Monika Fortuniak – „Same puste drogi” [RECENZJA]

Nasz ocena

„Same puste drogi” to trzeci solowy album Moniki Fortuniak, który swoją premierę miał 12 listopada. Gatunek muzyki to mieszanka trip hopu i dream popu, choć dzieje się tu więcej niż moglibyśmy się spodziewać.

Recenzja płyty „Same puste drogi” – Monika Fortuniak (2024)

„Same puste drogi” to już trzeci album songwriterki i wokalistki – Moniki Fortuniak, która w niezwykle ciekawy sposób składa poszczególne kompozycje, tak by tworzyły nowy odmienny od poprzedniego projekt. To przy okazji muzyka silnie zakorzeniona w niej samej, ale z wyraźnym motywem emocjonalnym, który subtelnie oddziałuje na naszą wrażliwość. Nie zapominajmy, że artystka jest także gitarzystką (o sobie mówi – „gitarowy maniak”), dlatego wśród elektronicznych, tym razem spokojniej płynących dźwięków, wciąż ważne miejsce zajmują motywy gitarowe. A wszystko łączy się ze sobą w sposób naturalny, płynąc na ważności słowa w kierunku ukształtowanym przez nią samą.

Dużo w tym świadomości – wydaje się wręcz, że to najbardziej dojrzały projekt artystki, która znalazła pomysł na uchwycenie „nocnej podróży, w której nostalgia i samotność miesza się z próbą ucieczki od nich samych”. To bardzo ważny aspekt, bo w pewien sposób definiuje to, co można znaleźć w tej muzyce oraz słowie.

Inspiracje trip-hopem są wyraźne, ale nigdy nie tworzą dosłownego ukierunkowania muzycznego, bo Monika stara się w utworach przemycać dużo więcej, idąc w nieco inną, bardziej piosenkową stronę. To świadczy, że melodia i staranne ukształtowanie harmonii ma dla niej także duże znaczenie („Flesz”). Wszystko dzieje się w lekkim odrealnieniu, może nawet mglistości, ale też o uzyskanie tak głębokiego klimatu chodziło wokalistce, która wie jakich środków przekazu użyć, by być skutecznym w przekazywaniu swoich opowieści.

Zapewne nikt nie lubi być porównywanym, ale nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że fani Kaśki Sochackiej też coś znajdą dla siebie, choć nie jest to jakaś wskazówka, którą należy się kierować („Dach”). Ta subtelność w wyrażaniu siebie bywa w wielu miejscach po prostu tak samo ujmująca.

Dobrze, że pomimo nadania odgórnej specyfiki, poszczególne utwory nie są kopią siebie samych, a więc znajdziemy różne sytuacje muzyczne, czego potwierdzeniem jest bardziej organiczny, osnuty motywem gitarowym kawałek nagrany wspólnie z Biszem („Strach”). Jego obecność nie powinna być już dla nikogo zaskoczeniem, przecież artyści od lat ze sobą współpracują. Warto też zwrócić uwagę na oniryczne numery, które zagęszczają klimat całości („Sekundy”). A przecież usłyszymy też charakterystyczny dla kultury hip-hopowej scratching oraz dubowy rytm, co jakby mocniej zbliża nas do trip-hopu („VHS”).

Nie należy jednoznacznie kategoryzować albumu „Same puste drogi”, bo pomimo „nocnego” nastroju towarzyszącemu nam podczas jego odsłuchiwania, znajdziemy na nim wiele różnorodnych naleciałości, które nie pozwalają wkradać się monotonni. I za to utrzymanie napięcia należy docenić nowe utwory Moniki Fortuniak, nawet jeśli pojawiają się lepsze lub tylko odrobinę słabsze kompozycje. Najważniejsze, że twórczyni nie kopiuje własnych pomysłów, a tym samym nie wpada w pułapkę prezentowania tego samego na różne sposoby. To duża wartość. Tymi piosenkami otulimy się podczas wielu nocy, choć z zaśnięciem możemy mieć problem, bo niosą ze sobą wiele refleksji.

Łukasz Dębowski

 

 

Leave a Reply