“Szyfr” to tytuł najnowszej płyty Marcina Stycznia, która ukazała się 21 kwietnia. Zapraszamy do zapoznania się z naszą recenzją tego wydarzenia.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty “Szyfr” – Marcin Styczeń (2024)
Marcin Styczeń niezmiennie podąża własną drogą muzycznych zapatrywań, wciąż prezentując wysoki poziom własnych piosenek. W tym przypadku bardzo osobistych, nieco refleksyjnych oraz nasączonych żywym brzmieniem instrumentów, które twórca wykorzystuje od zawsze. Stąd folkowa energia na płycie “Szyfr”, płynąca w stronę jasnej melodyjności piosenkowej, staje się w tym przypadku faktycznie ujmująca.
Owszem, dla każdego, kto miał okazję poznać wcześniejszą twórczość artysty, ten album nie będzie dużym zaskoczeniem. Wciąż dostrzeżemy dźwięki, które w specyficzny sposób formułują treść artystyczną jego utworów. Co nie znaczy, że nie pojawiło się kilka drobnych niespodzianek.
Czerpanie z bogatego instrumentarium staje się w tym przypadku niezbędne, by pokazać ciągłą potrzebę eksplorowania nowych brzmień. Jak już mogliśmy się wcześniej przekonać, Marcin po raz pierwszy skomponował piosenkę przy akompaniamencie irlandzkiego bouzouki (“I tu, i tam“). Nieodłącznie pojawia się jednak szerszy zakres związany z instrumentami, bo na płycie dostrzeżemy także, m.in. gitarę akustyczną, skrzypce, mandolinę, banjo, a nawet irlandzki flet. To daje duże możliwości w ukazaniu wyrazu muzycznego, który zahacza o americanę (“Zmyślona dziewczyna“), by innym razem wyłonić piosenkową swobodę na rytmie lekkiego walczyka (“Śnieg“).
Niekiedy bywa bardziej żywiołowo, dzięki czemu twórca odchodzi od typowego klimatu charakterystycznego dla piosenki poetyckiej (rockowa werwa w piosence tytułowej “Szyfr“). Za każdym razem ma to jednak swój czar, niepowtarzalną magię, która wpływa na odbiór całości, nawet gdy czasem wkrada się odrobina prozaiczności (“Chodź“). Do tego dochodzi dojrzały, wybornie mieniący się wokal artysty, nadający poszczególnym propozycjom emocjonalnej intensywności (warto zwrócić na niski głos w “Zmyślonej dziewczynie“).
Akustyka i wyborność brzmień i wokal to jedno, ale mamy tu do czynienia z mądrością idącą za interpretacją tekstów. A te należą do Szymona Babuchowskiego, Roberta Kasprzyckiego (m.in. pięknie utkane słowa w “Jak obłok“) oraz niedawno zmarłego Ernesta Brylla, którego tekst nabiera dziś innego wydźwięku i jeszcze większej uniwersalności (“Odprowadzam moją młodość“). Warto też wspomnieć o poetyzujących słowach Aleksandry Bacińskiej – ten kobiecy punkt widzenia ma tu swoje znaczące miejsce (“Nasercowa piosenka“). Należy jednak dodać, że Marcin również chwycił za pióro (refleksyjny, jakże przejmujący ton utworu “Ostatni grudniu“).
Aranżerem i gitarzystą w tych piosenkach jest niezmiennie Tomasz Pfeiffer, przez co album “Szyfr” nie odbiega znacząco od wcześniejszych propozycji artysty. Na szczęście pojawiły się niespodzianki, który łamią konwencję, do której Marcin Styczeń zdołał nas już przyzwyczaić. Dlatego wciąż warto poznawać jego nowe kawałki, z którymi przecież każdy z nas może się utożsamiać. Niezmiennie jest więc życiowo i z niesłabnącą umiejętnością w ujawnianiu własnej wrażliwości. A takich obezwładniających szczerością artystów wciąż nam potrzeba.
Łukasz Dębowski
Marcin Styczeń z albumem “Szyfr”. Posłuchaj singla “Odprowadzam moją młodość”