michał Kupicz oraz Marcin „Kwazar” Cisło, z którymi współpracowałem również na poprzednich albumach.
Co było dla Ciebie najważniejsze w finalnym brzmieniu? Ciepło, przestrzeń, dynamika, czy może „surowość” głosu?
Jestem absolutnym fanem przestrzeni w muzyce i zawsze jest ona dla mnie na pierwszym miejscu. Bardzo ważne też jest odpowiednie brzmienie wokalu, co mamy już sprawdzone i wypracowane.
Czy beatbox traktujesz wciąż tak samo – jako instrument rytmiczny, jako element narracji, a może jako znak rozpoznawczy i dlatego wciąż z niego nie rezygnujesz?
Myślę że zarówno jak element rytmiczny, ale też swego rodzaju znak rozpoznawczy. Nieprzypadkowo stylistyka, w której tworzę została nazwana beatrockiem, aczkolwiek z biegiem czasu sam beatbox trochę ograniczyliśmy na rzecz syntezatorów. Natomiast na koncertach oczywiście beatbox pozostaje jednym z fundamentów całości.
Patrząc za siebie na dekadę solowej – bo tyle czasu minęło od Twojej pierwszej płyty – działalności, jak mógłbyś podsumować ten czas? Czy są jakieś wspomnienia z tego okresu, które wciąż w Tobie żyją, nadając kształt Twoim dalszym poczynaniom artystycznym?
Oj jest tego dużo. Ciężko wymienić teraz wszystko, ale na pewno przełomowym momentem był utwór „Wojownik z miłości”, który stał się moim znakiem rozpoznawczym, utorował komercyjny sukces i określił artystycznie. Ale też współpraca z Michałem, bez której byłoby mi bardzo trudno, wszystkie festiwale, piękne chwile, jakie było mi dane przeżyć w trasie, ślub i narodziny córek, które w istotny sposób wpłynęły na muzykę i teksty i wiele, wiele innych sytuacji.
Jakim artystą scenicznym czujesz się dziś? Czy właśnie działalność koncertowa daje Ci największe poczucie rozwoju i sensu funkcjonowania jako muzyka?
Myślę, że działalność koncertowa jest najważniejszą w życiu każdego muzyka i ukazuje jego całe spectrum artystyczne. To ciągły rozwój, który przekłada się też później na nagrania w studiu. Kocham czas spędzany w trasie, który jest nieodzownym elementem każdego koncertu i mojego życia – przynajmniej na chwilę obecną nie wyobrażam sobie innego. Tysiące kilometrów w drodze, poznawanie wspaniałych ludzi, miejsc, przygody to wszystko sprawia, że czujesz że żyjesz. Być może przyjdzie taki moment, że będę chciał zwolnić i wycofać się z takiego rockandrollowego świata, ale póki co cieszę się z miejsca, w którym jestem i życzyłbym sobie, aby ta chwila trwała jak najdłużej.