“Nigdy nie czułem się sidemanem, marzyłem o czymś swoim” – Paweł Krawiec [WYWIAD]

“Ofensywa” to tytuł albumu projektu Paweł Krawiec Quartet, którego premiera odbyła się pod koniec 2023 roku. Zapraszamy na naszą rozmowę z liderem zespołu – Pawłem Krawcem.

fot. materiały prasowe

“Ofensywa”, to Twój pierwszy album nagrany jako projekt Paweł Krawiec Quartet. Czy długo szukałeś muzyków, z którymi stworzyłeś całą płytę? Jak doszło do Waszej współpracy?

Muzyków nie musiałem daleko szukać bo to moi przyjaciele ze studiów w Katowicach. Mateusz Lorenowicz na perkusji i Mateusz Żydek na trąbce – grałem z nimi już wcześniej w różnych zestawieniach, różnych składach i wiedziałem, że ich styl grania oraz to jakimi są ludźmi do mnie pasuje.

Kiedy postanowiłem, że zakładam zespół i pisze autorski materiał na płytę to nie miałem jeszcze kontrabasisty „swojaka” – poza umiejętnościami na instrumencie i stylem gry kluczowa jest świetna i całkowicie swobodna atmosfera w zespole. Filipa Hornika poznałem najpóźniej, pograliśmy wspólnie dwa, trzy razy i już wiedziałem, że chcę z nim grać. Było to jakoś w lutym 2023, wtedy zatwierdziłem ostateczny skład, wziąłem się za komponowanie materiału i niebawem zrobiliśmy pierwsze próby i nagraliśmy demo, które po odsłuchaniu od razu utwierdziło mnie w tym, że trzeba nagrać płytę… tak to się zaczęło.

Jaka była główna idea związana z nagraniem albumu „Ofensywa”? Czy przyświecał Tobie, jako kompozytorowi jakiś odgórny plan, według którego tworzyłeś kompozycje pod kątem płyty?

Myślę, że najważniejsze było dla mnie przede wszystkim to, żeby wyjść do ludzi ze swoim projektem i zaprezentowanie w nim większości moich dotychczasowych inspiracji muzycznych. Chciałem w końcu na poważnie uwiecznić etap w którym aktualnie się znajdowałem. Styl gry jaki wypracowałem – to dla mnie jeden z kluczowych aspektów. Ogromnie inspiruje się takimi gitarzystami jak m.in Julian Lage, Bill Friesel, czy John Scofield, prezentują oni swój całkowicie indywidualny styl, może eksperymentalny? Na pewno nie do podrobienia. W duchu tej idei podążam, żeby łączyć swój unikatowy styl, nad którym ciągle pracuję z artyzmem, uzewnętrznianiem poprzez muzykę własnej wrażliwości i światopoglądu. Na tej płycie słychać moje inspiracje np. J. Hendrixem, którego namiętnie słuchałem wiele lat temu, słychać też moje zamiłowanie do swingu i modern jazzu. Kompozycje powstawały w większości z pewnych motywów, sekwencji akordów, melodii, które chodziły mi po głowie i wpadały pod palce przez ostatnie lata podczas ćwiczenia. Poskładanie tego w całość i dopisanie kolejnych elementów nie zajęło dużo czasu. Zostawiłem też dużo przestrzeni twórczej dla reszty zespołu. Przyniosłem na próby szkice utworów – jak do standardów jazzowych tzw. Lead sheet i każdy dołożył coś od siebie w procesie twórczym, zależało mi na dużej swobodzie.

Jakie w ogóle były początki „Ofensywy” i czy udało Ci się na dzień dzisiejszy zawrzeć na tym albumie wszystko to, co interesuje Cię, jeśli chodzi o wyrażenie siebie poprzez improwizację i określanie własnego stylu gry na gitarze?

Pierwsze kompozycje a raczej ich szkice lub pojedyncze motywy powstały około 3 lata temu, np. utwór “Mountain”, “Cat mood”. Tytułowa “Ofensywa” oraz “Pierogi” to utwory, które powstały od zera w ciągu kilku godzin na kilka dni przed pierwszą próbą. Wydaje mi się, że na tamten moment udało mi się zawrzeć wszystko, co chciałem i jestem zadowolony z tego, co stworzyliśmy jako zespół oraz tego jak zagrałem. Dzisiaj jednak zagrałbym te utwory znacznie inaczej – pod kątem artykulacji, brzmienia i tak też będzie na koncertach.

