
Album „Dwoje ludzieńków” sanah to zebrana w formie 12 piosenek podróż przez świat najwybitniejszych polskich poetek i poetów. Czy udana? O tym w naszej recenzji tego wydarzenia.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Dwoje ludzieńków” sanah (Magic Records, 2025)
„Dwoje ludzieńków” to kolejne spotkanie sanah z polską poezją, choć tym razem artystka zdecydowała się zaprosić gości. Nową płytę wokalistki tworzą więc duety z twórcami, którzy we własny sposób próbują interpretować twórczość wybitnych poetów. Trzeba przyznać – projekt może wydawać się karkołomny, bo jak umuzycznić poezję, która, będąc częścią kanonu lektur szkolnych, często budzi w nas szkolny przymus ich poznawania? To w końcu propozycje skierowane głównie do młodszej publiczności. Dlatego ten bardziej wymagający odbiorca niekoniecznie zechce sięgnąć po wyśpiewane teksty, których wartość obroniłaby się i bez przystępniejszej formy.
Ale może ma to sens? Być może niesienie „kaganka oświaty” w takiej odsłonie jest potrzebne? Może ktoś dzięki temu po raz pierwszy usłyszy o wierszach, których poznania obawiał się w szkole? Więcej tu znaków zapytania niż stwierdzeń, które mogłyby jednoznacznie utwierdzić słuchacza w tym przekonaniu. Zacznijmy więc od mocnych stron całego przedsięwzięcia.
Na pierwszy plan wysuwa się znakomita realizacja, co nie dziwi — sanah może sobie pozwolić na wiele. Aranżacje również nie budzą zastrzeżeń – ładnie ukazana melodyka, lekko płynące dźwięki dopasowują się do słów, by mogły, w prostej formie, dotrzeć do szerokiego grona odbiorców. Słychać żywe instrumentarium, które dodaje autentyzmu i nawet przy większym rozmachu nie staje się ono przytłaczające. Wyważenie muzyczne i profesjonalnie ukazana struktura piosenkowa zdecydowanie zasługują na uznanie. Dzięki temu kilka utworów zostaje w pamięci, a całość nie powoduje dysonansu — jak to miało miejsce przy „Nic dwa razy” z płyty „sanah śpiewa Poezyje”, gdzie chwytliwość interpretacji Szymborskiej niekoniecznie szła w parze z jej wagą (choć trzeba przyznać – śpiewały ją wtedy nawet dzieci). Zresztą wykonanie tego wiersza przez Maanam bije na głowę tamtą wersję. Ale nie o tym.
Niestety, potencjał wynikający z zaproszenia innych artystów nie został w pełni wykorzystany. Choć na płycie znajdziemy kilka znaczących sytuacji artystycznych, to są też utwory, które po prostu znikają w tle, nie dostarczając większych emocji („Dwoje ludzieńków” z Soblem). Niektóre wcześniejsze interpretacje także gdzieś się rozmywają: „Był bal” z Natalią Szroeder, „Piosenka” z Kubą Badachem i kuriozalne wyśpiewywanie „Inwokacji”, gdzie charakteru dołożył temu numerowi Grzegorz Skawiński.
Na tle całości bardzo dobrze wypada „Eviva l’arte!” z Krzysztofem Zalewskim oraz „Elegia o… [chłopcu polskim]” z Michałem Bajorem, który jak zwykle wie, o czym śpiewa – nawet w tak tragicznej pieśni. Choć można się zastanowić, czy dobór środków wyrazu był odpowiedni – dramat podmiotu lirycznego staje się przebojowym motywem. Czuć tu niestosowność.
Z kolei pięknie wypada łagodnie wyeksponowana propozycja „Kochałam pana” z dawno niesłyszaną Anną Marią Jopek. Natomiast zupełnie nie wykorzystano potencjału Katarzyny Nosowskiej w „Ofelii” (została ona zepchnięta niemal do roli chórku) oraz Kasi Kowalskiej w „Kiedy umrę kochanie”. Zresztą większość gości zdaje się pojawiać w tych kompozycjach jakby „przy okazji”, co zapewne miało podkreślić, kto jest gospodarzem tego muzycznego spotkania. A przecież są to charyzmatyczni artyści o wyrazistych osobowościach — dlaczego więc postanowiono to stonować? Nawet muzyka ludowa, która nie musi brzmieć archaicznie, w „Jesienią” z Mazowszem sprawia wrażenie nieco przestarzałej.
Oczywiście, piosenki muszą mieć określoną płynność i melodykę, ale czy przestawianie zwrotek nie odbiera sensu wierszowi „Dwoje ludzieńków” Bolesława Leśmiana? Czy ktoś to zauważył? I czy ktoś w takim razie słucha tych tekstów ze zrozumieniem?
Ten album rodzi wiele pytań, ale to nie znaczy, że nie wnosi niczego do polskiej muzyki. Wręcz przeciwnie — propaguje poezję, będącą naszym narodowym skarbem. Kontrowersyjna pozostaje jedynie forma ich prezentacji, która nie zawsze jest w stanie udźwignąć wagę przekazu. Ostatecznie — brawa dla sanah za podjęcie się realizacji tak trudnego projektu, nawet jeśli nie każdy jego element składa się na spójną, porywającą całość.
Łukasz Dębowski