
„Mago – tribute to Maceo” to utwór napisany w hołdzie dla przyjaciela, Maćka „Maceo” Wyrobka. W tamtym roku minęło 10 lat od jego śmierci. Tym singlem Gina Damalfi otworzyła nowy rozdział w swojej działalności artystycznej. O tym ważnym singlu, ale także dalszych planach artystycznych (koncercie 27.04 w Warszawie), można dowiedzieć się więcej z naszego wywiadu z wokalistką.
fot. materiały prasowe
„Mago – tribute to Maceo” to pierwszy, bardzo osobisty singiel, który zapowiada Twoją nową płytę. Skąd pomysł oddania hołdu przyjacielowi, Maćkowi „Maceo” Wyrobkowi?
W przypadku tej piosenki, to był po po prostu odruch, impuls, który dalej nieodwracalnie poprowadził do jej powstania, tak jak nieodwracalnym faktem była nagła śmierć Maćka Wyrobka, o którym śpiewam, i którego głos słyszymy na początku utworu i też w dalszej jego części.
Wszyscy, którzy Maćka znali byli wtedy w absolutnym szoku. Powodem śmierci był tętniak, który nagle dał sobie znać. Człowiek upadł na podłogę i już się nie podniósł. 42 lata.
Z niemocy przywrócenia go do życia co nam pozostało – powiedziałam do Sławka, dawnego przyjaciela Maćka – wokalisty i autora tekstów zespołu Paraphrenia, którego niegdyś Maciek był basistą i leaderem – zróbmy piosenkę. Sławek przysłał mi tekst. Długi i z dużą gęstością słów. I z częścią o „miłości, która nie ma dna”… i z tego ułożył mi się refren… To było dla mnie od początku oczywiste, że utwór powstanie.
Droga była długa i pełna przeciwności, choć melodię i całe frazowanie wymyśliłam szybko, więc kiedy przyszłam do studia do Dżeksonga (Jacka Dżeksonga Onaszkiwicza), u którego wtedy nagrywałam pierwsze wersje piosenek, zaproponowałam sposób frazowania zupełnie nowy dla mnie, płynący na beacie. Ostatecznie piosenka skrystalizowała się jednak w rockową balladę, choć całą harmonię i tamten charakter zachowałam. I znowu powtórzę: losy piosenek są często niesamowite, jakby ta podróż nie do końca zależała od naszego umysłu, to energia, która nas prowadzi, jest wypadkową wielu kluczowych sekund naszego życia. Ja tak tego doświadczam i to mnie wciąż fascynuje, brak uwięzienia w muzyce – otwarty kanał / open channel możliwości.
Ta jedna piosenka okazała się też mówić – „dajcie mi czas, odłóżcie na inny moment”, choć od początku jakby gotowa, z nośnym refrenem, który płynie… jednak ostatecznie coś w niej nie siedziało, nie byłam z końcowego efektu zadowolona.
Na przestrzeni 10 lat od śmierci bohatera piosenki, pamięć o nim przetrwała. W każdym razie, gdy wreszcie mówione fragmenty głosu Maćka wkomponowałam w całość i zaczęły żyć w piosence – tak: ŻYĆ W PIOSENCE – dopasowałam je u Gustavo Moliny w Los Cristianos, tam gdzie nagraliśmy całość, to wreszcie usłyszałam w sobie drugi głos – chórki – które, gdy dograłam uspokoiły mnie, że piosenka jest skończona i dobra. 10 lat…. ale teraz wiem, że jest o niebo pełniejsza, niż mogła być wtedy, gdybym uparła się, że w tamtym czasie ją skończę.
W jaki sposób wspominasz Maćka? Czy mogłabyś przybliżyć jakim był człowiekiem?
Maciek Wyrobek był z natury pełny radości, mimo że głęboko świadomy i podejrzewam, że do końca bardzo wrażliwy. Ten jego dobry uśmiech gdzieś z dystansu chciałam przekazać w piosence. Coś silnego i dobrego w tym człowieku, co przetrwało na tyle silnie, że warto i chce się o nim przypominać.
Dla mnie osobiście, to też kawał czasu z tą piosenką, tyle było zmian, przerw i powrotów, sama kompozycja, melodie i tekst powstały bardzo szybko, ale droga do finalnego efektu była długa. Dziękuję kosmosowi, że pozwolił mi ukończyć ten utwór i oddać go w Wasze ręce.
W utworze zostały wykorzystane niepublikowane nigdy fragmenty prywatnej audycji radiowej nagranej przez Maceo przed jego wylotem na rok do Stanów. Czy możesz przybliżyć tę audycję i jak to się stało, że byłaś w jej posiadaniu?
To była audycja – specjalny prezent dla mnie, Maciek nagrał mi ją na kasetę magnetofonową – pamiętajmy, że wtedy taki nośnik był najczęściej używany. Dostałam ją, żebym mogła sobie słuchać zawsze kiedy chcę, gdy Maciek będzie w Stanach. Dawne dzieje.
Na czym najbardziej zależało Ci, nagrywając ten utwór? Czy obok osobistej historii istnieje bardziej uniwersalny przekaz, który był dla Ciebie ważny podczas jego tworzenia?
Nawet bardziej uniwersalny niż osobisty. To opowieść o konkretnym człowieku, naszym kumplu – wiadomo, ale o cechach ludzkich, bardzo pozytywnych, które sprawiały, że kochał życie, zachwycał się nim i takim warto go pamiętać. Co więcej jest to bliskie z przekazem jaki niosą inne moje piosenki – z płyty „Transformacja” – pisane w oparciu o graniczne doświadczenie choroby, jaką przeszłam wiele lat temu.
W ogóle temat przejścia – przez życie i śmierć dość często przejawia się w moich utworach, z racji właśnie osobistego doświadczenia – tak jakbym czuła mocno, co mogę dać bliskim tych, którzy odchodzą, żeby im było łatwiej. Chciałabym leczniczo działać muzyką.
Czy ten specyficzny pod względem przekazu utwór określa to, co znajdzie na Twojej nowej płycie? Mogłabyś coś już na ten temat zdradzić?
Pewnie, że tak. Myślę że dużo jest tu Marty. Piszę celowo Marty – a nie Giny – ponieważ te dwa imiona współistnieją ze sobą całkiem nieźle, myślę, że to również efekt transformacji. Marta dodatkowo przejawia się w pełni pięknego polskiego języka, którego będzie dużo w nowych piosenkach. I momentów sięgania do dzieciństwa, to temat, który też będę chciała pogłębić, tym bardziej, że mam to szczęście patrzeć na dzisiejszy świat z perspektywy kogoś, kto żył jeszcze zanim internet opanował nasze istnienie. Zarazem czuję się tak młodo, jakbym zaczynała i odkrywała wciąż siebie w muzyce.
Jestem dumna z mojej polskości i drogi. Jestem dumna z Marty, wzrusza mnie i dużo jeszcze nieopowiedzianego piękna i walki będzie w piosenkach.
Utwór nagrałaś ze swoim zespołem na Teneryfie, gdzie obecnie przebywasz. Czy możesz powiedzieć, że znalazłaś właściwą grupę ludzi, którzy intuicyjnie potrafią odbierać Twoje emocje? I w jaki sposób tworzyliście formę muzyczną do tak osobistej historii?
Teneryfa dała mi dużo lekkości i dobrych relacji muzycznych od samego początku, z czym nie mogłam w ogóle poradzić sobie w Polsce i te niekończące się perypetie trwały długie lata. Ciągle przytrafiały mi się jakieś dziwaczne historie, które ostatecznie tłumaczę sobie, że jako numerologiczna 5 mam wpisane w DNA, czyli zmiany. Na Teneryfie takie niesnaski w ogóle nie miały i nie mają prawa bytu.
Objawieniem tutaj było dla mnie, że można tak po prostu być wobec siebie otwartym, akceptującym, nie wywyższać się, a inspirować nawzajem, mając z tego ogromną radość. Płyta nie pisze mi się szybko, bo zawsze priorytetem była i jest rodzina. Z Danielem i dziećmi – zawsze trzymamy się razem i to świadoma decyzja. Na szczęście można to pogodzić, choć przesunięcia w czasie się zdarzają.
fot. materiały prasowe
Do kogo chciałabyś trafić z singlem „Mago – tribute to Maceo”? Kto powinien posłuchać tego utworu?
Każdy! Bez względu na wiek, płeć i poglądy. Może szczególnie Ci, którzy są w kryzysie, w depresjach, w smutku. Wierzę w siłę słowa. A tu muzyka niesie je tak pięknie. Taka pieśń o człowieku – dla człowieka. I myślę, że singiel skrojony na miarę zwiastuna drugiej płyty.
Czy tworząc nowe utwory, jesteś w stanie zdystansować się do tego, co już masz za sobą? Jak z perspektywy czasu patrzysz na swój album „Transformacja”?
Niosą mnie nowe rzeczy, ale tamte żyją cały czas i są świeże dzięki koncertom oraz nawiązaniom do nich, bo sens się nie dewaluuje. Fajnie mi się do nich wraca i lubię je grać, a z drugiej odcięcie pępowiny jest chyba konieczne. „Mago” jest takim nowym rozdziałem, ma też w sobie kolory, które są dla mnie ważne, czyli gitary i nieoczywiste chóry – tymi harmoniami myślę, że namalowałam trochę przyszłość. Ale zaskoczę jeszcze minimalizmem, może już niedługo.
