„Nikt nam nie zabroni kochać i szukać szczęścia w życiu osobistym” – Beata Kozidrak [WYWIAD]

Po siedmiu latach od premiery bestsellerowego albumu „B3”, z którego pochodzą takie hity jak „Upiłam się Tobą” czy „Bingo”, Beata Kozidrak powróciła z nowym krążkiem zatytułowanym „4B”. Zapraszamy na naszą rozmowę z artystką, która opowiedziała nam nie tylko o premierowej płycie.

fot. Piotr Pytel

Zanim przejdziemy do rozmowy o solowej płycie „4B”, chciałem zapytać o koncerty Bajmu „Piramidy na niby”, które obecnie się odbywają. Z jakimi emocjami podchodzi Pani do tych rockowych piosenek, które można na nich usłyszeć?

Dla mnie obecne koncerty z Bajmem, to przede wszystkim chęć powrotu do rockowych korzeni. Chciałam przypomnieć niektóre dawno niesłyszane piosenki i pokazać, że tak wyglądała nasza przeszłość. Wybrałam utwory, które były dla mnie ważne, ale również dla fanów, przywiązanych do tego starszego repertuaru. Wybierając piosenki chciałam pójść na pewien kompromis, to znaczy znaleźć takie kawałki, które będą satysfakcjonujące dla nich oraz właśnie dla mnie.

W jaki sposób tłumaczy sobie Pani, że na koncerty Bajmu przychodzi  wielu młodych fanów, którzy nie pamiętają czasów, kiedy te piosenki powstawały?

To jest właśnie siła moich piosenek. Moi fani są mądrzy, bo wiedzą co kryje się za tekstami, które napisałam na przestrzeni wielu lat. Te teksty wciąż są aktualne. Muzyka jest cudowną przestrzenią, w którą możesz się zanurzyć i przeżyć własną przygodę, odnaleźć w niej swoje emocje i przeżycia. Sama byłam młoda, gdy wkraczałam w świat muzyki i dojrzewałam na oczach milionów, teraz oni dojrzewają także z tamtą Beatą.

Czy publiczność w latach 80. była inna niż ta, która teraz przychodzi na Pani koncerty?

Koncert w tamtych trudnych czasach był wyrażeniem tego, co ja i moi fani wtedy czuliśmy. To był manifest przeciwko komunie i temu, co wtedy się działo. Nie wiem, czy wówczas ludzie byli inni. Dla mnie nie ma większej różnicy, bo uniwersalna wrażliwość, chęć przeżycia czegoś ważnego jest wciąż taka sama. To jest jakaś magia, która łączy pokolenia. Po to jest muzyka, żeby przeżywać różne emocje za każdym razem na nowo. Podczas trasy koncertowej „Piramidy na niby” przeżywam wszystko razem z moimi fanami tak samo, jak to było kiedyś.

Czy przyjdzie również czas, że będzie Pani koncertowała z solowym repertuarem, a przede wszystkim z piosenkami z nowego albumu „4B”?

Zdecydowanie tak. Rozgraniczam solowe koncerty od tych z Bajmem. Jeśli tylko zdrowie mi na to pozwoli, to kolejny rok będzie związany z trasą solową, na której będzie można usłyszeć piosenki ze wszystkich moich solowych płyt. Chciałabym stworzyć duży, ale mądry show.

W jaki sposób będzie Pani łączyć repertuar z tak różnych płyt, bo jednak każdy solowy album, to nieco inna opowieść nie tylko tekstowa, ale właśnie muzyczna?

Każda z nich jest inna, bo powstawała w zupełnie innym czasie. Za każdym razem ja też byłam inna. Pierwsza solowa płyta „Beata” ukazała się na 20-lecie Bajmu. Moim marzeniem było nagrać piosenki w studiu, w którym nagrywały światowe gwiazdy i tak się stało. Pokazałam się wtedy z odmiennej strony, delikatnej. Druga płyta była trudna, bo też w niełatwym momencie mojego życia powstała. To była jeszcze inna Beata. Na pewno da się je połączyć na koncertach, bo to wciąż byłam ja, do szpiku kości prawdziwa.

