
„Transesemisja” to tytuł debiutanckiej płyty duetu ESEMES, która ukazała się pod naszym patronatem medialnym. Ten album jest podróżą w świat elektro-popu, głębokich brzmień i pulsującego synth-popu. Z okazji fonograficznego debiutu zadaliśmy kilka pytań zespołowi, czego efektem jest poniższy wywiad.
fot. materiały prasowe
Jak to się stało, że zaczęliście w ogóle myśleć o tworzeniu wspólnych piosenek, czego konsekwencją było wydanie Waszego albumu „Transesemisja”?
Przez jakiś czas naszego życia graliśmy w tradycyjnych zespołach opartych na gitarach, wokalu, perkusji. Spotkaliśmy się, gdy Bob szukał wokalistki, do zespołu więc zaczęliśmy razem grać – początkowo w rockowych, undergroundowych klimatach. Pomysł na elektronikę wyszedł od Boba, który uwielbia aranżować i tworzyć muzykę, zaczął gromadzić sprzęt, a elektronika daje pełną niezależność w kreowaniu brzmienia i instrumentarium. Zaczęło się skromnie – od komputera i prostego programu. Zanim wszystko nabrało kształtu, minęło trochę czasu. Powstało mnóstwo muzyki, ale nie wszystko było jeszcze na tyle dojrzałe, by to publikować. Pracowaliśmy konsekwentnie nad brzmieniem, aż udało nam się stworzyć w pełni elektroniczny album.
Wytłumaczcie się trochę z tytułu płyty, który poniekąd kojarzy się z „Transmisją” Reni Jusis. Czy tytuł albumu „Transesemisja” miał w tym przypadku coś więcej oznaczać?
Kiedy myśleliśmy nad nazwą albumu, wpadłam – jak mi się wtedy wydawało – na genialny pomysł, żeby nazwać go „Trans-misja”. Byłam przekonana, że to mój autorski koncept, aż do momentu, gdy dotarło do mnie, że taki tytuł już istnieje – i to u Reni Jusis. Zamiast się poddać, zaczęliśmy bawić się słowem, bo uwielbiamy takie gry językowe. Tak powstała „Transesemisja” – połączenie transu, naszej nazwy i misji, jaką dla nas jest muzyka. A transu na tej płycie jest naprawdę sporo – zarówno w brzmieniu, jak i w emocjach, które chcieliśmy przekazać.
Jednym z utworów, które znalazły się na tej płycie jest cover „Zaopiekuj się mną” zespołu Rezerwat. Skąd pomysł, żeby powrócić do tej właśnie piosenki?
„Zaopiekuj się mną” to utwór, który szczególnie zapadł nam w serce, słuchaliśmy tego jako dzieciaki z playlisty rodziców. Wychowywaliśmy się na polskiej muzyce lat 80.. Ten utwór ma ponadczasowy przekaz i piękny tekst. Długo zastanawialiśmy się, którą piosenkę chcielibyśmy zreinterpretować, aż w końcu wybór padł właśnie na ten utwór. Chcieliśmy przekazać go na nowo, w naszym brzmieniu, zachowując jego emocjonalny ładunek.
Co według Was jest największą wartością albumu „Transesemisja”? Za co szczególnie lubicie piosenki, które się na niego złożyły?
Długo nad nim pracowaliśmy, zmienialiśmy aranżacje, bity, wokale… Chcieliśmy stworzyć coś wyjątkowego. To nie są przypadkowe utwory – łączy je wspólny mianownik: emocje, które przenikają całą płytę. Zabieramy Was nimi do naszego muzycznego świata – są dojrzałe, dopracowane i każda z nich opowiada swoją historię, zarówno w tekście, jak i w dźwiękach.
fot. okładka płyty
Korzystacie z ogólnie pojętego electro-popu i syntetycznych brzmień. Co w takim razie wyróżnia Waszą muzykę na tle innych podobnych projektów, których w ostatnim czasie pojawiło się bardzo wiele?
Nasza muzyka to nie tylko electro-pop i syntetyczne brzmienia – to mieszanka emocji, eksperymentów i nieoczywistych rozwiązań. Nie trzymamy się sztywnych ram gatunkowych. Wyróżnia nas też podejście do aranżacji – Bob uwielbia budować brzmienia od podstaw, kreując własne struktury dźwiękowe, a Marta nadaje im emocjonalny wymiar tekstami i wokalem. Tworzymy muzykę szczerą, bez kalkulacji, a jej siłą jest autentyczność. Nie wiemy, czy w obecnych czasach, gdy ilość nowej muzyki powstającej każdego dnia jest wręcz oszałamiająca, ktokolwiek jest w stanie się wyróżnić… Może to, co nas odróżnia, to fakt, że z jednej strony jesteśmy popowi, a z drugiej – jest w nas jakaś melancholia, smutek, jakiś mrok.