„Statek Heleny Pfeiffer” to jest roboczy tytuł projektu, który w swoim tempie rozwijam – czyli kolejny polski motyw, tym razem nawiązujący do Witkacego.
Jakie są Twoje najbliższe plany artystyczne? I czy przebywanie daleko poza Polską nie utrudnia Ci możliwości dotarcia do potencjalnych słuchaczy, dla których wydajesz muzykę w języku polskim?
Koncert w Warszawie już 27 kwietnia w Klubie Mechanik na Mokotowie i to będzie pierwszy mój raz w 2025 roku w Polsce! Zapraszam wszystkich, zagramy z moim warszawskim składem zespołu, czyli z Pawłem Derentowiczem, Pawłem Afińskim i Marcinem Sekułą. Potem odbędzie się jam session!
Bycie niezależną producentką ma swoje plusy i minusy. Plusy przeważają rzecz jasna, bo dają wolność decyzji, i nie ma chodzenia na kompromisy, ale jak mawiał Fellini – moja wielka inspiracja: „Wolność jest największym niebezpieczeństwem artysty”. Gdy są ramy czasowe, deadliny, to pomaga, mobilizuje.
A ja sama decyduję o premierze utworu w serwisach streamingowych i zdarza się, że w końcu przeoczam ważne sprawy, jak przygotowanie pitcha odpowiednio wcześniej, wysłanie już nie tyle nawet zachęcających e-maili, ale po prostu informacji o premierze. Czyli jest ryzyko wpadnięcia w pułapkę introwertycznego nie – nadania rangi własnej publikacji, mimo że pracowało się nad czymś bardzo długo.
Poza tym album koncertowy „Live in Casa Fuerte de Adeje” ukazał się już i jestem bardzo dumna z naszych koncertów na Teneryfie. Ten materiał jest w formie albumu live w serwisach streamingowych i zawiera zarówno oryginalny materiał z albumu „Transformacja” – czyli moje polskie piosenki plus dwie włoskie i dwie angielskie – pochodzące z pierwszej płyty – jak i covery. Na Teneryfie zawsze przychodzi trochę publiczności lokalnej, która nie zna języka polskiego, więc staram się tak układać playlistę koncertu, żeby wszyscy dobrze się bawili i mogli usłyszeć coś znanego.
Wracając do albumu live, jest tu też najnowszy singiel „Mago – tribute to Maceo” – w koncertowej, oszczędnej wersji i myślę, że to też może być atrakcja dla fanów piosenki. Koncert nagraliśmy w Casa Fuerte de Adeje – jednym z najstarszych zabytków Wysp Kanaryjskich, gdzie mam ogromne szczęście występować z zespołem. Ta przestrzeń jest wyjątkowa nie tylko ze względu na swoja historię, piękno i klimat, ale też akustycznie zawsze ciekawie jest nagrać to wydarzenie i tak też zrobiłam, a efektem tego jest album live z 17 utworami.
Piosenka w języku hiszpańskim będzie najbliższym singlem i jest to w pewnym sensie perełka albumu, choć wolałabym nie zdradzać wszystkiego. Utwór zrobiliśmy w charakterze rockowej ballady, ale jakże innej niż „Mago”.
Teraz nasycam się Warszawą, rodziną i znajomymi, których w ciągu roku nie widzę, bo jednak żyjąc na Teneryfie trzymamy się rytmu roku szkolnego, turniejów dzieci i warsztatów, które prowadzimy, a śpiewając regularnie w hotelach na Vista Adeje nie mam kiedy przylecieć do Polski, choć teraz już zaczynamy latać częściej. Można mnie śmiało zapraszać, bo kocham koncerty w Polsce!
I tu zbliżamy się do kolejnej części pytania, która wydaje mi się bardzo ciekawa i uwierzcie mi sama często się nad tym zastanawiam.
Oczywiście, ze mieszkanie na wyspie, z dala od Polski nie ułatwia dotarcia do nowych, polskich słuchaczy. Tworząc muzykę, na ogół od razu albo bardzo szybko czuję, w jakim języku do niej napisze tekst. Może to irracjonalne, a może po prostu autentyczne, pisząc piosenki nie kieruje się żadną polityką sprzedaży ani strategią, co ma większy sens.
Nie da się niestety być w dwóch miejscach jednocześnie. ALE! można tak zorganizować terminy, żeby zacząć częściej pojawiać się Polsce i do tego się zbliżam. Szukam kogoś, kto pomoże mi bliższym kontakcie z Polską. Mój polski zespół to Paweł Derentowicz (zwiazany na co dzień z Dr Misio), Paweł Afiński (lub Maciek Złoch), Marcin Sekuła lub Nikolaj Hawlin. Fajnie byłoby zagrać np. na jakimś festiwalu w Polsce. Jestem na to gotowa!