Po kilku latach od wydania ostatniego albumu, GOYA przedstawia nową płytę – „Rozdział VIII”. Z tej okazji zapraszamy na naszą rozmowę z wokalistką Magdą Wójcik, z którą porozmawialiśmy o nowych piosenkach oraz zajrzeliśmy również do historii zespołu.
fot. materiały prasowe
To już 8 lat minęło od ukazania się Waszej poprzedniej płyty. Czy to był potrzebny Wam czas, żeby na nowo poukładać się muzycznie i wyjść do publiczności z nowymi piosenkami, które znalazły się na albumie „Rozdział VIII”?
Nie wiem, czy ten czas był nam potrzebny, ponieważ my już bardzo świadomie podchodzimy do tworzenia muzyki. To nie jest tak, że my wciąż czegoś szukamy, odkrywamy na nowo pewne rzeczy. Chyba ten czas był potrzebny po to, żeby stworzyć sobie płaszczyznę do innego działania. Wykorzystałam ten okres, żeby popisać coś dla innych, co jest także dla mnie satysfakcjonujące, wręcz fantastyczne. Poza tym nowości wydawnicze od zespołu Goya przystopowała również pandemia. Przed pandemią mieliśmy już gotowy cały album, ale to nie była ta płyta (śmiech).
W sieci pojawiły się właśnie piosenki, które nie znalazły się na nowej płycie.
Chyba czas pandemii pozwolił nam spojrzeć z dystansem na to, co nagraliśmy. Wtedy okazało się, że nie jesteśmy do końca zadowoleni z tego, co chcieliśmy zamieścić na nowej płycie. Z tamtego czasu pozostały jakieś dźwięki, ale w większości są to nowe utwory.
Co zmieniło się w Waszym postrzeganiu muzyki, że jednak dużą część materiału odrzuciliście, m.in. utwór „Rzeka”?
Z tamtego czasu pozostał utwór „Głębia”, który ostatecznie znalazł się na nowej płycie, ponieważ całkiem nieźle sobie radził w rozgłośniach radiowych, a słuchacze go szukali. Może właśnie ten długi czas była nam potrzebny do nabrania dystansu do muzyki, zabawy z brzmieniami. Kiedy zespół jest już tak świadomy, to zaczyna się zastanawiać czy coś wypada. Chcieliśmy nagrać piosenki bardziej na świeżo, pobawić się przy tej płycie, wróciliśmy przy okazji do naszych korzeni, na których się wychowaliśmy, do muzyki lat 90. Szukaliśmy innych brzmień, a one zaczęły się nam z czymś kojarzyć, np. z jakimś utworem Annie Lennox. Wtedy okazało się, że ten kierunek bardzo nam odpowiada. Trochę świadomie, trochę nieświadomie tak wyszło. Poczuliśmy się jak przy nagrywaniu płyty „Smak słów”, kiedy młody człowiek podchodził bezkompromisowo do nagrywania muzyki.
Czy takim pomostem pomiędzy nowym albumem a starszymi piosenkami, może być utwór „Starlinki”, który się na nim znalazł?
Chyba masz rację. Pod względem harmonicznym oraz jakiegoś klasycznego brzmienia, ten utwór nawiązuje do naszej przeszłości. Przecież pojawia się w nim fortepian, a że mamy fantastycznego pianistę Rafała Gorączkowskiego, to chcemy to wykorzystywać. Nawet bardziej pokazaliśmy jego umiejętności w końcowej części albumu – wykorzystaliśmy go tam dosyć intensywnie.
fot. okładka płyty
Chciałbym jeszcze wrócić do teledysku, który powstał przy okazji piosenki „Starlinki”, bo jego częścią są ujęcia nieba uchwycone przez pasjonatów astronomii. Mogłabyś przybliżyć, jak doszło do jego powstania?
