Mr Knee zaprezentował nowy utwór „THE STORM”, który został nagrany w stylistyce nawiązującej do rocka progresywnego lat siedemdziesiątych. Z tej okazji zadaliśmy twórcy kilka pytań związanych z tą propozycją, ale także na temat szerszej wizji muzyki i dalszych planach artystycznych. Zapraszamy do zapoznania się z naszym wywiadem.
fot. materiały promocyjne (Klub Lekarza Lublin)
Pana nowy singiel „THE STORM” jest zaskakujący, bo składa się z trzech części. Mógłby Pan opowiedzieć o genezie jego powstania? Czym dla Pana jest ten utwór?
Utwór „The Storm” („Burza”) jest dla mnie bardzo ważny. W pierwotnym zamyśle miał być prawie dwudziestominutową suitą w klimacie progresywnego rocka. Ostatnią część „The Lightnings” („Błyskawice”) w pierwotnym zarysie nagrałem już kilka lat temu „bawiąc się” rytmem 7/4. Teraz pozostało mi dopracowanie gitarowego solo, którego brzmienie i charakter są ukłonem w stronę mojego ulubionego gitarzysty Roberta Frippa. Po przemyśleniu tematu, zdecydowałem się jednak na nagranie w rozbudowanej do trzech części, ale nieco bardziej „skondensowanej” formie.
Pierwsza część „Lazy Afternoon” („Leniwe popołudnie”) jest ambientową opowieścią o zabarwieniu nieco orientalnym, wprowadzającą w nastrój utworu. Napięcie pomiędzy częściami jest budowane przez bardzo niskie dźwięki imitujące grzmot (do usłyszenia potrzebny jest dobry sprzęt hi fi), następnie szept „I need to hide”. Druga część „Pregnant Silence Before The Storm” („Nabrzmiała cisza przed burzą”) zagrana na gitarze z nylonowymi strunami, jest zainspirowana kompozycjami Steve Hacketta. W końcowym fragmencie celowo wykorzystuję stylistykę spotykaną np. w muzyce Jana Sebastiana Bacha. Tu następuje przejście do żywiołowego „The Lightnings”. Obie części są nagrane „na żywo” – bez dogrywek, co znaczy, że podczas grania partii gitary, bogate syntezatorowe tło jest nagrywane w tym samym czasie. Dokładnie takie brzmienie jakie słychać w utworze, jestem w stanie zagrać na koncertach.
Nie chciałbym zanudzać czytelników tematami teorii muzyki (w razie czego proszę o pominięcie czytania tego akapitu), ale „The Lightnings” jest przemyślaną kombinacją w rytmie 7/4, gdzie gitarowy riff, to dwie ćwierćnuty, cztery ósemki, triola i cztery ósemki. 🙂 Na to nałożone są gitary w rytmie ”spadających” ósemek, a druga część gitarowego solo to chromatyczny pochód akordów zmniejszonych, pogrupowanych po trzy ósemki (12+2), co daje bardzo ciekawe i nietypowe rozłożenie akcentów. Chyba przesadą byłoby dalsze pisanie o rytmie gitary basowej i synkopowanym rytmie perkusji, więc na tym zakończę.
Tym razem postawił Pan na utwór instrumentalny, co jest zaskoczeniem, biorąc pod uwagę wcześniejsze Pana propozycje. Skąd taki pomysł, żeby zrezygnować z wokalu, a skupić się jedynie na formie instrumentalnej?
„The Storm” od początku był w zamyśle utworem instrumentalnym. Sądzę, że nie powinno to być zaskoczeniem. Teksty w mojej muzyce są bardzo ważne, ale przecież na mojej pierwszej płycie „Broken Chain” trzy z siedmiu utworów są instrumentalne. Kolejna płyta będzie również zawierać siedem utworów i co najmniej cztery będą instrumentalne.
W jaki sposób zmieniło się Pana postrzeganie własnej twórczości od czasu rozpoczęcia zbierania pierwszych pomysłów na własne propozycje? Jak oceniłby Pan progres w realizacji swoich kolejnych projektów?