Czy od strony muzycznej przyświecała Wam jakaś główna idea, która naznaczyła wszystkie piosenki w charakterystyczny sposób?
Naszym celem było połączenie miękkich, basowych brzmień z aranżacjami balansującymi na granicy tajemniczości. Chcieliśmy, aby każdy utwór niósł ładunek emocjonalny, ale jednocześnie miał w sobie klubową, dance’ową energię. To właśnie ta mieszanka – melancholii i pulsującego rytmu – stała się wspólnym mianownikiem całego albumu.
Czy pisanie tekstów przychodzi Ci łatwo? I czy jako wokalistka, piszesz wyłącznie pod kątem tworzenia piosenek?
Pisanie tekstów przychodzi mi bardzo różnie. Czasem dzieje się to natychmiast – leci słowo za słowem, wers za wersem, aż dochodzę do refrenu… i tu zaczynają się schody.
To dla mnie najtrudniejszy moment, bo często nie wiem, jak go ugryźć i rozwiązać, bo nie zawsze jest od razu śpiewny. Po polsku trudno jest pisać piosenki tak, aby słowa dobrze brzmiały – muszą być śpiewne, a jednocześnie mądre, bo chcę coś przekazać, opowiedzieć historię w skrótowej formie, która płynie w muzyce. Czasem mam tylko zarys tego, o czym chcę zaśpiewać, i długo zajmuje mi dobór odpowiednich słów. W telefonie mam mnóstwo notatek – pojedynczych zdań, fraz, zasłyszanych inspiracji, które potem składam w całość. I tak – odkąd pamiętam, nawet moje wiersze miały rytm i tempo, więc zawsze pisałam w sposób naturalnie układający się w piosenkę.
Przez kogo przede wszystkim powinien zostać zauważony album „Transesemisja”? Do jakiego słuchacza adresujecie swoją muzykę?
Chcielibyśmy, żeby „Transesemisja” dotarła do ludzi otwartych na emocje w muzyce – takich, którzy lubią zarówno taneczne, elektroniczne brzmienia, jak i momenty refleksji. Nasze piosenki nie są adresowane do jednej, konkretnej grupy – to muzyka dla tych, którzy czują dźwięki głębiej, lubią zanurzyć się w klimacie i pozwolić, by muzyka ich pochłonęła. Chcielibyśmy dotrzeć do ludzi lubiących dobrą zabawę przy dobrej muzyce – zarówno na wielkich koncertach, jak i w kameralnych klubach. Jeśli ktoś szuka w muzyce energii, jak i zadumy, to „Transesemisja” jest właśnie dla niego.
Już kilka lat temu tworzyliście utwory, których można posłuchać na YouTube (m.in. „Pomysł”, „Metadane”). Czym tamte propozycje są dla Was w odniesieniu do nowej twórczości, która wypełniła album”Transesemisja”?
Obie piosenki, o których wspominasz brzmią dzisiaj zupełnie inaczej – wciąż gramy je na koncertach, ale w nowych aranżacjach. Miłość Boba do tworzenia setów DJ-skich mocno na to wpłynęła, dodając im nowej energii i tanecznego charakteru. W porównaniu do tamtych utworów, nowe aranżacje są bardziej dojrzałe, dopracowane brzmieniowo i produkcyjnie. „Transesemisja” to naturalna kontynuacja naszej muzycznej drogi – wciąż eksperymentujemy, ale mamy większą świadomość tego, jak chcemy, żeby nasza muzyka brzmiała.
Czy jesteście gotowi, żeby wyjść z nowymi piosenkami do publiczności? Jak ważne jest dla Was granie koncertów?
Tak! To nagroda za całą pracę w studiu. Gotowi to mało powiedziane – mamy ogromny głód, by porwać publiczność w wielką, kosmiczno-transową podróż. Chcemy oderwać się od codzienności i wspólnie zanurzyć się w muzyce, która pozwala na chwilę uciec od rzeczywistości. Koncerty to dla nas esencja bycia artystami – moment, w którym muzyka naprawdę ożywa!