 

Album „B3” to kolejny, jeszcze inny rozdział w Pani solowej twórczości.

„B3” jest bardzo ważnym albumem, bo powstał po zmianach w moim prywatnym życiu. Pokazał odważną Beatę, która ma wiatr we włosach, Beatę, która podkreśla, że teraz jest odpowiedzialna sama za siebie. Poczułam wtedy wolność, ale również dużą odpowiedzialność za własne życie – prywatne, jak i zawodowe. Zmieniłam totalnie wszystko, przeprowadziłam się do Warszawy, ale jednocześnie cieszyłam się z tego, że dałam sobie ze wszystkim radę. Słychać to w tych piosenkach. Zrozumiałam wtedy, że wolność to umiejętność doświadczania czegoś nowego.

Przeczytałem, że to jednak „4B” jest najbardziej osobistą płytą, jaką Pani nagrała. Co według Pani za tym przemawia?

Nowy album jest osobisty, ale z innej perspektywy. Czuję, że zakorzeniłam się w obecnym miejscu i dziś już wiem czego chcę od życia. Zaczęłam bawić się tekstami, a jednocześnie napisałam najbardziej osobistą piosenkę, czyli „Ogień w moim sercu”. W prostych słowach udało mi się zawrzeć esencję tego, co we mnie było w tamtym momencie. Stworzyłam taneczną płytę, a jednocześnie bardzo szczerą, głęboką w moje przemyślenia, co uważam za jej dużą wartość. Nie nagrałam jej, żeby zawracać komuś głowę swoją osobą, ale dlatego, że faktycznie miałam coś do powiedzenia.

Czy w przypadku tej płyty, to muzyka budziła w Pani różne przemyślenia, które stawały się później tekstami, czy odwrotnie – najpierw pisała Pani teksty?

To słowa konstruowały formę muzyczną. Po poprzedniej płycie „B3”, na której dałam sobie całkowity upust emocjonalny, zaczęły przychodzić mi do głowy różne pomysły tekstowe. Kiedyś to muzyka była moją inspiracją do pisania, a teraz słowa zaczęły do mnie przychodzić same. Później dopiero szukałam producentów, którzy ubrali moje przemyślenia w różne dźwięki.

Pisanie tekstów to zawsze była Pani część działalności artystycznej, ale na nowej płycie są słowa, których nie stworzyła Pani sama. Jak to się stało, że wpuściła Pani do swojego świata Natalię Wrzosińską – znaną jako Zagi – pisząc z nią wspólnie tekst do piosenki „Azyl”?

Przyznam, że męczyłam się z tą piosenką. Ten tekst jest manifestem wolności, z pewnym posmakiem hymnu i kiedy próbowałam sama pisać, okazywało się, że piosenka stawała się zbyt patetyczna. Myślałam nawet, żeby zrezygnować z tego utworu, ale ludzie, z którymi współpracuję mówili – Beata, przecież to jest taka mocna, a przy okazji piękna piosenka… Dla wielu już wtedy stała się ważna, więc pomyślałam, co ja mam z nią zrobić? I wtedy dostałam propozycję pomocy w napisaniu tego tekstu od kilku osób i to właśnie Natalia była tą, która świetnie wyczuła moje intencje. I tak powstał bardzo istotny tekst do „Azylu”.

 

Częściej zdarzało się, że to Pani pisała teksty dla innych artystów, chociażby dla Urszuli.

Pisałam teksty dla wielu wykonawców. Dla siebie pisałam, bo chciałam być autentyczna. Dla innych mogę to zrobić, jeśli kogoś poznam i poczuję, że to będzie prawdziwe. Wtedy mogę zgodzić się na taką współpracę, ale wejście w czyjąś duszę bywa trudne. Śpiewam o tym, co jest dla mnie ważne, więc nie jest łatwo oddać część siebie komuś, żeby nie stracić istoty słów, które piszę.

W „Azylu” śpiewa Pani – „ludzie są wciąż obcy i źli, za tęczę mogliby zranić, nie jesteś z tych, co myślą tak, miłość jest darem bez granic”. Jak Pani rozumie te słowa szczególnie w dzisiejszych czasach?