Czy ten album jest zamkniętym projektem, a może byłbyś w stanie dopisać do niego kolejną część? Jakie masz plan związany z kontynuacją procesu tworzenia, który być może w przyszłości zaowocuje kolejną płytą?

Uważam, że ten album jest zamkniętym projektem, przynajmniej na tę chwilę. Kolejna płyta kwartetu będzie z pewnością zawierać pewne podobieństwa i dzikiego ducha przygody – to chyba kwestia mojego temperamentu – ale będzie czymś zupełnie nowym. Plany są, wizja jest i wena również, aktualnie jeśli chodzi o przyszłe wydawnictwa muzyczne, to pracuję nad moim Trio, na które napisałem materiał i został już w znacznej części zarejestrowany – zawsze marzyłem o trio. Teraz mam chwilę przerwy od komponowania, ale niebawem rozpocznę pisanie na kwartet. Chodzi mi po głowie powiększenie składu o saksofon, ale na takie decyzje przyjdzie jeszcze czas – najprawdopodobniej podczas procesu twórczego.

Ponieważ bardzo dużo gram, nieustannie myślę, pracuję nad swoją grą, stylem, środkami wyrazu i improwizacji, brzmieniem – to słyszę już dużą różnicę, porównując najnowsze nagrania do moich partii z „Ofensywy”. Zmieniają się też albo raczej dochodzą nowe inspiracje muzyczne, przede wszystkim stricte jazzowe, to wszystko sprawia, że czuję potrzebę tworzenia i nagrywania, zważając na te zmiany z pewnością nowe wydawnictwa będą się znacznie różnić.

 

fot. Szymon Polowczyk

Za co osobiście cenisz album „Ofensywa”? Czy patrząc z dystansu na te kompozycje, chciałbyś coś w nich zmienić, inaczej zaprezentować?

Wydanie albumu „Ofensywa” to bardzo ważny moment w moim życiu, doprowadzenie tego projektu do końca dało mi bardzo dużego kopa pewności siebie i motywacji do dalszych działań. Uświadomił mnie lub raczej utwierdził, że to jest to, co najbardziej chcę robić w życiu – prawdziwą sztukę, artyzm, w który wkładam całego siebie. Nigdy nie czułem się sidemanem, marzyłem o czymś swoim, teraz jestem na tej drodze i nie mogę doczekać się kolejnych projektów.

Jak wspominałem moja gra mocno się zmieniła mimo, że minął tylko rok i dzisiaj zagrałbym te utwory z pewnością inaczej, jednak odpowiadając na pytanie – nie, nie zmieniłbym nic na tej płycie, jest dokładnie taka jaka miała być pod względem kompozycji jak i wykonawstwa. Ja i chłopaki włożyliśmy w nią całe serce i zagraliśmy najlepiej jak potrafiliśmy, taki był czas, tak graliśmy, takie były emocje i to zostało uwiecznione.

Prace nad płytą nadzorował Ignacy Gruszecki, który był odpowiedzialny za miks i mastering. Jako to się stało, że trafiliście na siebie i zaczęliście współpracować?

Monochrom istnieje już chyba od około 10 lat, dawno temu widziałem w internecie zdjęcia, filmiki ze studia i byłem zachwycony aurą jaka tam panuje, pomyślałem z dala od miejskiego zgiełku, w górach stoi znakomite studio – magia, muszę tam kiedyś pojechać. No i było wspaniale, idealne warunki dla artysty, który chce się odciąć i skupić na tym żeby pięknie nagrać. Ignacy to profesjonalista, niezwykle spokojny, pogodny i cierpliwy. Czuć od niego wielką pasję i zaangażowanie w proces nagrywania. On naprawdę wie co robi i robi to świetnie. Z pewnością jeszcze tam wrócę :).

Czy utwory z tej płyty będą miały okazję wybrzmieć w całości na koncertach? I czy ich forma pozwala na ich pełne odtworzenie? A może forma improwizowana zaprowadzi Was podczas występów w zupełnie inne miejsce?

