„Na pewno jestem osobą fajniejszą niż kiedyś” – Natalia Przybysz [WYWIAD]

„Tam” to tytuł nowego albumu Natalii Przybysz, który swój początek miał na greckiej wyspie Hydra. O tej podróży – ale nie tylko – porozmawialiśmy z wokalistką, czego efektem jest wywiad, który można znaleźć na naszym portalu.

fot. Silvia Pogoda

Kiedy słucha się Twoich nowych piosenek, można odnieść wrażenie, że jesteś jeszcze bliżej swojego słuchacza. W jaki sposób odbierasz to, co nagrałaś na tej płycie w kontekście swoich wcześniejszych projektów?

Dla mnie cała ta wędrówka, wszystko to, co robię jest przede wszystkim po to, żeby być bliżej siebie samej. A wszystko dzieje się w coraz bardziej naturalny, wręcz prosty sposób. To uchwycenie pewnej esencji jest trudne, ale udaje mi się czasem ją złapać.

Nie da się inaczej rozmawiać o albumie „Tam” niż w kontekście podróży emocjonalnej. W jakim miejscu swojej wędrówki obecnie jesteś? Potrafisz to ocenić?

Na płycie jest piosenka „Zenit”, która w jakiś sposób odnosi się do tego. Mówi o takim momencie w życiu, w jakim obecnie jestem, czyli w punkcie pewnego nasilenia. Nie wiem jak długo to potrwa, ale czuję, że po skończeniu 40 lat rozpoczęła się w moim życiu inna era. Może jest to jakiś rodzaj pełni, bo też nigdy nie miałam tak dobrego kontaktu z sobą. Mam nadzieję, że to się intensyfikuje i z wiekiem coraz bardziej będę zbliżać się do siebie.

 

Czy granica osiągnięcia pewnego wieku skłania Cię do refleksji? I czy w ogóle wypominanie komuś wieku jest niestosowne?

Ja nie uważam, że pytanie kogoś o wiek jest niestosowne, bo mnie to fascynuje. Na tej samej zasadzie chcę wiedzieć ile lat ma drzewo, na które patrzę, bo to mnie po prostu ciekawi. Dla mnie wręcz jest szpanem to, że ktoś może mieć więcej lat ode mnie. W końcu starsi bywają mądrzejsi i na przykład w wielu kulturach, to starsi ludzie są skarbem narodowym, a nie zepchniętą na margines grupą społeczną. Sama zamierzam żyć długo i chcę działać cały czas w przestrzeni, w której tworzę. Staram się przy tym żyć powoli.

Słuchając tych piosenek może się wydawać, że osiągnęłaś w życiu spokój. Czy zgodzisz się z tą opinią?

Na pewno jestem osobą fajniejszą niż kiedyś. Spokojniejsza pewnie też, choć paradoksalnie wydaje mi się, że częściej pozwalam sobie na odczuwanie wszelakich emocji. Teraz częstokrotnie się śmieję, ale też częściej płaczę. Idzie za tym większy kontakt ze sobą i to mi daje spokój. Myślę, że na odbiór tych piosenek miało wpływ miejsce, w którym je nagrywaliśmy, czyli grecka wyspa Hydra. Tam mieliśmy dużo tlenu, przestrzeni, bo wyjechaliśmy z moim zespołem na Hydrę tylko dla tej płyty. A to, że gramy długo ze sobą sprawia, że czujemy się ze sobą coraz lepiej. Przy tworzeniu tego albumu zauważyłam też, że potrafię dużo delikatniej śpiewać. O nic nie musiałam szczególnie zabiegać, stąd to większe poczucie spokoju.

Ten wyjazd pozwolił Wam jeszcze bardziej otworzyć się względem siebie?

Zapewne tak, chociaż nie wiedziałam jak bardzo to będzie owocny wyjazd. Okazało się jednak, że wszystkie 11 piosenek, a także większość wokali nagraliśmy właśnie w tym miejscu. Ja pojechałam tam z luźnymi tekstami i one także zyskały na mocy, dzięki Hydrze.

Czy to prawda, że niektóre teksty napisałaś już podczas pamiętnej podróży przez Atlantyk?

Ta przygoda pomogła mi stawiać w życiu odważniejsze kroki, co pozwoliło mi znów tworzyć rzeczy z większym rozmachem. Pomimo, że był to program telewizyjny, a przestrzeń była mała, to udało mi się spotkać z przyrodą w zupełnie dzikiej odsłonie. Ten komfort wyjazdu sprawił, że zebrałam wiele inspiracji do pisania tekstów, ale też pozwolił mi zarobić w czasach, gdy była pandemia, więc jako artyści byliśmy wyłączeni z koncertowania. Doświadczyłam wtedy niesamowitej przestrzeni i po powrocie stamtąd miałam wrażenie, że niebieski kolor oceanu jest czymś niezwykle mocnym, wręcz uzależniającym, a spoglądanie w horyzont wywoływało we mnie silne emocje. Takie wyjęcie siebie z codzienności, wyłączenie z niemal ciągłego przebywania z rodziną sprawiło, że mogłam być bliżej siebie i dostrzegać pewne rzeczy, których w innych okolicznościach bym nie widziała.

