O Wiktorze Waligórze usłyszała na przestrzeni ostatniego roku cała Polska i to nie tylko dzięki pamiętnemu wykonaniu „Nad wszystko uśmiech Twój” Zbigniewa Wodeckiego. Teraz młody artysta zaprezentował swoją debiutancką płytę – „Czekam na świt”, na której umieścił wiele osobistych historii. Zapraszamy na nasz wywiad z wokalistą.
fot. Paweł Franik
Pierwszy raz widzieliśmy się rok temu, gdy premierę miał Twój drugi singiel „Ikar”. Jak ocenisz ten intensywny dla Ciebie rok, który upłynął od tamtego czasu?
Wiktor: Tak, to był naprawdę intensywny rok. Pracowałem nad moją płytą, a jednocześnie współpracowałem z chłopakami z PROJEKTU WOW nad EPką. Przygotowywaliśmy też koncerty, co wiązało się z wieloma podróżami. Bywało, że czułem się zmęczony, ale nie chciałem rezygnować z żadnego z tych projektów. Poświęcałem się każdemu z nich, a gdy w końcu udało się zrealizować wszystkie te przedsięwzięcia na fajnym poziomie, poczułem ogromną satysfakcję. Chociaż czasem wydawało mi się, że wszystko dzieje się zbyt szybko, starałem się skorzystać z tego, co przynosi mi życie, bo wiem, że takie intensywne okresy mogą się nie powtórzyć.
Jeśli miałbyś wskazać jedno najważniejsze wydarzenie minionego roku, co by to było? Może jakiś koncert, festiwal lub inny moment, który zapadł ci w pamięć?
Wiktor: Myślę, że kluczowym momentem były dni 23-24 sierpnia. Wtedy wydaliśmy płytę, a dzień później zagraliśmy koncert na finale Męskiego Grania. To było niesamowite przeżycie. Inne ważne wydarzenie przydarzyło mi się z Projektem WOW w Poznaniu – czuję, że to był najlepszy koncert w moim życiu. Bardzo dobrze czułem się wtedy na scenie. Pamiętam również, jak wychodziłem z ostatniego egzaminu maturalnego. To był czwartek, poczułem przypływ wolności, wiatr we włosach, cieszyłem się, że to już koniec.
Jak sobie radziłeś w tym czasie ze zmęczeniem? Czy zdarzały Ci się momenty, gdy czułeś, że to wszystko jest zbyt przytłaczające?
Wiktor: Tak, czasami bywało ciężko. Gdy miałem intensywne dni, z koncertami i nagrywaniem, mój organizm dawał mi znać, że potrzebuje odpoczynku. Pojawiały się dni, gdy czułem się naprawdę wyczerpany, wręcz jakby moje ciało odmawiało posłuszeństwa. To ewidentnie był efekt stresu i zmęczenia. Kilka razy musiałem zrozumieć, że trzeba trochę zluzować. Musiałem nauczyć się bardziej słuchać siebie i swoich potrzeb.
Czy to znaczy, że na razie rezygnujesz z dalszej edukacji i skupiasz się na muzyce?
Wiktor: Staram się pogodzić jedno z drugim. Nie rezygnuję z edukacji. Do 1 października skupiałem się przede wszystkim na muzyce, a po tym czasie rozpoczynam studia. Zobaczymy, jak to wyjdzie, ale czuję, że to ważne, aby nie zaniedbywać edukacji w tym wszystkim.
Jakie czynniki wpływały na Twoją pewność, że to właśnie sierpień tego roku jest odpowiednim momentem na wydanie debiutanckiego albumu „Czekam na świt”?
Wiktor: To była dla mnie bardzo istotna decyzja. Chciałem, aby każda piosenka na tym albumie spełniała moje oczekiwania. Dlatego pracowałem nad nimi przez dwa lata. Początkowo planowałem wydanie w marcu, ale nie zdążyłem. Postanowiłem, że nie chcę robić nic na szybko, chcę, aby to było dopracowane. Ostatecznie przenieśliśmy datę na sierpień, co okazało się dobrym rozwiązaniem, bo byłem już też po maturze. Wtedy poczułem się gotowy psychicznie, aby pokazać ten materiał.
