Czarakcziew and the Jazz Cats – „Tribute to Fred Katz” [RECENZJA]

Nasz ocena

„A Tribute To Fred Katz” to najnowszy projekt zespołu Czarakcziew and the Jazz Cats, będący hołdem dla pierwszego jazzowego wiolonczelisty w historii – Freda Katza. Premiera albumu odbyła się 4 kwietnia 2025, a poniżej można znaleźć naszą recenzję tego niezwykle ciekawego wydarzenia.

fot. okładka albumu

Recenzja płyty „Tribute to Fred Katz” – Czarakcziew and the Jazz Cats (2025)

Ten album, to nietuzinkowa odsłona twórczości pierwszego jazzowego w historii wiolonczelisty – Freda Katza. Mowa o płycie „Tribute to Fred Katz”, która została nagrana przez niezwykle świadomego, pełnego pasji i zawodowstwa zespołu Czarakcziew and the Jazz Cats, na którego czele stoi Paweł Czarakcziew. To on sięgnął po nieco zapomnianą twórczość, nadając jej współczesnego tonu poprzez imponujące zagłębienie się w temat, wynikające z prowadzonych badań nad całkiem obszernymi i jakże interesującymi dokonaniami nieżyjącego już artysty.

Pół roku spędzone przez Pawła w Los Angeles, nawiązanie współpracy z synem Katza, analiza twórczości Freda, dzisiejsze przearanżowanie… to wszystko sprawia, że dostaliśmy projekt zupełnie niestandardowy, a jednocześnie z szacunkiem odnoszący się do spuścizny, o której nie powinniśmy zapominać. Zresztą Czarakcziew – jak łatwo się domyślić – również jest znakomitym wiolonczelistą, więc cała idea stała mu się niezwykle bliska, a dochodzi do tego jeszcze autentyzm i zrozumienie tematu poszczególnych utworów. To sprawia, że dostaliśmy zestaw wybornie poprowadzonych kompozycji, które emanują czymś niestandardowo pięknym.

Nie ma w tym archaicznych naleciałości, mogących niwelować pozytywny odbiór tych propozycji, z których udało się wyciągnąć pierwiastek czegoś ponadczasowego, a przy okazji głębokiego w swej znakomitej wymowie. A znajdziemy tu wiele – od romantycznych motywów, szlachetnie jazzowej wykładni muzycznej, aż po elementy swingu a nawet soulu (frapujące „Goodbye Baby” z udziałem aktorki i wokalistki o zjawiskowym, niskim głosie – Debbi Ebert).

Wracając do syna Katza, na albumie usłyszymy jego flet (hipnotyzujący, głęboko osiadły w tradycji utwór „My Funny Valentine” z udziałem Hyman’a Katza)… choć tak naprawdę o każdej kompozycji można rozpisywać się w osobnym kontekście. Ten album to przecież ponad godzina wybornie brzmiącej i nieprzeciążanej stylistycznie muzyki, gdzie klasyczna prezencja wiolonczeli łączy się z jazzową otwartością, choć nie brakuje też bardziej powściągliwych, wytrawnych momentów („Granada”).

O projekcie należy też mówić w kontekście całego zespołu, bo jednak obok wiodącej roli wspomnianego instrumentu, należyte skoordynowanie następuje przy udziale wszystkich muzyków, czyli Przemysława Stefańczyka (fortepian), Mikołaja Sikory (kontrabas) i Tomasza Starowicza (perkusja). Ich improwizacje nie są wymuszone, sztampowe i z należytą przykładnością odnoszą się do pierwowzorów Freda Katza (np. „Dixie, Why Not?”). Jedynie nie bardzo zrozumiała wydaje się idea związana z okładką płyty, która w przeciwieństwie do wykonań, wydaje się nieco pretensjonalna.

Warto dostrzec wyraźny ukłon w stronę jazzowej sceny lat 50. i 60. XX wieku, ale ze współczesną myślą artystyczną, gdzie świeżość wynika z umiejętnego przemieszczania się po skali muzycznej ekspresyjności. Dlatego album „Tribute to Fred Katz” powstał przy zachowaniu wzorcowych zasad, ale także wolności twórczej, która pozwoliła nadać indywidualny koloryt jakże dorodnym utworom mistrza. W tym przypadku właśnie to wyważenie jest znakomite i pozwala patrzeć na projekt zespołu Czarakcziew and the Jazz Cats, jako jedno z ciekawszych wydarzeń, jakie miały miejsce w ostatnich miesiącach.

Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply