
Albumu „Born Again” to projekt Noviki i Sambora, który łączy autentyczne emocje ze świeżym brzmieniem. O ich spotkaniu, wspólnej pasji i odzyskaniu chęci tworzenia, mieliśmy okazję porozmawiać z artystami, czego efektem jest poniższy wywiad.
fot. Krzysztof Rejek
Na początek tendencyjne pytanie – jak w ogóle trafiliście na siebie i co sprawiło, że zaczęliście razem współpracować, czego efektem jest album „Born Again”?
Sambor: Przez kilka lat podsyłałem Kasi numery z płyt, które nagrywałem z moim zespołem. Potem zaczęliśmy rozmawiać o różnych muzycznych sprawach i szybko nawiązało się między nami porozumienie. Jednocześnie coraz wyraźniej czułem, że nie chcę dłużej śpiewać i wolałbym po prostu zająć się produkowaniem numerów. Zaproponowałem Kasi, że może zrobimy coś razem. Na początku była do tego nastawiona sceptycznie.
Novika: Wynikało to z tego, że w ogóle nie kojarzyłam Sambora jako producenta muzycznego. Uważam, że dobrze śpiewa, i zaskoczyło mnie, że teraz chce pracować jako producent. Co ciekawe Sambor nie jest jedynym producentem, który najpierw wysyłał mi do radia swoje pierwsze wydawnictwa, a po jakimś czasie zaczęliśmy współpracę przy utworach na moje albumy. Tak było z Envee’m – który wysyłał mi kasety do legendarnej Radiostacji, z Agim’em – który dowodził grupie Oszibarack.
Dlaczego więc trafiło akurat na Kasię?
Novika: No właśnie, Sambor, czy Ty proponowałeś współpracę innym wokalistkom? (śmiech)
Sambor: Nie. Mam wrażenie, że szybko złapaliśmy porozumienie na wielu płaszczyznach i to pomogło nam w tym, żeby w ogóle rozmawiać o robieniu muzyki. Oboje czasem lubimy sobie ponarzekać, a to zaskakująco dobry punkt startowy (śmiech).
Novika: Po prostu się polubiliśmy. Przyznaję, że trochę żartowałam sobie z jego filmików w social mediach. To były zaczepki w formie żartów, ale pozwoliły nam złapać wspólny język.
Sambor: To prawda. A z tego wspomnianego wcześniej narzekania wyszła propozycja: „Dobra, to może coś razem zrobimy?”. Wtedy nie mieliśmy żadnych większych założeń, po prostu chcieliśmy stworzyć coś dla funu.
Czy to była dla Was jakaś forma eksperymentu?
Novika: Sambor miał zupełnie inne podejście niż ja. On chciał się sprawdzić w czymś nowym, a ja po prostu pragnęłam – bez żadnej napinki – przypomnieć sobie, jak to jest znów czerpać radość z tworzenia. Bez oczekiwań, bez myślenia o płycie czy jakimś większym projekcie. To było całkowicie luźne podejście do tematu. Dlatego wiele rzeczy powstało bardzo intuicyjnie – po angielsku, tak jak czuliśmy. Poza tym byłam wtedy w momencie zwątpienia, spadku motywacji, więc wszystko wydarzyło się dla mnie w idealnym momencie.
Czy to znaczy, że kiedykolwiek myślałaś o rezygnacji z muzyki?
Novika: Tak, do dziś pojawiają się u mnie tego typu wątpliwości. To bardzo trudny rynek. Wydaje mi się, że odbiorca muzyki często nie ma świadomości, jak ta nasza rzeczywistość naprawdę wygląda. Już nawet nie mówię o aspekcie finansowym – choć to również bywa frustrujące, bo trzeba dużo zainwestować, a zarabiamy na tym grosze. Bardziej chodzi mi o to, że przy tak ogromnej liczbie muzycznych premier, ciągle zmieniających się technologiach, wymaganiach social mediów, konieczności nadążania za wszystkim… to wszystko odbiera radość z tworzenia.