Powiedziałabym, że trafiłam na ekspertów w tej dziedzinie, bo Robert Szaj ma swoje obserwatorium astronomiczne na Mazurach w Truszczynach. Nasza znajomość rozpoczęła się odkąd okazało się, że jest naszym słuchaczem. Kiedy sobie o nim przypomnieliśmy po latach, to udostępnił nam wiele wspaniałych ujęć, zdjęć, filmów. A samo obserwatorium w Truszczynach, to znakomite miejsce z klimatem, także kiedyś tam jeszcze powrócimy.
Jaki w ogóle wpływ mają miejsca, w których przebywasz? Próbuję nawiązać do piosenki „Co powiesz na Rzym?”, która była singlem promującym Wasz nowy album.
To jest utwór, który powstał w pandemii i jego słowa „wyjedź ze mną choćby dziś, na południe, na kilka dni…” określają chęć ucieczki gdziekolwiek, czyli wyrwania się z zastanej sytuacji. Dla mnie to był Rzym, ale dla każdego może to być inne miejsce. To był moment, kiedy zastanawiałam się z mężem, czy my w ogóle jeszcze kiedyś wyjdziemy z tego domu? Brak perspektyw był przytłaczający. Rzym był metaforą, choć przed pandemią tam byliśmy. Wtedy wyjechałabym nawet na działkę, ale choćby tam nie można było się wyrwać.
Chcesz powiedzieć, że czas pandemii był dla Ciebie bardzo ciężki?
Nie mogłam narzekać, bo dużo wtedy pracowaliśmy. W tamtym czasie okazało się, że inni artyści zaczęli mieć dużo potrzebę tworzenia, więc dostawałam propozycje napisania jakiegoś tekstu. Nasze zdrowie psychiczne zostało dzięki temu uratowane. Chyba wtedy pracowałam więcej niż w czasie przed pandemicznym, co akurat było bardzo dobre. Byłam szczęściarą.
Z Rzymu do Hollywood jest jeszcze dalej. Skąd ten cały Hollywood w Twojej innej piosence?
Właśnie zaśpiewałam, że niepotrzebny jest mi ten cały Hollywood, który ponoć i tak jest przereklamowany. Także nie mam marzeń z nim związanym.
Jak w ogóle oceniasz swoje pisanie tekstów z perspektywy czasu, bo jednak nowe teksty są trochę inne niż to, co kiedyś tworzyłaś? Czujesz, że rozwijasz się w tej materii jako artystka?
Myślę, że każda dziedzina sztuki wymaga ciągłego rozwoju. Ja też wciąż uczę się tego, co robię. Szczególnie się rozwijam, gdy piszę dla innych wykonawców. Często wejście w inny świat jest trudne, bo nie da się całkowicie zajrzeć w czyjąś głowę, opisując odmienną rzeczywistość, nawet gdy ktoś mi zasugeruje, w jaki sposób to powinno wyglądać. Inaczej piszę dla Urszuli, a inaczej dla bryskiej, do której będzie pasował język młodzieżowy. Dzięki temu poszerzam sobie słownictwo, styl, sposób pisania tekstów, traktując to rozwojowo i jako wyzwanie, któremu staram się podołać. A nie mam problemu z próbami zrozumienia drugiej osoby, bo jestem bardzo otwarta i lubię nawiązywać kontakty. Tak było z sanah, która wpuściła mnie do swojego świata i doskonale się do niego dopasowałam. Myślę, że udało nam się fajnie połączyć nasze dwa różne sposoby pisania. To jest moja duża wewnętrzna satysfakcja.
Dużo czasu musiałaś spędzić z sanah zanim znaleźliście wspólne porozumienie?
Oj, dużo kawy i herbaty musiałyśmy ze sobą wypić (śmiech). To były długie spotkania, bo sanah przynosiła piosenkę z angielskim tekstem. Później próbowałyśmy coś po polsku napisać, bez odnoszenia się do pierwowzoru. Zuzia podrzucała swoje charakterystyczne słówka i potem coś razem tworzyłyśmy. I faktycznie przez ten czas zdążyłam ją poznać i uważam, że jest cudowną osobą.