Najnowszym singlem z Twojej płyty jest utwór „Na głęboką wodę”. Czy możesz opowiedzieć, jakie on ma dla Ciebie znaczenie?
Wiktor: To bardzo ważny utwór, który powstał w zaledwie trzy dni. Z Piotrkiem Plutą, moim producentem, pracowaliśmy nad nim przez ten czas bardzo intensywnie. Piosenka opisuje moje zmagania z wewnętrznymi lękami i słabościami. To coś, co mnie bardzo dotyka. Uważam, że ten utwór ładnie podsumowuje to, o czym pisałem na płycie, stając się pewnego rodzaju „happy endem”.
Oglądając teledysk do „Na głęboką wodę”, może się wydawać, że to są filmiki z Twojego życia. Pojawiasz się w nim nawet z gitarą. Sięgasz czasem po ten instrument, czy jednak częściej siadasz za pianinem, na którym tworzysz swoje piosenki?
Wiktor: W teledysku chcieliśmy opowiedzieć o spełnianiu marzeń i niepoddawaniu się. Sceny nagraliśmy w trzech miejscowościach nad polskim morzem, a ich celem było ukazanie tej drogi. Na gitarze nie grałem tak naprawdę nigdy na ulicy, jak można to wywnioskować, oglądając klip. Nie czuję się jeszcze zbyt pewny, jeśli chodzi o gitarę. Zdecydowanie częściej siadam za pianinem.
Czy są takie utwory na tej płycie, które z perspektywy czasu szczególnie do ciebie przemawiają?
Wiktor: „Na głęboką wodę” jest zdecydowanie jednym z najważniejszych utworów dla mnie, ale także „Lizbona”. To bardzo osobisty tekst, który napisałem z serca. Nigdy nie byłem w Lizbonie, to taka przenośnia. Z kolei „Zagrajmy”, to piosenka, na którą patrzę z uśmiechem – mimo że miała powstać jako żart, zdobyła wiele odsłon i cieszy się dużym zainteresowaniem. To pokazuje, jak nieprzewidywalne są reakcje ludzi na muzykę. Uwielbiam też bardzo klimatyczny kawałek – „Niepewność w sercu zatrzymuje puls”.
Pomimo tych radosnych, bardziej energetycznych akcentów, klimat albumu wydaje się dosyć spokojny, może nawet smutny. Jakie emocje chciałeś w ten sposób przekazać swoim słuchaczom? I czy łatwiej jest pisać smutne piosenki?
Wiktor: Uważam, że album jest odzwierciedleniem psychiki młodego człowieka wchodzącego w dorosłość. Każda piosenka to zapis moich przeżyć i emocji. Znajdziesz tam zarówno smutek, jak i nadzieję. To mój osobisty pamiętnik z okresu dorastania. Na pewno łatwiej wyrażać mi trudne emocje poprzez piosenki, bo nie umiem do końca o nich rozmawiać. Na co dzień wiele niełatwych odczuć tłumię w sobie i tylko muzyka pozwala mi się na nie otworzyć. Stąd w moich piosenkach strach, smutek i wiele niepewności, ale staram się też szukać pozytywnych emocji.
Bardzo ważne wydaje mi się Twoje kształtowanie wszystkich piosenek poprzez wokal. Czy śpiewanie bywa dla Ciebie jakąś formą eksperymentu?
Wiktor: Wokal jest dla mnie kluczowym elementem w każdej piosence. W ostatnim roku zauważyłem znaczną zmianę w moim głosie, co pozwoliło mi na łatwiejsze dostosowywanie się do różnych stylów. Każdy utwór wymaga innego podejścia, a ja staram się do każdego z nich podejść indywidualnie. Przez dwa epizody w moim życiu, kiedy brałem udział w zajęciach emisji głosu, zyskałem większą kontrolę nad swoim wokalem. Teraz mogę grać dwa koncerty pod rząd, co wcześniej wydawało się nie do pomyślenia. Oczywiście, wciąż jest dużo pracy przede mną i zamierzam wrócić do ćwiczeń. Wiem, że nawet uznani artyści ciągle uczą się, co jest dla mnie dużą motywacją.
Jak podchodzisz do śpiewania coverów, których wykonałeś w ostatnim czasie bardzo wiele? Czy interpretowanie cudzych utworów jest dla Ciebie jakimś wyzwaniem?