Jestem zafascynowany teorią muzyki i systematycznie ją zgłębiam. Obecnie patrzę na moje pierwsze kompozycje, które w pierwotnym zarysie powstały wiele lat temu, w sposób zdecydowanie bardziej świadomy. Tym bardziej cieszę się, że to co stworzyłem, posługując się głównie intuicją, nadal mi się podoba i z przyjemnością wykonuję stare utwory np. „Run my Hero” czy „The Middle One” na koncertach. Z biegiem lat po wielu godzinach spędzonych na ćwiczeniu warsztatu muzycznego i samych utworów, czuję coraz większą swobodę podczas grania na żywo. Zdecydowanie pewniej czuję się również podczas nagrywania oraz na etapach miksu i masteringu.
fot. materiały prasowe
Posiada Pan znaczącą kolekcję gitar. W jaki sposób dobiera Pan instrumentarium do danego utworu i jak to było w przypadku „THE STORM”?
Wspominam naszą rozmowę na temat gitar, która odbyła się w 2020 roku. Wiele się nie zmieniło. Mam kilkanaście gitar. Są wśród nich elektryczne, klasyczne, akustyczne, semi akustyczne, gitara basowa, ukulele basowe i jedna tak zwana silent-guitar. Każda z nich ma swoje zastosowanie i znaczenie. Część z nich oprócz zwykłych wyjść do wzmacniacza gitarowego, ma również wyposażenie umożliwiające podłączenie do syntezatora gitarowego i wykorzystanie gryfu gitary jako kontrolera MIDI. Proszę sobie wyobrazić praktycznie nieograniczone możliwości, kiedy każdej strunie gitary mogę niezależnie przypisać dowolny instrument lub rozbudowane brzmienie i zagrać to na żywo na tle dźwięku gitary ze wzmacniacza.
Koniecznie muszę wspomnieć o wspaniałej lutniczej gitarze „Otus headless”, stworzonej specjalnie dla moich potrzeb przez znanego szczecińskiego lutnika Adriana Sowę. Zarówno piękny wygląd wzorowany na gitarach, na jakich najczęściej grał Alan Holdsworth, najwyższej jakości materiały, moje logo na korpusie i gryfie 🙂 jak i elektronika, która pozwala na podłączenie syntezatorów gitarowych sprawiły, że Otus zwany przeze mnie i przez Adriana Sowę Puchatkiem, jest spełnieniem moich marzeń.
W nagraniach moich utworów dobór instrumentów odbywa się na prostej zasadzie mówiącej, że dane brzmienie po prostu mi się podoba. Przychodzi moment, kiedy wiem (przynajmniej tak mi się wydaje), że będzie pasować. Jak wspomniałem, dzięki syntezatorom gitarowym wzbogacam dźwięk z przetworników gitary o dodatkowe wielowarstwowe brzmienia, które słychać na żywo. Często takie poszukiwanie jest dla mnie źródłem inspiracji i kończy się powstaniem takich nagrań jak „Otus E-bow Improvisation” (zapraszam do obejrzenia na YouTube). W „The Storm” do uzyskania zamierzonego brzmienia poszczególnych części utworu wykorzystałem cztery gitary. Były to Ibanez, Telecaster, Otus i Godin Multiac z nylonowymi strunami. Trzy ostatnie były podłączone do multiefektu i dwóch syntezatorów. W trzeciej części utworu nagrałem również gitarę basową.
Do utworu „THE STORM” powstał animowany film zrealizowany przez Daniela Zagórskiego, z którym już wcześniej Pan współpracował. Jak doszło do tego, że zdecydowaliście się Panowie razem pracować, nie tylko przy klipie do tego singla?
Współpracę z Danielem Zagórskim, znakomitym wszechstronnym artystą, nawiązałem podczas tworzenia muzyki do filmu (lub tworzenia przez Daniela Zagórskiego filmu do muzyki) „Wyobraźni wibrowanie”. Ścieżkę dźwiękową zatytułowałem „The Mysterious World Of Daniel Z” („Tajemniczy świat Daniela Z”). Główną rolę w animowanym filmie zagrała wyżej wspomniana gitara Otus.