To co wiąże Twoje teksty z przeszłości, do tych, które tworzysz obecnie dla zespołu Goya, to miłość. Skąd nieustanna potrzeba pisania o tym uczuciu?
Ja już chyba tak mam. Miłość jest wciąż źródłem inspiracji dla wielu artystów. I ta potrzeba odnoszenia się do miłości nigdy się nie skończy. W końcu wiele światowych hitów, to właśnie piosenki o miłości. Czuję się bardzo dobrze w takiej sferze. Nie chciałabym się zmuszać i pisać o innych sytuacjach, bo są inni artyści, którzy zrobią to znacznie lepiej ode mnie. Oni są w tym przekonujący, ja bym nie była. Robię to, w czym się czuję pewnie, a przy okazji ludzie wciąż potrzebują takich tekstów.
Nowym singlem, do którego powstał teledysk jest utwór „Jane Austen”. Skąd wzięła się Twoja inspiracja angielską pisarką, która opisywała życie angielskiej klasy wyższej z początku XIX wieku?
Lubię ten klimat, który można zobaczyć także w ekranizacjach filmowych. „Duma i uprzedzenie”, „Rozważna i romantyczna” to tylko przykłady filmów, do których wciąż wracam. Uwielbiam też powracać do książek Jane Austen, gdzie zanurzam się w ten inny świat. O tym też jest tekst do tej piosenki – są słabsze dni w życiu, a wtedy lubię zamknąć się w takim świecie. Liczę na to, że może przy okazji ktoś sięgnie po twórczość Jane, bo jest to wspaniała literatura głównie dla kobiet. A utwór jest o miłości, choć w aspekcie bycia w niej samej. Przecież każdy z nas potrzebuje również własnej przestrzeni, tego momentu, żeby zaszyć się we własnym świecie.
A kto wymyślił koncepcję teledysku do tego utworu?
Nawiązuję do Jane Austen poprzez strój, w którym tam występuję, ale też przez ubiór tancerza. Pod tym względem jest stylowo i epokowo. Sam klip jest dosyć nowoczesny, z pewnymi niedopowiedzeniami, cieniami oraz tańcem. Nie ma w nim dosłowności, bardziej chodziło o klimat, który udało się stworzyć. Wiele lat temu zaczepił mnie kelner w restauracji, dla którego twórczość naszego zespołu jest ważna, bo nasze piosenki pomogły mu w trudnym momencie jego życia. Okazało się, że on jest także tancerzem i zaproponował, że chętnie wziąłby udział w klipie. Przypomnieliśmy sobie o nim po długim czasie, był bardzo chętny, a że pasował nawet urodą, to odnalazł się w tym teledysku znakomicie.
Czy współpracując przez 30 lat ze swoim mężem Grzegorzem Jędrachem, jesteście w stanie się jeszcze zaskakiwać i wzajemnie inspirować? Czy Wasza współpraca wciąż wygląda tak samo?
Gorzej (śmiech). Trudno jest się nam zaskakiwać, bo znamy się doskonale, nawet jesteśmy w stanie przewidywać swoje działania. Na szczęście potrafimy wciąż sobie imponować, co jest ważne po tylu latach. Grzegorz zna się na rzeczach, o których ja nie mam bladego pojęcia. Nie do końca moją bajką są kwestie techniczne, a on jest w tym ekspertem. Ja znów bardziej kładę nacisk na kwestie artystyczne. Myślę, że dzięki temu nadal się uzupełniamy. Teraz jest bardziej dojrzale, działamy szybciej, co bywa zaletą w dzisiejszych czasach. Nie czujemy wypalenia.
Niezmiennym muzykiem w zespole Goya jest także Rafał Gorączkowski, o którym już wspomniałaś. Na czym polega Wasz fenomen, że po tylu latach jesteście w stanie wciąż razem współpracować?
Wiele rzeczy, które robi Rafał odbieramy intuicyjnie i mamy do niego całkowite zaufanie. Jeżeli powiemy mu, żeby zrobił wszystko jak czuje, to mamy pewność, że to będzie doskonałe. Tak było z końcówką płyty, o której wcześniej powiedziałam. On jest fantastyczny w tym, co robi. Pomimo upływu czasu potrafi nas zaskakiwać, a wtedy mamy większą radość, z tego co razem tworzymy.
