Dawid Tyszkowski – „Mam szczęście” [RECENZJA]

Nasz ocena

„Mam szczęście” to drugi długogrający album Dawida Tyszkowskiego, którego recenzję można znaleźć w naszym portalu.

fot. okładka albumu

Recenzja płyty „Mam szczęście” – Dawid Tyszkowski (Fonobo, 2025)

Dawid Tyszkowski – młody, zdolny, współpracujący z wieloma artystami. Z jego duetów można by już złożyć kolejny album, jednak on poszedł samotnie w inną, bardziej intymną stronę. To również odmienny kierunek niż na debiutanckiej płycie „Mój kot zaginął i już raczej nie wróci”. Może jedynie pewna doza głębokiej refleksji, charakterystycznego smutku spaja tamte piosenki z jego nową wizją artystyczną, którą zaprezentował na drugim pełnoprawnym krążku – „Mam szczęście”.

Organiczne brzmienie, surowe dialogi instrumentów, często minimalistyczne pejzaże zostały pozbawione piosenkowej przystępności, a co za tym idzie – produkcji, która mogłaby zamknąć całość w bardziej przyjaznej formule. Jest bardzo emocjonalnie, wręcz bywa onieśmielająco, jeśli chodzi o aspekt związany z tekstami. Czy to jednak przemawia za tym, że dostaliśmy znakomity zestaw wymagających uwagi propozycji? Niekoniecznie.

Można mieć wrażenie, że w niełatwym do przyswojenia klimacie, Dawid po prostu zgubił umiejętność pisania doskonałych piosenek, które nie będą tylko chwilowym błyskiem, a zostaną z nami na dłużej. Przecież warto jest znaleźć balans pomiędzy uczuciami, które artysta chce przekazać, a tym, co należy uznać za dobry utwór muzyczny. Tutaj brakuje tych mocnych, wyraźnie postawionych kompozycji, które ukażą charyzmatycznego twórcę, mającego potrzebę wyrzucenia z siebie tego, co gdzieś głęboko w nim siedzi.

„To głęboko zakopana część mnie, akurat ta, której bałem się najbardziej i chyba nadal nie przestałem” Dawid Tyszkowski. Pewna nieśmiałość w jego przypadku bywa urzekająca, ale zbyt duże wycofanie nie pomaga mu w przekazywaniu własnych myśli, nawet jeśli te są opisane w sposób niezwykle wartościowy. I nie dajmy się zwieść tytułowi – to nie jest album o szczęściu. Sama forma liryczna więc nie rozczarowuje – wokalista pisze ładne, pozbawione banału teksty, które są pełne urzekających metafor i kipią od refleksyjności.

Należy jednak pamiętać, że nie jest to tomik wierszy, a album muzyczny, dlatego każdy aspekt z nim związany powinien być na równym poziomie ważności. Najlepiej wypadają więc przejrzyste momenty, wyraźniej łączące się w piosenkowej formie („Wieloryby” i „Chciałbym z tobą stworzyć dom”). A już w ogóle fajnie, gdy pojawiają się bardziej energetyczne akcenty, podkreślające geniusz samego artysty („Gdzie jesteś?”). Odrobina przebojowości prowadzi „Ćmę”, która wydaje się najbardziej udanym utworem na płycie.

Minimalistyczne, niebanalnie określone propozycje bywają bardzo emocjonalne. Nie można też odmówić Dawidowi odwagi w próbie płynięcia pod prąd i szczerości, bez której album „Mam szczęście” straciłby na swojej wymowie. Z drugiej strony – szkoda, że w tym wyszukaniu artystycznym zapomniano o kompozycjach, które nie będą rozmywać się w muzycznej monotonni. Tutaj próba stworzenia czegoś nieprzeciętnego zwiodła Tyszkowskiego na manowce.

Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply