Trzy lata od wydania płyty „Żyć się chce”, Alicja Majewska powróciła z kolekcją zupełnie nowych nagrań. Wszystkie utwory napisali Włodzimierz Korcz i Artur Andrus. Poniżej prezentujemy naszą recenzję tego wydarzenia.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Piosenki Korcza i Andrusa” – Alicja Majewska (Sony Music Poland, 2022)
Właściwie trudno wyobrazić sobie kolejną płytę Alicji Majewskiej, która nie powstałaby z Włodzimierzem Korczem. To nierozerwalny duet, naznaczający każdy kolejny album trochę niemodnym kolorytem muzycznym, ale z pierwiastkiem czegoś ponadczasowego, co wyróżnia ich twórczość na tle innych produkcji na polskim rynku muzycznym. „Piosenki Korcza i Andrusa” powstały jednak – jak wskazuje tytuł – w tercecie. Wszystkie teksty wyszły spod pióra Artura Andrusa, a nawet jeden z utworów został wykonany w duecie wokalnym ze wspomnianym autorem tekstów.
Trudno jednak doszukiwać się na tym albumie innowacji, czy większych zaskoczeń, poza tym, że w jednej piosence usłyszymy głos samego Włodzimierza Korcza („O sercu szczerozłotym”). To jednak ciekawostka, do której należy podejść z uśmiechem i dystansem. W przypadku Alicji Majewskiej nieustannie liczy się interpretacja, wzorowe podejście do wykonawstwa, ale też odrobina humoru, którego do piosenek dorzucił Andrus. Chyba to najmniej „poważna” płyta wokalistki, która od lat nagrywa to, co idzie w zgodzie z nią samą.
Dlatego żadnej rewolucji w jej nowych propozycjach nie znajdziemy, raczej jest to wciąż duże przywiązanie do istoty słowa i melodii, płynących czasem w rytm walczyka albo ciepłej samby. Z mniejszą lub większą drobiną patosu, ale zawsze stylowo i w zgodzie z własnymi przekonaniami („Szalona krewetka”).
Od strony muzycznej niespodzianką jest wspomniany duet z Arturem Andrusem („Wiesz?”), gdzie w oszczędnej formie, przy akompaniamencie gitary usłyszeć można coś w rodzaju minimalistycznej pioseneczki, a nie wielkiego utworu, w którym artystka mogłaby pokazać pełnię swoich możliwości wokalnych. Taka urocza opowiastka.
Trzeba też zwrócić uwagę na stylowe zaaranżowanie całości, gdzie oprócz klawiszy Korcza, gitar, akordeonu i saksofonu wybitnych muzyków usłyszymy kwartet smyczkowy (Warsaw String Quartet). Żywa forma to niezmiennie istota wszystkich utworów, no ale w tym przypadku nie mogło być inaczej. Czasem jest mniej lub bardziej udanie, ale za każdym razem na swój sposób czarująco, do czego przez lata przyzwyczaiła nas artystka („Niespieszna piosenka o całym życiu”).
Trochę brakuje tym piosenkom czegoś znamiennego, co pozwoliłoby im przetrwać na lata. Przebojowego charakteru nie należy więc szukać w nowych propozycjach Alicji Majewskiej. Album „Piosenki Korcza i Andrusa” to jednak zestaw utworów, który docenią wielbiciele talentu wokalistki, bo właściwie dostaliśmy to, do czego zostaliśmy przyzwyczajeni. Czy należy uznać to za zarzut? Zapewne nie, bo to wciąż piosenki o czymś, z większym niż zwykle przymrużeniem oka oraz melodią, którą da się zanucić. W tym przypadku to najlepszy patent na jeszcze wiele utworów. Jak będzie? Czas pokaże. Póki co, trzypłytowy kontrakt z Sony Music Poland został wypełniony.
Łukasz Dębowski