Sambor: Muzyka już dawno stała się tłem dla większości ludzi. Dlatego do tego projektu podeszliśmy bez ciśnienia. Dla mnie ważne było to, żeby sprawdzić, jak to jest zrobić muzykę dopasowaną do innego artysty – wczuć się w potrzeby i znaleźć jakąś muzyczną odpowiedź na nie. Chciałem szukać kierunku, który nie wychodzi tylko ode mnie. Wcześniej, gdy pracowałem z chłopakami nad swoimi projektami, to jako wokalista zwykle podejmowałem ostateczne decyzje. Tym razem miało być inaczej.
Novika: Wcześniej każde z nas działało na własny rachunek, nawet jeśli pracowaliśmy z różnymi producentami. Dla mnie praca w duecie okazała się uwalniająca. Połowa odpowiedzialności spadała na drugą osobę – i to było super. Do tego idealnie dzieliliśmy się zadaniami – od miksów po wypełnianie tabelek z metadanymi. Było to naprawdę odświeżające, bo byłam już zmęczona robieniem wszystkiego sama, tylko dla siebie.
fot. materiały prasowe
Czy były rzeczy, które robiliście przy tej płycie po raz pierwszy?
Novika: Po raz pierwszy zdarzyło się, że nagrałam płytę tylko z jedną osobą. Zazwyczaj moja praca opierała się na współpracy z kilkoma różnymi producentami.
Sambor: Wcześniej produkowałem tylko swoją muzykę. Po raz pierwszy miałem okazję pracować nad płytą, na której – z małymi wyjątkami – nie śpiewam.
Sambor jest z Poznania, Novika mieszka w Warszawie. Czy to znaczy, że odległość nie stanowiła dla Was problemu?
Sambor: Odległość nie była problemem, bo wiadomo, że żyjemy w czasach, gdy wiele rzeczy można robić na odległość. Choć przyznam, że to Novika częściej przyjeżdżała do Poznania.
Novika: Cieszę się, że zostało to powiedziane. (śmiech)
Sambor to słowiańskie imię, które oznacza „walczącego samotnie”. Czy to nie kłóci się trochę z tym, że teraz tak wyraźnie zdecydowałeś się na współpracę z kimś innym?
Sambor: Kiedyś bardzo w to wierzyłem, chociaż to dość kontrowersyjne. Mój tata wybrał mi to imię, i jak się okazuje – istnieje kilka różnych tłumaczeń. Można się spotkać również z interpretacją: „walczący wspólnie z innymi”. Też przez długi czas jechałem na wersji, że Sambor to „walczący samotnie”, ale okazało się, że to wcale nie musi być takie jednoznaczne. No i tak się złożyło, że teraz walczymy wspólnie z Noviką.
Novika: Co nie zmienia faktu, że jesteś trochę samotnikiem. A my dobraliśmy się właśnie na zasadzie przeciwieństw.
Czy wpuszczając do swojego świata artystkę z dużym doświadczeniem, nie miałeś obaw, że Kasia będzie za bardzo forsować własne pomysły?
Sambor: Chyba w ogóle o tym nie myślałem. I nigdy nie miałem poczucia, że Kasia się rządzi. Na co dzień pracuję w agencji reklamowej, więc jestem przyzwyczajony do współpracy, w której ktoś potrafi wywrócić mi wszystko do góry nogami i muszę zaczynać niemal od nowa. To część mojego życia, więc nie boję się trudnych sytuacji.
Novika: Chociaż gdybym miała wskazać, kto z nas w duecie częściej nie odpuszcza, to powiedziałabym, że Ty.
Sambor: Ciekawostka – powstały dwie wersje pierwszego numeru, który razem nagrywaliśmy, czyli „Hope”. Kasia miała wybrać, która bardziej jej odpowiada, bo zależało mi, żeby była zadowolona z naszej współpracy. Dlatego czułem, że w tym przypadku służę innemu artyście, a nie narzucam własne zdanie – co wcześniej mi się zdarzało, gdy sam produkowałem muzykę, którą tworzyłem z chłopakami z zespołu. I którzy nota bene nagrali właśnie żywe instrumenty do tej drugiej wersji.
