Luiza Kalita zadebiutowała EPką, którą promuje psychoterapię i zdrową głowę. Jej album “OdNowa” ukazał się 16 maja pod naszym patronatem medialnym.
Recenzja albumu EP „OdNowa” – Luiza Kalita (2024)
„OdNowa” to tytuł debiutanckiego albumu EP Luizy Kality, która dosyć mocno zaznaczyła swoją obecność na polskim rynku muzycznym, mówiąc wprost o tym, co zostawiła za sobą. Często są to trudne doświadczenia, kształtujące jej osobowość nie tylko artystyczną. Wraz z sugestywnie zaznaczonym przekazem na pierwszy plan wysuwa się brzmienie electropopowe, przyzwoicie skonstruowane zgodnie z zasadami współczesnej produkcji muzycznej, za którą odpowiada Adam Wełna (songwriter, gitarzysta, producent). Jest więc świeżo, niebanalnie, z opisowymi, wyraźnie zaznaczonymi tekstami, nabierającymi adekwatności, dzięki charakterystycznemu wokalowi artystki.
Choć dostaliśmy jedynie pięć utworów oraz piosenkową formułę intra i outra, to dzieje się na tym albumie całkiem dużo. Już sama odmiana muzyczna wydaje się bezkompromisowa – kompozycje mają intensywny wydźwięk, podrasowany należytą realizacją i nieprzesadną ekspresją wykonawczą. Choć struktura jest dosyć czytelna, a energia podkreśla ich jaskrawy koloryt, to całość nie została przerysowana. Nie ma w tym elementów, które mogłyby wprowadzać zbyteczne zamieszanie, czy też byłyby męczące.
Dlatego nowoczesna produkcja nie zabiła w nich emocjonalności oraz tak ważnego dla wokalistki przekazu. Odpowiednio wyważone interpretacje bardzo dobrze współgrają z różnymi detalami muzycznymi, które zostały oparte na syntezatorach i kreatywnie wyzwolonych motywach syntetycznych. To one gdzieś na końcu kształtują melodykę, naznaczając każdy utwór w dosyć zuchwały sposób („Obnażona” – trochę przypomina wybrane propozycje Mery Spolsky).
Wracając jednak do tekstów – nie zostały one schowane za przesadną ilością metafor, bo wokalistka często wali prosto z mostu, co jej leży na sercu („Nieznajome”). Do tego siarczysty bit nigdy nie jest powtarzalny, nawet jeśli budzi skojarzenia z tym, co już gdzieś słyszeliśmy. Tym bardziej, że Luiza starała się znaleźć na każdy numer inny pomysł, dokładając soczystą porcję słów. Czasem jest to niebezpieczne balansowanie na granicy pretensjonalności, choć ostatecznie nigdy jej nie przekroczyła („Psy szczekają”).
Niespodzianką jest duet artystki z Gypsy and the Acid Queen i to w najbardziej klimatycznym, wręcz magicznym kawałku „Czarne”. Tego trzeba posłuchać, bo trudno nie zatracić się w onirycznym wymiarze tej piosenki. Niekiedy wokalistka wychyla się poza czytelne śpiewanie, oddając nam chwile podbite melodeklamacją („rapowaniem”), co w jakiś sposób dopasowuje się do aspektu związanego z historią, którą aktualnie chce nam opowiedzieć (wspomniany kawałek „Psy szczekają”). Warto zwrócić uwagę na zamykające outro, czyli krótki numer „Fala mnie niesie” ze zjawiskowo podprowadzonym motywem gitarowym (aż szkoda, że nie ma tu więcej takich elementów).
Luiza Kalita kreatywnie podeszła do swoich piosenek, które wypełniły jej debiutancką EPkę „OdNowa”. Przy okazji artystka oddała nam niemały kawałek swojego intymnego świata, bez patosu dotykając ważnych nie tylko dla siebie tematów. To odniesienie staje się w pełni przekonujące, bo pokazuje, że każdy z utworów nie powstał z wyrachowania, ale z głębokiej potrzeby opowiedzenia jakiejś historii. To podnosi wartość całego albumu, nadając mu niewątpliwej istotności, gdzie empiria wpłynęła na jego styl. Jeśli nawet nie jest to do końca nasza bajka muzyczna, to warto wziąć pod uwagę właśnie ten aspekt, wyłuskując pierwotną ideę powstania tych piosenek.
Łukasz Dębowski