Nikt nam nie zabroni kochać i szukać szczęścia w życiu osobistym. Dla mnie nie jest ważne z kim będziesz szukał swojego szczęścia – z mężczyzną, czy z kobietą – ważne, żeby znaleźć tę właściwą osobę i być z nią szczęśliwym/szczęśliwą. O tym śpiewam w tej piosence. Boli mnie, że znów musimy mówić o rzeczach tak oczywistych. Młodzi ludzie manifestują swoje prawo do bycia szczęśliwym, bo nikt nie może im tego zabronić.

Jakie ma dla Pani znaczenie to, że płyta „4B” ukazała się 23 lutego, czyli w Międzynarodowy Dzień Walki z Depresją? Na ile ten temat jest dla Pani ważny?

Przyznam, że nawet nie wiedziałam. Warto jednak zwrócić uwagę, że depresja może dotknąć każdego, niezależnie od tego, kim jest. Ważne, żeby o tym rozmawiać i ja również będę o tym mówić, bo sama miałam trudny czas w życiu. Niech data premiery będzie symbolem przede wszystkim tego, że muzyka musi łączyć. Pamiętajmy, że nie jesteśmy sami, szukajmy pomocy, jeśli tego potrzebujemy. Nie ma w tym nic wstydliwego, bo wszyscy jesteśmy do siebie podobni, miewamy gorsze i lepsze chwile. Warto o tym mówić, bo może w ten sposób uratujemy komuś życie. Starajmy się docierać do drugiej osoby, jeśli tego potrzebuje i róbmy to na różne sposoby. Może komuś pomoże wyjście na koncert albo słuchanie muzyki ulubionego artysty, który w tekstach mógł ukryć część swoich ciężkich przeżyć. Może ktoś pomyśli, że jeżeli taka kobieta, jak ja wiele przeszła, to on też da radę? Próbujmy wszystkiego, ważne, żeby nie zostać samemu z własnymi problemami.

A jak radzi sobie Pani z trudnościami życiowymi?

Pomaga mi muzyka, koncertowanie i moi bliscy. Kiedy jesteśmy samotni, to smutek bardziej nam doskwiera, więc ważne, żeby mieć kogoś obok. Wsparcie drugiego człowieka jest nieocenione.

Wsparcie muzyczne także jest ważne, bo dzięki niemu mogła Pani nagrać album „4B”. Jak trafiła Pani na muzyków, którzy ukształtowali ten album, czyli Mariusza Obijalskiego i Arkadiusza Koperę?

To była przede wszystkim moja intuicja i wcześniejsze doświadczenia. Zdałam sobie sprawę, że kiedy zmieniłam swoje życie, przeprowadzając się do Warszawy, to nie było w tym przypadku. Czasem poznajemy kogoś, nie zdając sobie sprawy, że on lub ona może coś Ci dać. Podczas pracy w Warszawie nad różnymi projektami, trafiłam właśnie na Mariusza i Arka. Było to wtedy, gdy nagrywałam „Bez ciśnień” Zipery. Poczułam, że bardzo fajnie mi się z nimi pracuje, pojawiła się magia, nie czuliśmy różnicy wiekowej. Czułam się z nimi w studiu nagraniowym bardzo komfortowo. Kiedy nagrywaliśmy ten numer, to oni powiedzieli: Beata, dlaczego chcesz rapować w tym kawałku? Przecież Ty jesteś Kozidrak, powinnaś to zaśpiewać. Bądź sobą. Dzięki nim nagrałam to bardziej po swojemu. Spodobało mi się ich podejście do mojej osoby, więc przyjmowałam od nich wszelkie rady. Nie traktowali mnie w specjalny sposób i kiedy mówili – spróbuj inaczej – to ja to akceptowałam.

Jak wyglądała Wasza wspólna praca nad płytą „4B”?

Jeździłam do nich do studia nagrań. Początkowo stworzyliśmy cztery numery, a jednym z nich było „Biegiem” z Kamilem Bednarkiem. Potem regularnie powstawały kolejne numery, aż w końcu nagraliśmy cały album.

To nie był przypadek, że Kamil Bednarek pojawił się w utworze „Biegiem”?

Zdecydowanie nie był to przypadek, bo szukałam wokalisty, który jest wyluzowany. Kamila znałam wcześniej, a jego muzyka nie jest sztampowa, ma fajną energię, więc chciałam z nim pracować. I ten luz poczułam z nim od samego początku, gdy spotkaliśmy się w studiu. On ma w sobie coś takiego, co pozwala od razu złapać dobry kontakt. To była przyjemność wspólnej pracy.

 

fot. okładka płyty

Nagraliście razem bardzo wyrazisty utwór, a jeszcze innym takim kawałkiem, który pokazuje pewien eklektyzm płyty jest „Praga tango”. Czy za tym numerem też się kryje jakaś historia? Skąd ta Praga w Pani życiu?

Zależało mi, żeby każdy utwór na tej płycie był wyrazistym symbolem. Każda piosenka miała mieć jakiś indywidualny wyraz. Praga jest dla mnie wyjątkowym miejscem w Warszawie, bo są tam wspaniali, niezwykle autentyczni ludzi. Mam tam znajomych, moja stylistka mieszka na Pradze, więc często tam bywam. Ludziom tam mieszkającym należy się piosenka o starych ulicach Warszawy, gdzie metaforycznie rządzi tango. Praga jest legendą.

Przeniesieniem do innych czasów i miejsca jest też utwór „Opium”.

Chciałam napisać tekst o najważniejszym uczuciu – miłości, która po prostu nas spotyka. Potem wracasz do wspomnień związanych z nią i czujesz, że przeżyłeś coś ważnego. Nie chciałam jednak, żeby to była taka po prostu historia. I tutaj pojawia się warstwa muzyczna, w której przemycam coś więcej. Jestem fanką muzyki i filmu międzywojennego, dlatego chciałam młodszych słuchaczy przenieść do odległych czasów. Stąd w tym utworze moja podróż do powojennej Warszawy Mieczysława Fogga, tego klimatu, niepowtarzalnego nastroju. Mój głos, Warszawa i fragment oryginalnej piosenki „Opium” Adama Astona… warto się wsłuchać. Nie zapominajmy o tej historii.

Czy zgodzi się Pani, że takim utworem dopełniającym całość jest „Panama”, która tekstowo wydaje się ciężkim kawałkiem?

Każdy numer na tej płycie jest ważny, a słuchacz ma prawo znaleźć dla siebie istotniejsze piosenki, które w danym momencie będą niosły według niego więcej emocji. Po to nagrywam płyty, żeby każdy mógł coś z nich wyrwać dla siebie. Na tym albumie jest dużo mnie, więc śpiewam przede wszystkim o sobie, ale jest to tak napisane, żeby każdy z Was mógł odnaleźć w tym cząstkę własnego życia.

„Panama” weszła rzutem na taśmę. Jej słowa są o tym, że kiedy odnosisz sukces, to jesteś ważny, lecz gdy podwinie Ci się noga, nie wejdziesz na ten szczyt, to stajesz się kimś gorszym w oczach ludzi. Wtedy potrafią wręcz powiedzieć – wiedziałem, że sobie nie poradzisz, nie osiągniesz sukcesu. Życie trzeba jednak celebrować za dobre momenty, ale też za te słabsze, bo gorsze chwile są nieuniknioną częścią naszego życia. Nie bójmy się powiedzieć, że coś schrzaniłem, że coś mi się nie udało. Ja jestem tylko człowiekiem i potrafię się do tego przyznać, idąc jednocześnie cały czas do przodu.

 

W utworze „Siedem nocy, siedem dni” jest nawiązanie do piosenki „Góra dół” Bajmu, bo śpiewa Pani „góra dół, pieprz i sól”. Skąd taki ukłon do tamtego utworu?

Wiesz, ja się nie odcinam od zespołu Bajm, bo przecież stworzyłam z nimi kawał muzycznej historii. Na przestrzeni lat napisałam teksty, które są ważne dla całych pokoleń. Młodzi ludzie śpiewają piosenki, których nie pamiętają, bo jeszcze nie było ich na świecie, gdy je pisałam. Wiele z utworów jest tak głęboko zakorzenionych, że po prostu są, istnieją i sięgają po nie kolejni ludzie. Stąd takie moje mrugnięcie okiem w bajmową stronę na nowej płycie.

Czy czuje Pani, że wciąż ballada jest czymś niezwykle ważnym w Pani repertuarze? Na czym polega to silne odziaływanie Pani twórczości właśnie poprzez balladę?

Stworzyłam ten gatunek – jeśli można tak powiedzieć – w mojej muzyce, mając do dyspozycji taki, a nie inny głos, który jest moim instrumentem. Dzięki temu mogę pokazywać różną temperaturę wyrazu moich tekstów. Najpierw nakreślam jakieś słowa, a potem posługuję się ekspresją – mogę krzyknąć, ale jeśli poczuję taką potrzebę, potrafię też posługiwać się szeptem. Poprzez głos podkreślam to, co jest dla mnie ważne. Ballada daje możliwości pełniejszego docierania do istoty moich tekstów. Dlatego może ona się stać dla kogoś – razem z moim głosem – bardziej istotna. Ale rockowe brzmienie innych piosenek też ma swoje duże znaczenie, co pokazują moje obecne koncerty.

Kiedyś wszyscy pytali Panią o Józka, a przy okazji nowej płyty być może zaczną pytać o frajera. W „Pradze tango” śpiewa Pani – „broń mnie przed frajerami”, ale jest też frajer w tytule jednej z piosenek. Co to w takim razie za typ, który pojawił się w Pani życiu?

Wiesz, spotykasz w życiu wielu ludzi, będących czasem frajerami. Dla mnie frajer to taki mężczyzna, który nie potrafi poświęcić uwagi i czasu kobiecie. Taki facet nie stara się ponosić odpowiedzialności za swoje życie z drugą osobą.

Ja też spotykałam różnych ludzi, którzy uważali, że wiedzą o moim życiu więcej niż ja sama. Wydawało im się, że lepiej potrafią ocenić różne sytuacje, które mi się przytrafiały. A to nieprawda. To kolejny przykład frajera. Czasem wystarczy uważniej posłuchać moich płyt, żeby coś się o mnie dowiedzieć. I to bez szukania taniej sensacji.

Chciałem jeszcze zapytać o Pani córkę – Agatę Pietras, która została Executice Producer. Na czym polegała jej rola podczas nagrywania płyty „4B”?

Agata zajmowała się dopięciem na ostatni guzik całego projektu, związanego z nagraniem płyty – od teledysków, aż po zapraszanie gości, realizatorów i szczegóły związane z okładką. Wszystkiego pilnowała. Dobrze mieć kogoś takiego, kto potrafi z dystansem spojrzeć na różne rzeczy związane z albumem. Agata jest mi najbliższa, więc wie, co może mi się spodobać.

Co będzie dla Pani miarą sukcesu, jeśli chodzi o album „4B”?

To, że nagrałam taką płytę, to jest dla mnie spełnienie. Nie mogę powiedzieć, że nie obchodzą mnie opinie o tym albumie, ale osiągnęłam przy nim to wszystko, na czym mi zależało. Tego chciałam. W tych piosenkach kryją się różne brzmienia – od kubańskich rytmów, aż po nowoczesne dźwięki. Znalazł się tam utwór „Opium”, będący odniesieniem do muzyki naszych korzeni, pojawili się wspaniali goście, włącznie z chórem Sound’n’Grace, dopełniającym „Ogień w moim sercu”, który napisałam, lecąc samolotem z koncertu w Londynie. Moje muzyczne marzenia spełniły się przy tej płycie, a przy okazji utwierdziłam się w przekonaniu, że muzyka wciąż jest dla mnie bardzo ważna. To już jest dla mnie sukces.

Rozmawiał: Łukasz Dębowski

 

Jedna odpowiedź do “„Nikt nam nie zabroni kochać i szukać szczęścia w życiu osobistym” – Beata Kozidrak [WYWIAD]”

Leave a Reply