Filmy Daniela Zagórskiego są bardzo sugestywne i mają swój niepowtarzalny charakter, który mi bardzo odpowiada. Dlatego poprosiłem o stworzenie obrazu do „The Storm”. Z Danielem Zagórskim poznaliśmy się na tyle, że znam jego gust muzyczny i wiem, że znacznie pokrywa się z moim. Wspólnym mianownikiem jest tu Robert Fripp, więc w tym przypadku moja prośba została spełniona.
Oprócz nowego utworu „THE STORM” w sieci dostępny jest także „The Guitarist’s Dream”. Co to jest za propozycja, która została także podpisana nazwiskiem Zagórskiego?
Daniel Zagórski jest artystą bardzo wszechstronnym. Oprócz wspaniałych grafik, fotografii i filmów tworzy również syntezatorową muzykę i pisze znakomite, poetyckie teksty utworów. Zachęcam do posłuchania i obejrzenia dziesiątek utworów instrumentalnych oraz tych z tekstami Daniela Zagórskiego, oczywiście ilustrowanych jego własnymi filmami i fotografiami.
Mieszkający w mieście Łodzi, Daniel Zagórski był ostatnio moim gościem. Oprócz spacerów po pięknym Lublinie, niekończących się rozmów o sztuce i po prostu o życiu, mnóstwo czasu spędziliśmy w moim studio. Uchylę rąbka tajemnicy, że właśnie wtedy wyklarował się pomysł na stworzenie wspólnych kompozycji. Projekt ma roboczy tytuł „Internal Spaces” i będzie zawierał instrumentalne, ambientowe utwory z rozbudowanym elektronicznym tłem i długimi solówkami na gitarze elektrycznej. Jeśli ktoś lubi Soundscapes lub „Music For Quiet Moments” Roberta Frippa, nie będzie zawiedziony naszym projektem. W tej chwili opublikowane są już dwa nagrane wspólnie utwory: wspomniany „The Guitarist’s Dream” („Marzenie gitarzysty”) oraz „Longing For Great Spaces” („Tęsknota ze wielkimi przestrzeniami”) – dostępny w zakładce „playlisty” na moim kanale YouTube oraz na kanale Daniela Zagórskiego. Powoli ale systematycznie pracujemy nad kolejnymi utworami, którymi zamierzamy wypełnić całą płytę.
Z jakimi opiniami na temat swojej twórczości spotkał się Pan dotychczas ze strony słuchaczy? Czy pojawiły się opinie, które z jakiegoś powodu były dla Pana zaskakujące?
Moja muzyka jest adresowana do dość wąskiego grona słuchaczy. Sądzę, że jest to pewien rodzaj selekcji i być może dlatego, zarówno po koncertach, jak i w komentarzach do audycji radiowych, czy w mediach społecznościowych odzew słuchaczy jest bardzo pozytywny. Jest to dla mnie niezmiernie motywujące. Zaskakujące jest to, że pojawiają się komentarze typu (cytuję) „…ta muzyka do głębi porusza moje serduszko…” czy „piękno, ład i harmonia kosmosu. Sens współistnienia w prawdzie, szczęściu i miłości. Dobro i Pokój jest w nas”. Takie opinie to największa nagroda dla każdego artysty. 🙂
Czy mógłby Pan zdradzić kilka szczegółów związanych z drugim albumem? Na jakim etapie jego tworzenia jest Pan obecnie i co się na nim znajdzie?
Drugi album, podobnie jak pierwszy, będzie również zawierał siedem utworów. Do pięciu z nich już powstały teledyski, więc można ich posłuchać i obejrzeć na YouTube.
Kolejny utwór, który jest prawie gotowy jest kontynuacją opowieści „Angel’s Flight Prelude”. Jeśli ktoś jest uważny, to pewnie znalazł w opisie teledysku tego utworu, że zapowiedziałem jego kontynuację. W opisie nawet znalazł się tytuł „Angel’s Doubts” („Wątpliwości anioła”). Przypomnę historię opowiedzianą z punktu widzenia muzyka w instrumentalnym Angel’s Flight (zapraszam do obejrzenia). Historia była taka, że dobry anioł zobaczył na planecie Ziemia pewnego nieszczęśnika, który bardzo się męczy i próbuje napisać preludium w rytmie 5/4. Anioł postanowił przylecieć na Ziemię, aby pomóc muzykowi i poustawiać mu palce na gryfie gitary. Kiedy już zrobił to, co zamierzał i wrócił do siebie, usłyszał muzykę. Zobaczył wtedy z przestrzeni kosmosu, że z Ziemi wylatują nuty, które zamieniają się w gwiazdy i zostają na niebie ułożone w gwiazdozbiory. „Angel’s Doubts” jest kontynuacją tej opowieści z punktu widzenia anioła. Tym razem utwór z chórem w tle jest zaśpiewany na dwa głosy i mimo tej samej linii melodycznej ma zupełnie inny charakter. Tekst dotyczy motywacji anioła, a następnie wątpliwości czy jego praca na Ziemi miała jakiś sens oraz czy zostanie przez kogoś zauważona i doceniona. Mimo smutnego tekstu przesłanie utworu jest pozytywne.
