
„W swoją stronę” to tytuł nowego albumu EP Julianny Olańskiej, występującej wcześniej jako YUOS. To bardzo osobista opowieść artystki, oparta na brzmieniach stylowego popu, elektroniki i funky. Zachęcamy do zapoznania z naszą recenzją tego wydarzenia.
fot. okładka albumu EP
Recenzja płyty „W swoją stronę” – Julianna Olańska (2025)
Julianna Olańska długo poszukiwała miejsca, w którym obecnie się znajduje. Artystka była półfinalistką The Voice of Poland, spędziła trochę czasu we Francji, nagrała EPkę jako YUOS, śpiewała covery… Ten bagaż doświadczeń sprawił, że obecnie bardziej zdecydowanie przemierza muzycznym krokiem, prezentując utwory, które są najbliżej tego, co aktualnie gra w jej duszy. Nie należy więc traktować jednowymiarowo nowoczesnej formuły, która ukształtowała album „W swoją stronę”, bo za tymi piosenkami kryje się wiele niezwykle osobistych przemyśleń, nadających charakteru tej twórczości.
Budzi podziw należyte dopracowanie całości od strony realizacyjnej. Niie powinno to być zaskoczeniem, jeśli weźmiemy pod uwagę, że producentem muzycznym albumu został ceniony – Sir Mitch (znany ze współpracy z Tede, Mariką, Matą i wieloma innymi artystami). Oczywiście nic nie mogłoby się udać, gdyby nie duża świadomość samej wokalistki, potrafiącej wyraźnie definiować własne zainteresowania. Stąd czerpiąc z wielu gatunków muzycznych, stworzyła własny świat, nacechowany brzmieniem współczesnego popu, funky i szeroko rozumianej elektroniki.
Wiele w tych piosenkach żywych śladów, które urozmaicają dosyć jasno określoną materię artystyczną, co w tym przypadku dodaje im intensywności (świetne basowe przygrywki w „borderline”). Większość z nich posiada czytelny groove, który buja w takt rytmicznych akcentów, mocno współgrających z charyzmą Julianny, która doskonale czuje się w takich nie do końca oczywistych sytuacjach („BFF”). Warto też zwrócić uwagę na niebanalne rozwiązania muzyczne, uwydatnione poprzez ciekawe harmonie, na których znamienny głos wokalistki płynie zupełnie lekko („virgin”). Poza tym jest świeżo, współcześnie, ale z uniwersalnym akcentem, który wynosi każdy utwór ponad przeciętność.
O dużym indywidualizmie świadczy także sam przekaz, gdzie słowa mają swoje faktyczne znaczenie, odnosząc się do osobistych przemyśleń artystki. Właściwie pozytywne dźwięki czasem równoważą trudniejszą wymowę, którą niesie tekst („borderline”). Zaskakujące jest również to, że nie czujemy dysonansu pomiędzy językiem polskim, a angielskimi słowami. Zresztą „In My Head” to jedna z lepszych propozycji, zdecydowanie zasługująca na szerszy odbiór.
Czuć w tym dużo siły, ale też potrzebę opowiedzenia jakiejś historii, która z zawodowo zmaterializowanym brzmieniem, staje się obecnie najlepszą wizytówką Julianny Olańskiej. Ta moc i charyzma wokalistki sprawia, że album „W swoją stronę” magnetyzuje, samoistnie przyciągając uwagę potencjalnego słuchacza. Miejmy nadzieję, że ta EPka stanie się rozgrzewką przed tym, co twórczyni zaproponuje nam w przyszłości. Warto więc czekać na więcej.
Łukasz Dębowski