Wiktor: Każda tego typu praca stanowi dla mnie wyzwanie. Staram się na swój sposób wykonywać piosenki, które są już dobrze znane, co nie zawsze spotyka się z pozytywnym odbiorem. Oczywiście, wiem, że fani mają swoje ulubione wersje utworów i często nie akceptują zmian. Na przykład, podczas występu na Earth Festival w Uniejowie starałem się nadać moim interpretacjom indywidualny charakter, ale bez radyklanych zmian, a reakcje i tak były mieszane. Przecież zaśpiewałem „Historię jednej znajomości” najprościej jak się da. Zrozumiałem, że dla niektórych słuchaczy nowe aranżacje mogą być i tak trudne do przyjęcia, ale ja zawsze staram się być autentyczny, więc muszę to robić po swojemu.
Czy są artyści, którzy Cię inspirują w zakresie wokalnym?
Wiktor: Tak, mam swoich ulubionych wykonawców, którzy wprowadzają innowacje w zakresie harmonii wokalnych. Ostatnio szczególnie fascynują mnie zespoły ze Stanów Zjednoczonych – do nich należy Pentatonix. Cudowne rzeczy z wokalem robi Billie Eilish. Nie wzoruję się bezpośrednio na nich, ale obserwuję, jak umiejętnie tworzą harmonię i szukam inspiracji. Na pewno staram się rozwijać swoje umiejętności w tym zakresie.
Wracając do twojego albumu, chciałbym zapytać o utwór „Podróż w czasie”, który także stał się singlem. Czym jest dla Ciebie ten numer?
Wiktor: „Podróż w czasie” to także ważny dla mnie utwór na płycie. Powstał na początku pracy nad albumem, a jego tekst uważam za jeden z lepszych na tej płycie. Nawet Pani od języka polskiego w liceum pochwaliła mnie za słowa do tej piosenki. To utwór, który porusza emocjonalne aspekty moich doświadczeń. Udało mi się także stworzyć klip do tej piosenki, który mam nadzieję, że oddaje jej klimat. Tworzyliśmy go z kumplami w Beskidzie Żywieckim, gdzie wynajęliśmy domek. Mam duży sentyment do tego numeru. Zresztą otwieramy nim moje solowe koncerty.
Album otwierają „Potwory”, który jest odniesieniem do różnych lęków. Czego Ty się najbardziej boisz w życiu?
Wiktor: U mnie to jest paradoksalne, bo boję się poznawać nowych ludzi. Walczę z tym, ale wciąż jest to dla mnie trudne. A z drugiej strony boję się samotności. Największy koszmar, to nie mieć nikogo bliskiego przy sobie.
Wspomniałeś, że pracowałeś nad albumem z Piotrem Plutą. Jak wyglądał Wasz wspólny proces twórczy, np. nad moim ulubionym kawałkiem, czyli „Niepewność w sercu zatrzymuje puls”?
Wiktor: Cieszę się, bo jak wspomniałem, to także jeden z moich ulubionych utworów, jeśli nie ulubiony. Praca nad nim wyglądała tak, że przychodziłem do Piotra – on ma takie rozstrojone u siebie pianinko. Siadałem za nim, grałem i mu coś tam śpiewałem. Potem wymieniamy się pierwszymi spostrzeżeniami, czasem szukamy inspiracji, w czym nie jestem dobry, bo nie umiem odnosić czyjejś muzyki do swojej. Dla mnie lepiej jest, gdy wyjdzie się od groove’u perkusji, bo to nadaje dynamiki piosence. Potem dokładamy kolejne partie instrumentalne. Tutaj zależało nam na oldschoolowym graniu, żeby to można było od razu zagrać na żywo. Dla tego numeru mieliśmy sześć dni w studiu, co było optymalnym rozwiązaniem. A w ogóle za pierwszą wersję tekstu do tego numeru, Piotrek mnie skrytykował. I bardzo dobrze, bo powstała kolejna, o wiele lepsza.
A miewasz problemy ze snem, nawiązując do utworu „Insomnia”?
