„Anher” to tytuł debiutanckiej płyty rockowego zespołu ANHER. Grupa czerpie z wielu gatunków, tworząc swój własny styl. Zapraszamy do zapoznania się z naszą recenzją tego albumu.
fot. materiały promocyjne
Recenzja płyty „Anher” – ANHER (2024)
Debiutancki album zespołu ANHER, to solidny, dosyć konkretnie zaprezentowany zestaw utworów, który nosi znamiona szeroko zakreślonej muzyki rockowej. Budzi podziw energia jaką grupa potrafi wyzwolić w dosyć czytelnie zobrazowanych kompozycjach, wyraźnie zaznaczając alternatywne konsolidacje, w pewien sposób definiujących ich poczynania. Tak więc płyta „Anher” to solidna dawka mocnego brzmienia, gdzie duże zaangażowanie doświadczonych muzyków, przekłada się na jakość, ale też suwerenność artystyczną, która kryje się za ich działaniami artystycznymi. Do tego dochodzi charakterystyczny głos Anny Ziejewskiej, naznaczający każdy numer w sobie znamienny sposób.
Pomimo oryginalności wokalnej i solidnych konstrukcji, na których zostały zbudowane wszystkie utwory, ginie czasem przekaz, kryjący się za tekstami. Być może słowa nadmiernie chowają się za gęstą siatką gitarowych brzmień, nie mając właściwej siły oddziaływania, choć zdarzają się znakomite wyjątki, zdecydowanie wyróżniające się na tle całego materiału („Jak Marilyn M.”).
Nie odbiera to dużej przyjemności odbioru poszczególnych numerów, nawet jeśli album posiada mniej lub bardziej udane momenty, bo szybko potrafią one zawładnąć wrażliwością słuchacza. Słychać, że zespół nie szedł na żadne kompromisy, a więc stworzył zestaw kawałków, silnie rezonujących z zawodowo ukazaną materią. Stąd w poszczególnych propozycjach odnaleźć można mocarne elementy, wyciągnięte z okolic hard rocka, grunge’u, a nawet punk rocka. Nad wszystkim przetacza się energetyczna wichura, potrafiąca przewyższyć nasze wyobrażenia o takiej muzyce („Miasto jest…”).
Nie oznacza to, że Anher nie posiada drygu do bardziej „układnych” numerów, gdzie melodyka tworzy wręcz piosenkową formę („Pożegnanie”). Ta różnorodność nie pozwala jednak zapomnieć, że mamy do czynienia z konkretną sytuacją artystyczną, która staje się znamienna dla ich poczynań. Wykształcenie własnego brzmienia na tle nieźle wyłuskanych motywów gitarowych, to już całkiem duży sukces (Adrian Rozenkiewicz – gitara, Henryk Rogoziński – gitara basowa). Przy tej okazji warto dodać, że mamy do czynienia z zespołowym graniem i w żadnym momencie nie czujemy, że ktoś nie potrafi w pełni spoić się z jasno przedstawioną wizją (potwierdza to także perkusista – Piotr Sosiński).
Ten album rozbudza apetyt na więcej, zachęcając do tego, by sprawdzić, jak ANHER wypada na koncertach. W końcu to ekspresja, która na żywo może jeszcze więcej zyskać. Jeżeli tęsknicie za bezkompromisowością, porywającą dynamiką i niebanalnymi kompozycjami w rockowym anturażu, ta płyta jest dla Was. I nawet jeśli nie wszystko jest idealne w takim kolorycie stylistycznym, to i tak zasługuje na szeroki odbiór. „Anher” to przecież płyta, która nie nudzi się po kilkukrotnym przesłuchaniu.
Łukasz Dębowski