„Nie czuję goryczy” – taki tytuł nosi debiutancki album zespołu TUGA. To, co ich wyróżnia, to melodyjne gitarowe riffy i energetyczna sekcja rytmiczna. Zapraszamy do zapoznania się z naszą recenzją tego wydarzenia.
Recenzja płyty „Nie czuję goryczy” – TUGA (2024)
Zespół TUGA posiada dryg do pisania niebanalnych, mocno angażujących naszą uwagę piosenek. Zamiłowanie do melodii i czytelnie określonego instrumentarium sprawia, że ich debiutancki album „Nie czuje goryczy” tętni życiem i zawodową umiejętnością spajania brzmień gitarowych z sekcją dętą, co nie jest aż tak popularne w muzyce rockowej. Klimat określa już sama nazwa bandu, czyli „smutek wyrażany poprzez tęsknotę”, a więc całość pogłębiono nostalgią, płynącą wraz z przyzwoitymi tekstami.
Ważne jest także to, że grupa wypracowała pewien styl, a więc udało im się nadać jasną charakterystykę własnym poczynaniom artystycznym. Nie da się ukryć, że pomogła im w tym energetyczna sekcja rytmiczna, ale nic nie mogłoby by się udać bez bogatej inwencji twórczej, która wydobywa z ich kompozycji coś więcej niż tylko czystą formę piosenkową.
Tak więc zespół potrafi konstruować kompozycje, które coś znaczą, czyli mają swoją głębszą wymowę (wzniosły, ale bez patosu zaprezentowany utwór „Deszcz”). Przybierający na sile sentymentalny ton budzi niekiedy skojarzenia z grupą Happysad, choć przecież TUGA ma swój sposób wyrażania siebie w muzyce, gdzie poszczególne propozycje dojrzewają na naszych oczach. A to znaczy, że nabierają one intensywniejszych barw wraz z ich uważniejszym odsłuchiwaniem. I to nawet jeśli formuła jest nieco bardziej powściągliwa („Idę tam sam”, czyli pierwszy numer, który stworzył lider i wokalista – Bartosz Knapiński).
Czasem mocniej daje o sobie znać wybrane instrumentarium, by za chwilę znów wszystko mogło doskonale współgrać ze sobą, tworząc znacznie dorodniejszą strukturę (znakomite współbrzmienie trąbki z gitarą w „Zachodzie”). Band nie zapomina nigdy o tym, jak ważna jest dla nich rockowa energia i nawet jeśli wkrada się momentami przesadna rzewność, to za chwilę otrzymujemy potężniejszą porcję dźwięków, które niwelują to odczucie (ładnie rozplanowany muzycznie numer – „Kamienie”). Dobrze prezentują się – w niektórych momentach – wysunięte na pierwszy plan kobiece chórki Marii Białas.
Należy zauważyć, że panowie nie powielają własnych pomysłów, znajdując znamienny pomysł na każdy utwór, co oddala ich od pretensjonalności, która mogłaby pogrążyć ten materiał. A teksty? Niby przeważnie jest o miłości, ale niekoniecznie tej szczęśliwej. Jest też trochę o codzienności i problemach, które mogą dotyczyć każdego z nas („Nie czuję goryczy”). Wykorzystano również tekst Wojciecha Młynarskiego, co w muzyce rockowej nie jest zbyt częste („Lato” z wierszem znanym jako „Czekam tu”).
Warto wejść w opowieść, która została zaprezentowana na pierwszej płycie zespołu TUGA, bo zyskuje ona z każdym kolejnym odsłuchem. W końcu wiele w tym emocji, które mogą być bliskie także nam. I nawet jeśli grupa patrzy z sentymentem w stronę tego, co w muzyce rockowej już było, to robi to w indywidualny sposób, przywiązując wagę do piosenkowej wartości. „Nie czuję goryczy” to bardzo dobry album, który aż się prosi, żeby kilka pomysłów, które się na nim znalazły, bardziej rozwinąć w przyszłości. Może na kolejnym krążku?
Łukasz Dębowski