Wiktor: Do dzisiaj mam tak, że jak się z kimś pokłócę, albo czeka mnie coś stresującego na drugi dzień, to miewam duże trudności z zasypianiem. Zauważyłem, że wiele z moich tekstów dotyczy braku snu, co pokazuje, jak mocno przeżywam różne sytuacje. Ostatnio jednak udało mi się to opanować i w końcu zaczynam dobrze spać. Zdarzało mi się, że pisałem teksty w nocy, więc najlepiej słuchać moich piosenek przed świtem.
fot. okładka płyty
Wspomniałeś o tym, że proces pisania nie jest dla Ciebie łatwy. Czy często kończysz teksty na ostatnią chwilę?
Wiktor: Tak, to prawda. Czasami mam tydzień na dopracowanie numeru, a teksty potrafią powstawać w jeden dzień na ostatnią chwilę. Ale zazwyczaj jest to długotrwały proces. Na początku piszę refren, a później wracam do tekstu po kilku dniach. To wszystko zajmuje sporo czasu i papieru… Staram się mieć zawsze pod ręką zeszyt, bo notowanie pomysłów w telefonie trwa znacznie dłużej. Właśnie założyłem nowy notatnik. Jak wspomniałem, zdarza się, że pomysły nie tylko tekstowe, ale muzyczne przychodzą w nocy, więc szeptam je sobie, żeby nie obudzić rodziców. A jak czegoś nie zarejestruję od razu, to zdarza się, że rano nie pamiętam, co chciałem uchwycić.
Jakie były Twoje główne cele związane z wydaniem tej płyty? I co będzie dla Ciebie sukcesem, jeśli chodzi o album „Czekam na świt”?
Wiktor: Kiedy myślałem o wydaniu tej płyty, miałem kilka celów, które chciałem osiągnąć. Po pierwsze, chciałem, aby album był autentyczny i odzwierciedlał to, co czuję i przeżywam. Dla mnie najważniejsze było stworzenie muzyki, która nie tylko dotrze do słuchaczy, ale także wywoła jakieś emocje. Jeśli chodzi o miarę sukcesu, myślę, że kluczowe jest, żeby ludzie chcieli przychodzić na koncerty i dzielić się z nami swoją energią. Chciałem, aby moja muzyka stała się częścią ich życia, żeby ludzie mogli się z nią identyfikować. Sukces to także pozytywna reakcja ze strony krytyków i fanów. Jeśli uda mi się usłyszeć, że ktoś uważa moją muzykę za ważną, a teksty za wartościowe, to dla mnie oznacza, że osiągnąłem sukces. Wspólnie z zespołem planujemy także trasę koncertową, na której chcemy, aby nasi słuchacze mogli na żywo poczuć tę energię, którą staramy się przekazać w naszych utworach.
Jakie masz plany na przyszłość, jeśli chodzi o nową muzykę?
Wikor: Mam już wizję na drugi album i myślę o wprowadzeniu mocniejszych brzmień, zwłaszcza gitar elektrycznych. Chcę, żeby moja muzyka miała większy impact na koncertach. Oczywiście, nie chcę rezygnować z tego, co zrobiłem do tej pory, a raczej dodać nowe elementy, które nadadzą mojej muzyce świeżości. Już zacząłem pracować nad nowym numerem, który bardzo mi się podoba.
A co, jeśli muzyka nie byłaby Twoim głównym zajęciem? Jakie inne opcje byś rozważał?
Wiktor: Muzyka to dla mnie esencja życia. Nawet jeśli miałbym się zająć inną dziedziną, chciałbym być zaangażowany w coś związanego z dźwiękiem, może jako realizator dźwięku. Ważne, by muzyka była w moim życiu tak długo, jak to możliwe.
Jakie znaczenie dla Ciebie mają koncerty w kontekście promocji albumu?
Wiktor: Koncerty mają dla mnie ogromne znaczenie. To nie tylko sposób na promocję albumu, ale także kluczowy element, który pozwala mi nawiązać bezpośrednią więź z fanami. Kiedy występuję na żywo, mogę zobaczyć, jak muzyka wpływa na ludzi, a ich reakcje są dla mnie nieocenionym źródłem inspiracji. Wiem, że na koncertach każdy utwór nabiera nowego wymiaru, a atmosfera, którą tworzymy wspólnie z publicznością, jest niezastąpiona.
Rozmawiał: Łukasz Dębowski