
Echa to zespół łączący alternatywne brzmienia z melodyjnym wokalem i niebanalnym tekstem. Właśnie grupa ogłosiła wydanie kolejnego albumu. Więcej o ich nowej muzyce, ale też dotychczasowej twórczości, koncertach i działaniu bez wsparcia wytwórni fonograficznej, można dowiedzieć się z naszego wywiadu z zespołem.
fot. Kasia Klimkowska
„Niczego najgorszego” to Wasz kolejny singiel, wkrótce płyta. Czy to znaczy, że zespół Echa powrócił na dobre?
Tyda: Wróciliśmy! Jak Michael Jordan, jak Wojciech Szczęsny… chociaż nie z emerytury! „Niczego najgorszego” to nasz ostatni singiel przed ogłoszeniem wydania albumu. W 2024 roku wydaliśmy kilka singli, pierwszy z nich, „Szkło”, narobił trochę zamieszania. Teraz pora na płytę.
Ta piosenka powstała z wdzięczności za to, co mamy. Czy to znaczy, że jako zespół czujecie satysfakcję z tego, co udało Wam się do tej pory osiągnąć?
Tyda: Pamiętamy, żeby się cieszyć z grania, z każdego dobrego słowa na temat naszych dźwięków – zaczynając od komentarza napisanego w Internecie po opinie dziennikarzy. Satysfakcję czujemy, że udało nam się położyć solidne fundamenty, które spowodują, że byle wiatr nie przewróci tego, co wspólnie tworzymy. Ale na pewno czujemy duży głód. Chcemy więcej grać, docierać do większej liczby ludzi, tworzyć kolejne płyty.
Co według Was jest wartością singla „Niczego najgorszego”? Za co lubicie ten utwór, szczególnie w odniesieniu do pozostałych Waszych nowych propozycji, które ukazały się w 2024 roku?
Tyda: Piotrek Spychała, wysłał mi demo tego kawałka, gdy jechałem pociągiem z Gdańska do Zielonej Góry. Pamiętam, że wpłynął na mnie bardzo pozytywnie, poprawił nastrój, dodał mi energii. Słuchanie swojej twórczości to jak przeglądanie się w lustrze – raczej patrzy się na niedoskonałości. Tutaj się zapomniałem. Pomyślałem, że fajnie, jakby podobne uczucia piosenka wywołała w innych. Lubię też teledysk. To taki nasz pamiętnik z życia w trasie w 2024 roku. Są tam ujęcia ze sceny, ale też pokazane kulisy, np. jak wypychamy auto, które nam się zakopało pod sceną.
Jak zmieniło się Wasze podejście do tworzenia muzyki w porównaniu z debiutanckim albumem „Echa”? Czy zdobyte doświadczenie sprawiło, że inaczej dziś myślicie o procesie tworzenia?
Spychała: Pierwsza płyta powstawała w dużej mierze na próbach w trakcie improwizowania tematów muzycznych, które każdy miał w głowie. Po pierwszym albumie prace nad piosenkami wykonywali Arek i Krzysiek. W tym momencie mamy ogromny komfort pracy. Za warstwę tekstową piosenek odpowiada Arek, a muzykę dostarczam ja i Krzysiek. Przygotowujemy piloty, ale to na próbie powstaje ostateczny aranż. Każdy ma swój wkład w piosenkę.
Tyda: W trakcie pandemii – pewnie jak wszyscy – nauczyliśmy się pracować na odległość. W pewnym momencie mieszkaliśmy w Zielonej Górze, Żaganiu, Poznaniu i Wrocławiu, więc spotykaliśmy się rzadziej, co też miało wpływ na tworzenie i rozwój zespołu. Teraz znowu większość jest w Zielonej Górze i możemy częściej się widywać.
Od czasu wspomnianego albumu uległ zmianie skład zespołu. Jak te zmiany wpłynęły na charakter Waszej muzyki i czym były one spowodowane?
Tyda: Zmiany były spowodowane pandemią, sprawami osobistymi członków, także współpraca z wytwórnią zniechęciła niektórych do dalszego grania.
Spychała: Każdy jest indywidualnością o silnym charakterze, co daje nieoczywisty efekt. I to jest zupełnie inne równanie niż w składzie z pierwszej płyty. Wszystko spaja jednak charakterystyczny głos Krzyśka i powoduje, że od razu słychać, że to Echa.
fot. Kasia Klimkowska
Niezmienne są natomiast poetyzujące teksty, za które wciąż odpowiada Arek Tyda. Czy można powiedzieć, że słowa są nadrzędną wartością waszej twórczości i wpływają one na muzykę?
Tyda: Cenię artystów, którzy mają piosenki z przekazem, którzy potrafią bawić się słowem i staram się im dorównać. Muzyka rozrywkowa bez dobrego tekstu w mojej ocenie się nie broni. Słucham muzyki w pierwszej kolejności przez pryzmat słowa.
Pierwszym singlem, który zwiastował powrót zespołu Echa był utwór „Szkło”. Co takiego jest w tym kawałku, że zdecydowaliście się go wypuścić jako pierwszy singiel w 2024 roku?
Tyda: Śpiewamy w nim o szeroko pojętych „końcach świata”, które każdy z nas przeżył na swój sposób. Naszym prywatnym końcem świata była między innymi rozsypka zespołu – bo on cały czas istniał, ale jakoś nie mógł się rozpędzić. No i daliśmy sygnał, że ok, to było po to, żeby teraz być lepszą kapelą i zapuścić korzenie, i odważnie powiedzieć, że 'ten koniec świata był ok’, był nam potrzebny.
Czy któryś z dotychczasowych singli jest z jakiegoś powodu najbardziej reprezentatywny dla zespołu Echa w tym momencie Waszej działalności, a także całej nowej płyty?
Spychała: Każda z tych piosenek ma emblemat zespołu. Piosenki były nagrywane w różnym czasie, w różnych miejscach, co dziś buduje charakter zespołu.
Tyda: Każda piosenka jest na albumie po coś, nie zapycha całości. Napisaliśmy wiele utworów od czasów pierwszej płyty, dokonaliśmy ich selekcji… co nie znaczy, że nie wrócimy jeszcze do niektórych z niewykorzystanych.
Nowy materiał nagraliście bez wsparcia żadnej wytwórni fonograficznej. Skąd decyzja, by nagrywać i produkować wszystko samodzielnie? Czy to znaczy, że macie jakieś złe wspomnienia z pracy z wytwórnią?
Spychała: Podjęcie decyzji, by wziąć na siebie cały proces tworzenia i produkcji utworów, było dla nas czymś naturalnym. Mamy już swój wypracowany model działania. W pozostałych sprawach jak miksy i mastering mamy profesjonalną pomoc naszych kolegów i przyjaciół z branży. Natomiast nie ukrywamy, że od dłuższego czasu poszukujemy managera. Osoby, która będzie chciała współtworzyć z nami Echa i wspólnymi siłami pomóc dotrzeć do szerszej publiczności. Zespół w takiej formie jak już wcześniej wspominaliśmy – złożony z prawdziwych kolegów zżytych ze sobą – to wymierający gatunek. Promowani są raczej soliści, więc my spokojnie robimy swoje.
Tyda: Mamy różne wspomnienia, ale nie odcięliśmy się od współpracy z wytwórniami. Założyliśmy, że jeśli mamy wiązać się z wytwórnią, to jedynie na partnerskich zasadach. Szukaliśmy ludzi, którzy będą wierzyć w naszą muzykę i których ona będzie jarać. No i znaleźli się… mieliśmy już ustalone, że zrobimy to sami, ale wtedy pojawiła się Luna Music. Płytę wydamy właśnie tam. 25 kwietnia ukaże się singiel „Co ja poradzę, że chcę więcej?” i będzie on już bezpośrednią zapowiedzią albumu.
Graliście na wielu festiwalach i koncertach klubowych, jak Open’er czy Jarocin. Czy macie jakieś szczególne wspomnienia z tych występów? I czy z jakiegoś powodu chcielibyście powrócić na sceny nie tylko tych największych festiwali, grając tam z nowym repertuarem?
Tyda: Czerwony dywan na Open’erze i choinka z Heinekenów, ale przede wszystkim to, że traktowano nas naprawdę poważnie i z szacunkiem, mimo że zaraz mieli grać Franz Ferdinand czy Bjork. W Jarocinie natomiast mieliśmy okazję spędzić czas z wieloma fantastycznymi zespołami, znajomości przetrwały do dzisiaj. I oczywiście chcemy wrócić! Po to nagraliśmy płytę, by pokazać, że żyjemy i jesteśmy gotowi, by grać koncerty.
Spychała: Koncerty to życie zespołu.
To jak wygląda odsłona koncertowa Waszej nowej – ale także tej wcześniejszej, nagrywanej w innym składzie – muzyki?
Spychała: Echowe koncerty są przekrojem naszej twórczości. Od mocnych rockowych brzmień z wieloma elementami elektroniki po nastrojowe ballady. Kilka piosenek ma rozbudowane formy a kilka całkowicie nowe aranże. Krzysiek, jako wokalista, ma to coś co powoduje, że nawet jak słuchacz nie zna naszej twórczości to jest go w stanie „namówić”, żeby zaśpiewał z nami choć kilka nut, kilka zdań… Zespół opiera się na bardzo solidnej sekcji rytmicznej, tworzonej przez Karola Pietscha i Krzysztofa Kosa, do tego niebanalne i melodyjne partie gitary Andrzeja Gałązki sprawiają, że zespół gra na najwyższym poziomie. Od dwóch lat współpracujemy na stałe z naszym realizatorem Maksem Wawrykiem, który dba o brzmienie zespołu na koncertach, a od tego roku możemy liczyć na pomoc w tzw. multimediach Pawła Syposza. Gotowość koncertowa jest. Jest profesjonalnie. Na scenie jest nasz sześciu, jest moc. Zapraszamy na nasze koncerty. Przekonajcie się na własne uszy.
Tyda: I wypatrujcie płyty! 25 kwietnia wraz z premierą singla ogłosimy pre-order albumu.