Czego nauczyłeś się, tworząc muzykę na album „Born Again”?
Novika: To było dla niego ogromne doświadczenie – stworzyć tyle numerów od początku do końca samemu. Uważam, że Sambor wykonał naprawdę kawał dobrej roboty. Może na początku naszej współpracy mógłbyś jeszcze powiedzieć o sobie: „początkujący producent”, ale pytanie brzmi – czy nadal nim jesteś?
Sambor: Droga od „Hope” była naprawdę długa. Przez dwa lata tworzenia tej płyty wydarzyło się wiele. Na pewno wiem teraz dużo więcej o produkcji, a praca z wokalem i pomysłami Kasi była bardzo ciekawą podróżą. W większości utworów wokal to najważniejszy element i moim zdaniem należy go stawiać na pierwszym miejscu. Wielokrotnie było tak, że Kasia nagrywała do demo pomysły wokalne, które zmieniały zupełnie moje myślenie o danym utworze i otwierały mi zupełnie inne przestrzenie w głowie. Myślę, że to super zrobiło tym kawałkom.
I od początku trzymaliście się wersji, że Sambor niewiele będzie śpiewał?
Novika: Na początku plan był taki, że wszystko zaśpiewam sama. Potem jednak stwierdziłam, że bez sensu byłoby nie wykorzystać jego możliwości wokalnych – zwłaszcza że są na płycie momenty, które aż się proszą o męski głos. Jednym z nich jest mój ulubiony „Born Again”, gdzie Sambor wchodzi na refrenie, w tzw. „dziurze”. I to robi ogromne wrażenie. Uważam, że brak męskiego wokalu na tym albumie byłby po prostu błędem.
Sambor: No właśnie – i to Kasia forsowała ten pomysł. Poza tym muszę się przyznać, że ja… nie znoszę śpiewać.
A jak to jest z tym Twoim śpiewaniem po angielsku? Od czego zależy, że decydujesz się śpiewać w języku polskim, a innym razem po angielsku?
Novika: Przy tej płycie od początku chciałam śpiewać po angielsku. Ale wiesz, jak to jest – nagrasz jeden, drugi, trzeci numer w tym języku i nagle… zachciało mi się po polsku. Bardzo lubię śpiewać w ojczystym języku – jeśli tekst jest fajny, to sprawia mi to ogromną frajdę. Uważam, że te piosenki, które mam w swoim repertuarze po polsku, naprawdę przechodzą próbę czasu. Przecież „Lekko”, „Od dziecka”, to są ważne utwory w mojej twórczości. Dlatego cieszę się, że ostatni numer na nasz wspólny album – czyli „Wybrzeże” – wybrzmiał po polsku. I to z fantastycznym zespołem Byty z Trójmiasta, których uwielbiam od dawna.
Przy tej płycie podjęliście się też współpracy z innym zespołem. Czy to nie było ryzykowne? Przecież wspólny utwór „Wybrzeże” mógł nie pasować do reszty albumu.
Sambor: Podjęliśmy to ryzyko. Paweł Przyborowski dostał praktycznie skończony numer i – chociaż byliśmy na to otwarci – nie próbował go mocno zmieniać. Zamiast tego zdecydował, że doda parę elementów i “dosmaczy” całość. Myślę, że w rezultacie powstał jeszcze lepszy utwór. No i oczywiście Kasia Siepka dograła tutaj swój wokal, który bardzo fajnie współgrał z tym, co nagrała Novika.
Po drodze sięgneliście też po cover zespołu Air – „All I Need”. Po co nagrywa się covery, skoro ma się wiele własnych pomysłów?
Novika: Po prostu kocham ten utwór. Kojarzy mi się z czasem, gdy jeszcze nie byłam Noviką – chodziłam na całonocne imprezy klubowe i marzyłam, żeby być częścią tej sceny. Właśnie wtedy ukazała się „Moon Safari” zespołu Air. To klasyk, przepiękna kompozycja. Dla niektórych nasza wersja może być może trochę przegięta.