Dlaczego Magda Wójcik promuje palenie papierosów w teledysku do piosenki „Zgaś papierosa i odejdź„? Można to uznać za kontrowersję, choć tak naprawdę żadne kontrowersyjne wydarzenia nie miały miejsca dotychczas w działalności zespołu Goya?
To była wizja artystyczna reżysera teledysku, bo ja nie palę papierosów. Napaliłam się na planie i do końca życia mi wystarczy (śmiech). Goya nie jest zespołem kontrowersyjnym, wręcz bym powiedziała, że nudnym. Nie dawaliśmy powodów, żeby być kontrowersyjnym. Zaczynaliśmy w latach 90., kiedy nie było internetu, więc nawet nie mogły się pojawić jakieś wymyślone historie na nasz temat. Nigdy nie brałam udziału w jakichś programach telewizyjnych, które ciągnęłyby się za mną. U nas zawsze liczyła się muzyka. Nigdy nie robiłam nic wbrew sobie. Nie byłam nigdy nawet na żadnym pokazie mody (śmiech).
Twoje imię i nazwisko swego czasu pojawiało się w kontekście aktorki – Magdy Wójcik. Jak to wspominasz?
Chcieliśmy nawet nagrać teledysk z Magdą, ale ostatecznie do tego nie doszło. Może to jeszcze wykorzystamy w przyszłości. Nigdy mnie z nią nie mylono na ulicy, bo wyglądamy zupełnie inaczej (śmiech).
Jak to możliwe, że nigdy nie świętowaliście swoich jubileuszy? Czy w takim razie 30 lecie będziecie w końcu obchodzić hucznie?
Nigdy nie myślałam w tym kontekście. Dla mnie każda płyta, nowa muzyka jest świętem. Nie chcę niczego obiecywać, może wydanie albumu „Smak słów” w formie winylowej będzie takim jubileuszowym świętowaniem. Jeśli w ogóle będziemy obchodzić jubileusz, to musi to być forma muzyczna. Chciałbym wydać reedycje wcześniejszych płyt.
Sami wzięliście swego czasu udział w jubileuszu 30-lecia pracy artystycznej Martyny Jakubowicz, nagrywając własną wersję piosenki „W domach z betonu”. Jak wspominasz to wydarzenie?
Jako nastolatka byłam wielką fanką Martyny. Jedno z ważniejszych przeżyć koncertowych był występ Martyny Jakubowicz w Lublinie lata temu. Lubiłam jej piosenki, pewną surowość i kiedy pojawiła się propozycja udziału w jej jubileuszu, byłam przeszczęśliwa. Ona usłyszała naszą wersję „W domach z betonu”, co bardzo jej się spodobało. Potem chciała zaśpiewać do naszej aranżacji. Myślę, że Martyna miała duży wpływ na mnie, to jak śpiewam i posługuję się gitarą. Z sentymentem wspominam naszą możliwość spotkania się w takich okolicznościach.
Zdarzyło Wam się nagrać kilka coverów, a jednym z nich był „Krakowski spleen” Maanamu. Czy Kora też była dla Ciebie ważną artystką?
„Krakowski spleen” to jest piękna piosenka i nagraliśmy ją długo przed śmiercią Kory. Wydaliśmy ją także przed śmiercią, choć tak naprawdę została zauważona później, gdy wielu artystów zaczęło sięgać po repertuar Maanamu. Kora była doskonała w każdym calu. Wiele jej utworów wzbudza w nas wciąż żywe emocje.
W jaki sposób szukaliście pomysłu, żeby zaprezentować ten utwór po swojemu?