 

fot. okładka płyty

Zespół, który zabrałaś na wyspę Hydra postawiłaś przed faktem dokonanym. Czy to prawda, że nie wiedzieli, dokąd zaplanowałaś im podróż?

Niestety wygadałam się dwa tygodnie przed wylotem. Ale tak naprawdę zgodzili się w ciemno, co potwierdza, jak bardzo sobie ufamy. Oni polecieli tam bez swoich instrumentów, a więc musieli się wyrwać ze swojej strefy komfortu. Każdy muzyk ma własną gitarę, do której jest przywiązany, a tu nie było opcji, żeby coś ze sobą zabrali. Tam wszystko na nich czekało i musieli polegać wyłącznie na tym, co dla nich przygotowałam. Ta podróż utwierdziła mnie w przekonaniu, że skład, w którym gram, to jest perpetuum mobile. Album z tekstami Kory nagraliśmy bardzo szybko i czułam też, że potrzebujemy jakichś „utrudniaczy”, które pozwolą nam bardziej celebrować proces tworzenia.

Czy czujesz, że poprzedni album „Zaczynam się od Miłości”, z tekstami Kory, pozwolił Ci przejść łatwiej do obecnego momentu i dzięki temu nagrałaś płytę „Tam”?

Myślę, że tak, bo również inaczej pracowałam nad tekstami, składającymi się na album „Tam”. To doświadczenie pracy z gotowymi tekstami Kory, które tworzyły kolaże, sprawiły, że znów zaczęłam tworzyć w podobny sposób. Napisałam wcześniej wiele własnych tekstów, nie myśląc o melodiach, muzyce… po prostu spisywałam różne przemyślenia. Potem sobie to wydrukowałam, co też było dla mnie nowe, bo zwykle ręcznie wszystko pisałam. Taką teczkę pełną luźnych tekstów zabrałam na wyspę Hydra. I tam one ewoluowały, zmieniając swoją formę, ostatecznie stając się piosenkami.

 

Wyjechaliście na grecką wyspę, a na płycie jest utwór zatytułowany „Japonia”. Skąd wzięła się ona pośród Twoich tekstów?

Do Grecji poleciała z nami wspaniała fotografka Silvia Pogoda, z którą współpracuję od długiego czasu. Nigdy nie byłam w Japonii, ale swego czasu często mi się śniła. Moje ciało we śnie odczuwało, że musi to być super miejsce, choć nie wiem, jak tam jest naprawdę. I tak siedząc na wyspie z Silvią opowiadałam jej o moim śnie. Sennik mówił, że jeśli śni mi się Japonia, to mam zbyt górnolotne plany, marzenia i może spotkać mnie rozczarowanie. Kiedy jej to powiedziałam, ona na to, że – „chyba masz jakiś polski sennik”. I faktycznie, takie interpretacje są nam przez kogoś narzucone, bo dla nas żyjących w Polsce Japonia jest czymś egzotycznym. I tak powstała ta piosenka, mówiąca o tym, że miejsce, w którym żyjemy bardzo nas ogranicza.

Czy podróżowanie jest w ogóle dla Ciebie przyjemne, czy bardziej traktujesz to jako konieczność związaną z przemieszczaniem się także w kontekście metaforycznym?

W ogóle istnieje potrzeba ruchu, zmieniania swojego położenia, stąd mamy na przykład taniec. Muzyka to jest również ruch energii. Czasem wpadam w poczucie stagnacji i wtedy czuję, że muszę to jakoś przełamać, porozmawiać z kimś obcym, zrobić cokolwiek ze sobą. W takim kontekście podróż jest koniecznością. Muszę też czasem wyrwać się z miejsca, w którym jestem – gdzieś wyjechać, poprzebywać poza miastem.

Jest na płycie jeszcze utwór „Nieprawdopodobieństwo”…

No właśnie ten utwór i „Japonia” mają trochę podobny wydźwięk. To właśnie odnosi się do momentu, który zaczyna nas zatrzymywać i wtedy zaczynamy potrzebować tej podróży. W życiu codziennym zapominamy o marzeniach, własnych planach, dlatego w końcu musimy wykonać jakiś gest, który to zmieni.

W tej piosence wspominasz Georga Michaela, co było dla mnie zaskoczeniem. Skąd on się wziął w tym tekście?