Sambor: Z kultowymi utworami jest tak, że albo można je odtworzyć z szacunkiem, pokazując ich piękno, albo pójść zupełnie inną drogą. Ja wychodzę z założenia, że jeśli już robi się cover, to powinien on różnić się od oryginału. Dlatego postanowiłem odejść od ciepłego klimatu tej kompozycji i wprowadzić do niej odrobinę niepokoju.
Novika: Niektórzy wręcz oczekują, że to będzie wierne odwzorowanie. A ja, śpiewając, lubię się bawić melodią – dlatego interpretuję ją trochę inaczej. Zależało nam też, żeby ten cover pasował do nastroju całej płyty, choć finalnie znalazł się tylko w serwisach streamingowych.
Czy jest coś, za czym tęsknicie w muzyce – i co udało Wam się zawrzeć na tej wspólnej płycie?
Novika: Mój kolega, który lubi mi docinać, posłuchał tej płyty i powiedział: „To jest wreszcie taki album, jaki Novika powinna nagrać”. Dla mnie to najlepsza możliwa recenzja. Przyznam, że miewałam tendencje, żeby iść w stronę popu, akustycznych utworów. A wtedy wszyscy mówili: „Ale po co, skoro Twoje miejsce jest w muzyce elektronicznej?”. Czasem chciałam uciec od tego, z czym ludzie zaczęli mnie kojarzyć, bo nie lubię przyklejania łatek. Nie wiem, czy to jest odpowiedź na Twoje pytanie (śmiech). Nie zmienia to faktu, że może kiedyś nagram zupełnie inną płytę.
Sambor: Kreatywność to trochę ucieczka. No bo ile można robić wciąż to samo? Potrzebujemy różnych bodźców, które pozwalają nam się rozwijać. Dla mnie taką ucieczką jest skupienie się teraz na produkcji, a nie na śpiewaniu. To naturalne, że szukamy nowych środków wyrazu.
A czy tworząc własne rzeczy, przestajesz słuchać innej muzyki, żeby zachować świeżość swoich produkcji?
Sambor: Ja w ogóle nie słucham muzyki. Naprawdę bardzo rzadko coś sobie włączam. Może Kasia mi coś zacznie podsuwać?
Novika: Sambor, jak to będzie wyglądać w wywiadzie dla portalu muzycznego, że nie słuchasz muzyki? (śmiech) Chociaż przyznaję, że w natłoku nowości sama słucham niewiele, albo robię to bardzo pobieżnie – nawet w odniesieniu do mojej pracy w radiu.
Czy możecie powiedzieć, że przy płycie „Born Again” pojawiła się energia, która wcześniej Wam nie towarzyszyła?
Sambor: Zdecydowanie tak, szczególnie że miałem długą przerwę od muzyki. „Born Again” to mój powrót – i to w zupełnie nowej roli, czyli jako producenta. Kiedyś nagrywałem płyty z chłopakami i wydawaliśmy je, ale nie starczało nam już determinacji, żeby zadbać o koncerty czy promocję. A tym razem czuję, że każdy singiel z tego albumu naprawdę żyje własnym życiem. Nie znika – trafia na playlisty, dostajemy dobry feedback. To dla mnie nowa jakość. To też duża praca Noviki, która nie odpuszcza i zdecydowanie lepiej ogarnia wszystkie kwestie promocyjne kwestie.
Novika: Dla nas obojga to takie „narodzenie się na nowo”. Dla niego to całkiem nowy rozdział, a dla mnie powrót – bo moja ostatnia płyta „Bez cukru”, ukazała się w 2019 roku. Czuję w sobie dużo świeżego entuzjazmu i mam nadzieję, że nie zawiodę się odbiorem ani tym wszystkim, co wydarzy się wokół „Born Again”.
Rozmawiał: Łukasz Dębowski