22 listopada miała miejsce premiera drugiej solowej płyty BlackKay, która jest utrzymana w konwencji glam-rockowej. Album “Vintage Soul” można odsłuchać na platformach streamingowych, a poniżej można znaleźć naszą recenzję tego wydarzenia.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Vintage Soul” – BlackKay (2023)
BlackKay umiejętnie korzysta z wielu odmian rocka, ze szczególnym zamiłowaniem powracając do lat 80., bo to właśnie klasyczne naleciałości stają się fundamentem jej teraźniejszych poczynań artystycznych. Potwierdzeniem tego jest jej nowy minialbum „Vintage Soul”, będący wyraźnym odbiciem jej fascynacji muzycznych, gdzie na pierwszy plan wysuwa się niesłabnąca charyzma wokalistki. Do tego artystka wie, jakich środków użyć, by jej dzisiejsza twórczość nie trąciła czymś przebrzmiałym. Dlatego czerpanie z tego, co wyraźnie nam się z czymś kojarzy, nie musi być nudne i przewidywalne.
Twórczyni udało się więc ustrzec przed archaicznymi naleciałościami – szczególnie w kwestii aranżacji i budowania klimatu – które mogłyby niekorzystnie wpłynąć na jej zapatrywania muzyczne. Poza tym słychać, że jest to muzyka, która płynie jej we krwi, buzując emocjami, tak naturalnie uzewnętrznionymi w tych piosenkach. BlackKay potrafi być żywiołem, choć jej ekspresja nie przykrywa dobrze ukształtowanej formy kompozycyjnej.
Warto zwrócić uwagę, że pomimo rockowego wydźwięku dostaliśmy utwory, gdzie na pierwszy plan – obok zawodowo zgranych instrumentów – wybija się melodyka. To takie kawałki, które da się śpiewać na koncertach, bo w końcu żywa forma całości stworzona jest do tego, by zgrywać ją w wersji live. Może nie pomagają w tym jedynie anglojęzyczne teksty, a szkoda, bo akurat polskie słowa w balladowym kawałku „Pusty pokój” wypadają jak najbardziej przekonująco. A przy okazji to właśnie spokojniejsze momenty w znamienny sposób uwypuklają możliwości wokalne artystki (nabierający rozpędu „Would…?„).
Właściwie nie tylko swego rodzaju szlachetność jest siłą jej głosu, ale też słyszalny w wielu momentach zadzior, który w tak charakterystycznym otoczeniu muzycznym budzi skojarzenia nawet – uwaga – z Małgorzatą Ostrowską (ahhh ta werwa w „Time„). Wszelkie konotacje należy jednak traktować w sposób całkowicie swobodny, bo jednak osobowość artystyczna, jaką jest BlackKay, ma coś więcej do zaproponowania, niż tylko kilka różnego rodzaju powinowactw. Zresztą poświadcza to także zaangażowanie wszystkich muzyków biorących udział w nagraniu tych kilku piosenek, tj. Pawła Growadzkiego (gitary, produkcja muzyczna), Łukasza Łobody (bas) i Michała Tobjasza (perkusja). A kilka solówek gitarowych jest na tej płycie naprawdę zjawiskowych („Smoke of Cigarettes„).
BlackKay działa na własnych zasadach, coraz mocniej precyzując własny punkt widzenia. Chyba artystka nigdy wcześniej nie była aż tak trafna w wyrażaniu siebie poprzez muzykę, co potwierdza je sprawnie skrojona EPka „Vintage Soul„. Szkoda, że jeszcze nie dostaliśmy pełnowymiarowego albumu, ale już teraz można mówić, że to co tworzy wokalistka posiada dużą wartość. I to bez względu, czy weźmiemy pod uwagę samą kompozycję, czy też słowa, które jako autorce tekstów nie przynoszą wstydu. Ta siła wyrazu potrzebuje teraz sceny, dlatego warto oczekiwać koncertów, które zapewne uwypuklą potencjał tej twórczości.
Łukasz Dębowski