Tak, utwory wybrzmią na koncertach w całości, ich forma i zastosowane środki wykonawcze na to pozwalają, natomiast jeśli chodzi o improwizacje, to z pewnością zaprowadzą nas one w nieznane, na przykład w utworze “Pierogi” panuje bardzo duża wolność podczas solówek – nie ma formy, ani nawet tonacji… jest tylko swing i duch przygody – to może zaprowadzić nas w naprawdę dzikie rejony! 🙂 Z kolei utwór “Ofensywa” jest trudny do improwizowania za sprawą niewygodnej harmonii oraz ma określoną konkretną formę – w tym przypadku odstępstwa od „normy” nie będą aż tak skrajne.

Jako zespół nagraliście również live sesję zawierającą cztery kompozycje z płyty. Mógłbyś przybliżyć ideę tego wydarzenia?

Idea live sesji była taka, żeby dać się bliżej poznać szerszej publiczności, żeby ludzie mogli nie tylko usłyszeć muzykę ale zobaczyć jak wyglądamy, jak gramy, jaką aurę wprowadzamy. No i przy okazji jest to dobry materiał do promocji. Jestem wielkim fanem Juliana Lage, który również nagrywa live sesje, uważam, że to świetny dodatek do płyty. Zależało mi również, żeby video miało w sobie artystycznego ducha – nie tylko suchy pokaz muzyków. Szymon Polowczyk, który kręcił jest artystą i ma świetne oko, potrafi wprowadzić dodatkową magię w swoich nagraniach.

 

fot. okładka płyty

Na polskim rynku muzycznym działa wielu wybitnych muzyków, także gitarzystów, dla których jazz jest silnym źródłem inspiracji. Co jest dla Ciebie inspirujące i w jaki sposób tworzy się indywidualny styl gry na gitarze, który jest czytelnie ukazany na albumie „Ofensywa”?

Własny styl to suma wszystkich dotychczasowych doświadczeń, inspiracji, procesu nauki, poznawania nowych technik gry, nowych środków improwizacji i tak dalej, ale to wszystko musi iść w parze z intencją. Przynajmniej u mnie tak było, pragnąłem grać po swojemu, zawierając oczywiście pewne aspekty gry zainspirowane od innych muzyków. Inaczej się nie da, wszyscy kogoś słuchamy i uwielbiamy, to jakoś w nas zostaje i z nas wychodzi w naszym graniu przetworzone przez nasz własny filtr, unikatowy i jedyny.

Intencja i pragnienie tego jest ważne, trzeba ciągle szukać, pracować nad brzmieniem, nad techniką wydobywania dźwięku, nowymi środkami wyrazu. De facto każdy gra inaczej, nikt nie jest taki sam, pytanie jak daleko chcemy zajść z tym „naszym” stylem. Życie i nasze doświadczenia też bardzo wpływają na nasz styl gry i jak wyrażamy siebie grając, różne trudne przeżycia z ostatnich lat mojego życia diametralnie zmieniły moje granie i ładunek energetyczny jaki w graniu zawieram.

Jako gitarzysta z korzeniami rockowo bluesowymi pamiętam, że jak już grałem jazz od pewnego czasu i poznałem Juliana Lage’a, który łączył trochę taki „brudny” styl grania pod względem brzmienia z jazzem i stricte jazzową sekcją – to nie mogłem uwierzyć jakie to jest wspaniałe, to był ważny etap i ogromna inspiracja, która trwa do dziś, która otworzyła mnie w graniu jazzu. Dzisiaj słucham również całkowicie jazzowych gitarzystów, takich jak np. Lage Lund, który inspiruje mnie bardzo mocno.

Czy zdobyte nagrody, m.in. Grand Prix na Jazz Water Meeting w Bydgoszczy pomagają w jakiś sposób w realizacji własnych planów artystycznych? Jakie odbierasz wszelkiego rodzaju wyróżnienia?

Nagrody w konkursach przynoszą pewne korzyści, dobrze to wygląda w biografii czy w opisach wydarzeń. Można również poznać podczas trwania konkursów innych wspaniałych muzyków, co może zaowocować nowymi projektami lub inne ważne osoby, które mogą pomóc w karierze. Jednak mam spory dystans do konkursów, gdyż rywalizacja w sztuce jest dla mnie kompletnym absurdem i niekoniecznie wyniki są jakkolwiek miarodajne. Niektórym potrafią nieźle zszargać ego a innym podbić to ego zbyt mocno. Otrzymanie wyróżnienia jest oczywiście bardzo miłym doświadczeniem i daje poczucie satysfakcji, ale traktowałbym to jedynie jako dodatek.

 

Leave a Reply