“Z dna wynurzam się powoli” to pierwsze fizyczne wydanie albumu EP Michała Madajczyka, które ukazało się 30 sierpnia pod naszym patronatem medialnym. Poniżej można znaleźć naszą recenzję tego niezwykle ciekawego wydarzenia.
fot. okładka albumu EP
Recenzja płyty “Z dna wynurzam się powoli” – Michał Madajczyk (2024)
Album “Z dna wynurzam się powoli” to w pewnym sensie podsumowanie dotychczasowej – solowej – działalności Michała Madajczyka. Artysta konsekwentnie publikował w sieci kolejne, coraz ciekawsze utwory, które w końcu złożyły się na cały projekt. Właściwie to każdy z singli stał się częścią układanki, w szerszym kontekście tworzącą pełny obraz jego muzycznych poczynań. A te wydają się dosyć klarowne, bo odsuwając się od komercyjnej bylejakości, dostaliśmy zgrabny zestaw utworów z piosenkowo-alternatywnym zacięciem. I to ze znakomitym opisem różnych – bliskich każdemu z nas – historii.
Michał posiada dryg do pisania prostych, zupełnie swobodnie płynących, nienachalnych w swym przekazie piosenek, które w swej pozornej pospolitości stają się zupełnie niezwyczajne, wręcz dogłębnie poruszające. Nie ma w tym próby przypodobania się komukolwiek, ani usilnego naśladownictwa tego, co już znamy.
Owszem całość kojarzy nam się z wieloma wykonawcami, którzy gdzieś na przestrzeni wielu lat tworzyli w podobnym gatunku, ale pewne inspiracje nie są wyznacznikiem, a jedynie śladem w jego twórczości (od Myslovitz, po Muchy). Wszystko istnieje w charakterystycznym dla niego otoczeniu, wypełnionym alternatywnym brzmieniem gitarowym oraz niezwykłą melodyką, nadającą pulsu wszystkim propozycjom (z wyróżnieniem klimatycznego utworu “Dobre złe“).
Muzyka to efekt wspólnej wizji ze Stefanem Czerwińskim (współkompozytor i producent muzyczny, mający na koncie wiele projektów od Much, aż po The Ploy i Terrific Sunday), która w odniesieniu do całego albumu wydaje się spójna i przez to bardzo wciągająca. Właściwie każdy utwór łączy się ze sobą, kreując wymagającą skupienia sytuację artystyczną.
Warto odnieść się do pierwszego, chyba najbardziej energetycznego kawałka na płycie, czyli ostatniego singla “Masz rację”, zdradzającego to, co usłyszymy dalej – ciekawe harmonie, lekkość w wyrażaniu się poprzez muzykę i bardzo przyjemne, charakterystyczne brzmienie, mocno rezonujące z wrażliwością Michała, który jest bliżej nas, dzięki własnej poetyce tekstów. Poprzez słowa artysta potrafi pokazać, że jest świetnym obserwatorem otaczającej nas rzeczywistości, opisując relacje pomiędzy ludźmi w sposób zupełnie bezpretensjonalny (“kim jestem w Twoim telefonie, kim jestem kiedy dzwonię”). Czasem odnajdziemy w nich nawet niebanalne metafory z delikatnie filozoficznym namaszczeniem (“słowa rzucamy jak w kasynie kości, chociaż nie grać jest prościej“).
Michał Madajczyk posiada wszelkie narzędzia do tego, żeby tworzyć propozycje wartościowe, wymagające uwagi, a przy tym niepospolite, wyłamujące się z nudnej konwencjonalności. Tym bardziej, że jego uważność na to, co dzieje się dookoła, pozwala mu chwytać małe myśli, przekazując je w większych, wyszukanych formach. Zainteresowanie tą muzyką rośnie powoli, ale zauważalnie, co potwierdzają odsłuchania jego muzyki w serwisach cyfrowych. I dobrze, bo artysta zdecydowanie na to zasługuje. Może większy rozmach pozwoliłby mu dotrzeć do szerszej publiczności, ale czy na ten moment jest to konieczne? W końcu tytuł “Z dna wynurzam się powoli” również ma nam coś sugerować.
[rec. Łukasz Dębowski]