Co do siódmego utworu, który póki co jest już obecny w mojej głowie, nie zdradzę jeszcze szczegółów i zostawię miejsce na niespodziankę.
Jest Pan miłośnikiem progresywnej muzyki rockowej lat 70/80., czy to znaczy, że w dzisiejszych czasach nie znajduje Pan muzyki, szczególnie w Polsce, która byłaby dla Pana interesująca?
Pisanie i nagrywanie muzyki, kiedy ma się jeszcze obowiązki zawodowe sprawia, że czas spędzony na jej słuchaniu, często dotyczy tej, nad którą właśnie pracuję. Pozwala mi to skupić się na danym utworze i odsuwa problem zasugerowania się pomysłami innych artystów.
Nie znaczy to absolutnie, że nie znajduję świetnych, interesujących zespołów tworzących w klimacie progresywnego rocka w Polsce i zagranicą. Jest ich niestety zbyt wielu. Za przykład podam listę do głosowania na ulubioną płytę roku 2024 w jednej z wiodących internetowych stacji radiowych specjalizującej się w prezentacji takiej muzyki. Zawiera ona 1800 (tysiąc osiemset!!!) tytułów płyt wydanych w roku 2024. Uważam więc, że niemożliwe jest śledzenie wszystkiego, co się dzieje w muzycznych nowościach w Polsce i poza jej granicami. W dzisiejszych czasach potrzebna jest selekcja. Celowo pominę podawanie nazwisk konkretnych wykonawców i nazw konkretnych zespołów, ale opieram się na śledzeniu twórczości wybranych, ulubionych artystów, którym jestem wierny i na rekomendacjach przedstawianych w audycjach właśnie takich rozgłośni radiowych. Nową muzykę poznaję też dzięki znanym portalom muzycznym, takim jak Polska Płyta / Polska Muzyka, a jeśli chodzi o wykonawców polskich oraz zagranicznych polecam Mały Leksykon Wielkich Zespołów.
Jakie są Pana najbliższe plany artystyczne na początek 2025 roku?
Przede wszystkim dopieszczenie „Angel’s Doubts” i jak w przypadku moich wszystkich utworów, wydanie teledysku. W pierwszym kwartale zamierzam dać 2-3 kameralne koncerty w lubelskich klubach. Bardzo dobrze się sprawdziła i jest ciepło przyjmowana przez publiczność formuła, w której między utworami opowiadam o nich, a podczas samego wykonania na ekranie wyświetlany jest teledysk. Mam też nadzieję, że w pierwszym półroczu 2025 roku sfinalizuję wydanie wspomnianej drugiej płyty i podobnie jak pierwsza „Broken Chain” będzie dostępna na CD z bogato ilustrowaną książeczką z tekstami oraz jako winyl.
Niezależnie zamierzam wspólnie z Danielem Zagórskim pracować nad projektem „Internal Spaces” – obiecaliśmy sobie, że skończy się wydaniem płyty.
Może wykroczę poza początek 2025, ale zostaje jeszcze muzyka zespołu Red Tramps – mamy na koncie dwie płyty zauważone rozgłośniach radiowych i dobrą recenzję w czasopiśmie Metal Hammer. W Red Tramps gram na gitarze i syntezatorach gitarowych oraz śpiewam drugi wokal. W miarę możliwości pozostałych trzech członków zespołu i oczywiście moich, planujemy pracę nad nowymi utworami.
Bardzo dziękuję za rozmowę. To dla mnie duża przyjemność.