Chodziło o to, że jak mój zespół nagrywał ten utwór na Hydrze, to cały czas słyszałam motyw z jego piosenki „Careless Whisper” (śmiech). Dlatego pisząc tekst, musiałam nawiązać do tego w taki lekki sposób. W samym tekście docieram do siebie, że „wysycha źródło w Nacie”, nawiązując także do pisarki Glorii Steinem, której wtedy czytałam książkę. Przecież nawet ona byłaby załamana, gdyby dowiedziała się, że nigdzie nie jadę. A taki znów dialog ze swoimi idolami jest bardzo naturalny i myślę, że każdy z nas tak ma. Sam tekst jednak parafrazuję, ale muzycznie miałam skojarzenia z Georgem, zresztą wystarczy zaśpiewać – „I am gonna never dance again”, a u mnie jest „nigdy więcej nie zatańczę” (śmiech).

Tych męskich pierwiastków na płycie mamy więcej, bo zdecydowałaś się zaśpiewać z dwoma facetami, co jest nowością, jeśli prześledzimy Twoją twórczość. Jak to się stało, że Mrozu stanął na Twojej drodze?

Pisząc piosenkę „O czymś innym” myślałam, że mogłabym ją zaśpiewać z jakimś mężczyzną. Mrozu okazał się za to złotym człowiekiem, a nie ukrywam, że podobają mi się jego piosenki, dlatego on przyszedł mi do głowy. Wyczuwam w jego twórczości konotacje z muzyką, którą kocham i chyba nie jest nam artystycznie daleko do siebie. Kiedy przyjechał do mnie, żeby pracować, to wrzucał zaśpiewy… Tiny Turner. Wtedy już w ogóle poczułam, że jest moją bratnią duszą. Jak się okazało Tina jest dla niego ważną postacią, a dla mnie tym bardziej, więc szybko złapaliśmy porozumienie. Zresztą taką więź muzyczną dostrzegłam już rok temu w Sopocie, gdzie zupełnie go nie znając, spotkaliśmy się przypadkiem w garderobie. On przyszedł przypudrować nos, a w radiu leciał Black Pumas i on mówi, że – „to jest świetne”. A ja na to – „no pewnie, ja już dawno to znam”. Poza tym Mrozu jest energetyczny i wszystko, co pozytywne, słoneczne, uśmiechnięte kojarzy mi się właśnie z nim.

 

fot. Silvia Pogoda

A jak to było z Fiszem, którego można usłyszeć w utworze „Pacyfik”?

Z Fiszem to była jeszcze inna historia. Od początku mojej świadomości istnienia Fisza jestem jego fanką. Nasze drogi nigdy się nie przecięły, choć gitarzysta z którym gram, czyli mój szwagier Jurek Zagórski grał w jego Tworzywie. Kiedyś mieszkałam w tej samej klatce, co Bartek, ale zawsze podchodziłam do niego z perspektywy fanki i miałam spinę, gdy go widziałam pod blokiem. Nie ukrywam, że miałam cały czas pokusę, żeby razem z nim coś zrobić. I kiedy dowiedziałam się, że jest zainteresowany współpracą ze mną, to spadłam z krzesła. Początkowo wysłałam mu sam instrumental i dostałam odpowiedź, że prosi o bardziej referencyjną wersję. Ten termin reklamowy bardzo mi się spodobał. Zrobiłam więc wersję z wokalem i on nagrał początkowo swój głos, ale bez tekstu. Później nagraliśmy całość, ale słowa wyszły od Bartka, a dopiero potem ja dopisałam swoją zwrotkę. Tu należy dodać, że struktura melodyczna również pochodzi od niego.

Wydaje się, jakby ta współpraca była Wam pisana, bo wszystko w tym utworze ładnie się ułożyło. Zresztą tak można powiedzieć o całej płycie, że wszystko na niej ładnie się układa.

Kolejność utworów też ma tutaj swoje znaczenie, a utwory na płycie układał mój basista – Pat Stawiński. I to mi bardzo odpowiadało. Wszyscy wiedzieliśmy jedynie, że album musi rozpoczynać się piosenką „Morze jest najlepsze”. Także wszyscy mieliśmy pewność, że „Do zobaczenia do jutra” powinno zamykać całość.

Jak sobie wyobrażasz swoją dalszą podróż artystyczną? Czy jesteś osobą, która daleko wybiega w przyszłość?

Uważam, że człowiek może czuć osiem emocji jednocześnie. Tak samo jest w stanie skupić się na tym, co jest tu i teraz, jak i na przyszłości. Cieszę się, że upiekłam już drugi chleb w swoim życiu, ale też sprawia mi radość to, co dopiero mam do zrobienia. Potrafię planować moje dalsze podróże i przygody z ludźmi, z którymi chciałbym coś ciekawego jeszcze stworzyć. Chociaż z wiekiem jesteśmy ujemnie spóźnieni, czyli przyjeżdżamy na próby za wcześnie, a płyta już dawno jest zrobiona i czekamy na premierę. Tu warto dodać, że płyta wyszła tym razem równocześnie z winylem. Robimy już próby koncertowe i czekamy na rozpakowanie tych prezentów, które sami sobie zapakowaliśmy. Zapraszam więc na spotkanie z moją muzyką, bo tymi niespodziankami chciałabym podzielić się także z publicznością.

Rozmawiał: Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply