Brokatowe śmiecie z krakowskiego undergroundu, tak o sobie mówią Blake x Listopad, czyli duet, który 7 lipca 2023 wydał swój debiutancki album. Zapraszamy do zapoznania się z naszą recenzją tego wydarzenia.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Blake x Listopad” – Blake x Listopad (2023)
Wszystko to, co dotychczas wiedzieliście o alternatywnej muzyce elektronicznej możecie puścić w niepamięć. Teraz nadchodzi duet Blake x Listopad, który miażdży konwenanse muzyczne, siejąc spustoszenie na kanwie wyszukanego industrialu i szorstkiego techno. Robi to jednak w przemyślany sposób, dlatego album zatytułowany po prostu „Blake x Listopad” jest udanym recyklingiem tego wszystkiego, co już osobno nie jest tak interesujące, bo zostało nadgryzione przez ząb czasu. Zespół stworzył z tego własną markę, rewolucjonizując przestrzeń, która może wydawać się nam znana.
Swarliwa elektronika nie jest w ich przypadku jedynie fanaberią, ale fundamentem do tworzenia rzeczy wielowymiarowych, wyszukanych, często schodząc w podziemia nie tylko polskiego undergroundu. Dekonstrukcja różnych elementów wyznacza cel ich muzycznej podróży, dając początek nowoczesnej, zupełnie niepopularnej w dzisiejszych czasach wizji. Dlatego ich kompozycje zaskakują zastosowaniem różnych technik, które podbite zawodowstwem stają się niezwykle frapujące. W latach 90. podobną strategię przyjął zespół Hedone, nagrywając płytę „Werk”, lecz tamten projekt był przede wszystkim rockowy.
Blake x Listopad nie starają się jednak ograniczać w swoich poczynaniach jedynie do szeroko rozumianego industrialu, zakreślając jeszcze szerszy krąg, tworząc muzyczną hybrydę, która brzydzi się komercyjnymi zabiegami. Nie znaczy to, że powstał twór, który trudno zrozumieć. Wręcz przeciwnie, a to dzięki głębokiemu klimatowi, zamkniętemu w nieco chłodnej otoczce aranżacyjnej („MIRAGES„).
W tym przypadku nic nie mogłoby się udać, gdyby nie działająca poza schematyzmem producencka wyobraźnia. A trzeba przyznać, że panowie mają rozmach, budując złożone struktury, które ze zderzeniem z niepokojącym wokalem wypadają naprawdę zjawiskowo („ZARATRUSTA„). Otchłań piekielnej wytrawności nie znajduje końca, co potwierdza podrasowany wstawkami gitarowymi „OMEN„, stanowiący wręcz punkt kulminacyjny tego spotkania. Właściwie w tym kawałku stapiają się najbardziej zróżnicowane motywy, rodząc nową formę artystyczną.
Z jednej strony ogromna różnorodność, z drugiej błyskotliwość spajająca ten album w jedną przemyślaną całość. Na pewno duetowi Blake x Listopad nie brakuje wyobraźni, by tworzyć rzeczy ważne, choć jeszcze zbyt niszowe, żeby zostały łatwo przyswojone przez szerszą publiczność. Warto posłuchać nawet jeśli nie zrozumiemy – na swój sposób komunikatywnego – języka artystycznego, którym posługuje się zespół. Tym bardziej, że ich twórczość wyłamuje się ze schematów i staje się źródłem doświadczania czegoś zupełnie odmiennego. Całość jest więc dobitnie wartościowa nie tylko w swoim wymiarze. Może jest to nawet jakaś kreacja. Jeśli tak, to bardzo udana.
Łukasz Dębowski
Underground rządzi! Blake x Listopad z debiutanckim albumem [PREMIERA]
Jedna odpowiedź do “Blake x Listopad – „Blake x Listopad” [RECENZJA]”