
8 kwietnia 2025 roku ukazała się debiutancka EP wokalistki Pauli Szczyt. Na płycie znalazły się utwory w różnym stylu, choć dominują klimaty blues rockowe z domieszką popowych melodii. Zapraszamy do zapoznania się z naszą recenzją tego wydarzenia.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Therapy” vol. 1 – Paula Szczyt (2025)
Debiutująca Paula Szczyt bardzo świadomie podchodzi do procesu twórczego, zaszczepiając w swoich piosenkach klasyczne elementy rocka, hard rocka, bluesa, popu, a nawet country. Nie jest to jednak byle jakie podejście do tematu, ale rasowo zaprezentowane brzmienie, które urzeka świeżymi pomysłami i kreatywnością. Przyzwoita realizacja albumu „Therapy” vol. 1 wyciąga ten materiał ponad przeciętność, choć ważne jest również właściwe usytuowanie charyzmy artystki, posiadającej zmysł natychmiastowego chwytania takiego, dosyć znamiennego i niekiedy nadmiernie eklektycznego klimatu.
Duża różnorodność związana z tym albumem, na którego składa się sześć propozycji, jednoznacznie nie określa artystycznych uwarunkowań wokalistki. Czasem można odnieść wrażenie, że na tej płycie dzieje się zbyt wiele, choć nie ujmuje to poszczególnym utworom, doskonale przygotowanym od strony aranżacyjnej i producenckiej. Słychać, że realizacja tego materiału wymagała solidnego zaangażowania, nawet jeśli pojawiają się lżejsze momenty, wypadające nieco słabiej na tle – soczystych od rockowej wymowy – akcentów („Mów do mnie”).
Ta mniejsza spójność to wynik kooperacji z wieloma producentami. Płyta powstała przecież we współpracy z Bartkiem Sroką, Pawłem Marciniakiem, Bartkiem Mieszkuńcem, Hubertem Radoszko i Patrykiem Berkanem.
Niewątpliwie zwracają uwagę kompozycje, w których pojawia się rasowe, czerpiące z tradycji, nasączone organicznym brzmieniem propozycje, doskonale współgrające z charakterystycznym wokalem Pauli. Do nich należy zaliczyć mocarny kawałek „Nie mam racji” (muzyczna torpeda, będąca współczesną odmianą punk rocka). Jest głośno, agresywnie, z wyraźnie zaznaczoną, prostą harmonią, gdzie nie zgubiono pomysłu na ukazanie melodyki, która gdzieś na końcu kształtuje formę tego utworu.
Warto odnieść się też do mniej oczywistego, choć zbudowanego na konkrecie bluesowym singiel „Bardziej” (należy zwrócić uwagę, jak barwny w tym numerze jest głos artystki). To sięganie do korzeni amerykańskiego rock’n’rolla wypada doskonale, nawet jeśli jest w tym szczypta country („Biały paź”). Do tego dochodzi starannie ukazany wymiar piosenkowy, który sprawia, że wybrane numery szybko zaczynają rezonować z naszą wrażliwością. Na wyobraźnię działa też mieszanie stylistyk i tworzenie z tego mniej oczywistych projekcji muzycznych („How to impress / Nice to meet you”).
Słychać, że twórczyni miała mnóstwo pomysłów, które starała się pokazać z nieco innej, bo osobistej perspektywy, nawet jeśli sięgała do klasycznych rozwiązań, gdzie na pierwszy plan wysunęła się żywa, podrasowana emocjami materia („Cliff”). W tym wszystkim nie budzą większych zastrzeżeń teksty, ściśle zespolone ze strukturą poszczególnych kompozycji. Pisanie własnych słów nie przynosi więc w tym przypadku żadnego wstydu.
Chciałoby się powiedzieć – obiecująca wokalistka z szeroką ideą tego, co chce przekazać we własnej twórczości. Choć tak naprawdę Paula Szczyt dopiero sygnalizuje, że ma coś do powiedzenia i jeszcze nie wiadomo, w którą stronę zaprowadzi ją przyszły proces twórczy. Wciąż przecież pojawia się wiele niewiadomych.
Nie można jednak odmówić artystce zawodowego podejścia do tematu, co potwierdza zaangażowanie producentów, którzy doskonale rozumieją takie podejście do muzyki. Dostaliśmy konkret, ale obarczony zbyt wieloma ukierunkowaniami, które być może dopiero przy drugiej części tej EPki (w zapowiedziach jest vol. 2), bardziej skonkretyzują jej działania. „Therapy” vol. 1 to dobry album, mający swoje gruntowne podstawy w ponadczasowych gatunkach, które nigdy nie przestaną być modne. Dlatego każdy może odnaleźć na nim cząstkę własnych zainteresowań, inspiracji i przeżyć.
Łukasz Dębowski