Przyciągnęła nas nostalgia i ciemny klimat tego utworu. Zachowaliśmy ciężkie bębny i ten niewymuszony patos, bo to jest jego siłą. Bardzo naturalnie wynikło to, że pewne elementy zachowaliśmy, a jednocześnie dodaliśmy do całości cząstkę siebie, czyli naszego spojrzenia artystycznego na ten monumentalny utwór.
Najważniejszym coverem w Waszym wykonaniu wydaje się „Smells Like Teen Spirit” Nirvany, o którym swego czasu mówiło się dużo.
Na tamte czasy, to było odważne posunięcie, bo stworzyliśmy zupełnie inną wersję. Chciałam to zrobić na samych wokalach i w sumie z nich się składa ten utwór w naszym wykonaniu. Zagorzali fani Nirvany byli wkurzeni, bo jak mogliśmy dotknąć takiej świętości? Pamiętam wpisy na naszej stronie internetowej, bo jeszcze nie było wtedy Facebooka, że nie powinniśmy dotykać tej piosenki. Po zagraniu w radiu przez Marka Niedźwieckiego odezwało się wielu słuchaczy z zapytaniem, kto to jest, co to za zespół, bo byli nami pozytywnie zaskoczeni. Nasze wykonanie wzbudziło wtedy wiele skrajnych emocji.
Historia zespołu Goya jest bogata i warto ją przypominać, ale teraz mamy nowy album zatytułowany „Rozdział VIII”. Czy to znaczy, że będziecie dopisywać kolejne części tej Waszej przygody muzycznej?
Na pewno tak. Sam tytuł można tłumaczyć sobie na różne sposoby. Może to być część życia muzycznego, bo nieustannie tworzenie jest ważną częścią wszystkiego, co robimy. Rozdział kojarzy się też z książką, a więc mamy powrót do naszej rozmowy o piosence „Jane Austen”. Chciałabym, żeby stało się jak w przypadku sanah, gdy ludzie sięgnęli po poezję. Może ktoś sięgnie po książki Jane Austen?
Gdybyś miała w skrócie powiedzieć, za co lubisz ten nowy album, to co by to było?
Dawno nie byliśmy tak pewni każdego utworu, który wypełni kolejny album. A w tym przypadku z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że każda piosenka jest dla nas ważna i z przyjemnością do nich wracamy. Rzadko się zdarza, żeby artysta słuchał swojego albumu, a my go puszczamy sobie w domu. Czujemy, że tekstowo i muzycznie stworzyliśmy bardzo dobrą płytę. Jestem całkowicie pewna tego, co obecnie tworzę. Współpraca z innymi artystami mnie do tego przekonała.
Nie masz małego żalu, że większy sukces odnoszą Twoje piosenki pisane dla innych niż te, które obecnie nagrywasz z zespołem Goya?
Patrząc na to, jaką długą drogę przeszliśmy w życiu, mamy w sobie wiele pokory. Długo pracowaliśmy na to, co mamy jako zespół Goya i nawet jeśli nasza muzyka ma mniejszą popularność, to nas to nie boli. Zdajemy sobie sprawę, że zmieniło się wiele, jesteśmy w innym miejscu niż kiedyś, teraz swój czas mają inni artyści i ja się z tym zupełnie zgadzam. My mamy swoich słuchaczy, o których będziemy dbać i nawet jeśli nie będziemy już na topie, to nie stanowi to dla mnie problemu. Dla mnie praca z innymi wykonawcami, którzy odnoszą wielkie sukcesy też jest satysfakcjonująca, więc cieszę się, że mogę w tym uczestniczyć. Wiem, że są zespoły z lat 90. mają w sobie jakąś gorycz, bo już nie są popularni, ale trzeba to przyjąć, bo takie są czasy. Jeśli nie robią nic, żeby odnaleźć się w nowej rzeczywistości, to będzie im trudno. Ja czuję się spełniona w zespole i w pracy z innymi artystami. Czego chcieć więcej? Nie mam więc o nic żalu.
Rozmawiał: Łukasz Dębowski
Świetny album! Czekamy na kolejne single. Zgaś papierosa i Jane Austen sa fenomenalne
Niestety nie najlepsza ta płyta