„GRANICE” to czwarty solowy album Bartasa Szymoniaka, który ukazał się pod naszym patronatem medialnym dwa lata po przebojowym „Wojowniku z miłości”. Zachęcamy do przesłuchania płyty i zapoznania się z naszą recenzją tego wydarzenia.
Recenzja płyty „Granice” – Bartas Szymoniak (Soliton, 2022)
„Granice” to najnowszy album jednego z najbardziej charyzmatycznych wokalistów na polskiej scenie muzycznej – Bartasa Szymoniaka. Niezmienną częścią jego utworów jest beatrock, czyli sprawne połączenie beatboxu, wokali z żywym instrumentarium. Wszystko dzieje się tym razem w intymnej, a przez to jeszcze bardziej emocjonalnej przestrzeni artystycznej. Przy tym utwory mają sprawnie poprowadzoną melodykę, która zanurzona w melancholii brzmień wypada niezwykle przejmująco, ale też charakterystycznie dla tego projektu.
Bardzo ważny jest klimat wszystkich utworów, który nawiązuje do lekkiej stylistyki szlachetnego popu, gdzie nie ma miejsca na sztuczne zapychanie kompozycji syntetycznymi naleciałościami. W tych piosenkach ważny jest artysta i jego słowo, sprawnie utkane na kanwie poszczególnych dźwięków. To przy okazji kolejna udana współpraca Bartasa z instrumentalistą i producentem muzycznym – Michałem Parzymięso. Panowie rozumieją się doskonale, co zresztą było już słychać na poprzednim albumie Szymoniaka („Wojownik z miłości” ukazał się w 2020 roku).
Wartość tych utworów leży więc w warstwie tekstowej („I zobacz wszystko jest dziś polityką, coraz mniej czasu, żeby cieszyć się wschodami, zachodami słońca”) oraz instrumentalnej, choć najważniejsza z nich kryje się w czymś nie do końca uchwytnym, co buduje głęboki nastrój całego albumu i podbija sens poszczególnych utworów.
Nieprzesadne zaprezentowanie wszystkich kompozycji sprawia, że dostaliśmy sedno naturalności, wpływające na artyzm zawarty na tym albumie. I to bez potrzeby wpisywania się w jakiś modny nurt muzyczny. To piosenka uniwersalna, mająca swoją treść i zasadne miejsce także we współczesności. Jeśli nawet wkrada się odrobina patosu, to niweluje go charakterystyczny, mocny głos wokalisty. Nie znaczy to jednak, że artysta całkiem uchronił się od pewnej egzaltacji, choć nie jest ona w żaden sposób przytłaczająca („Kochać naprawdę„).
Nie da się ukryć, że Bartas ma słabość do nastrojowych ballad, co wcale w jego przypadku nie jest zarzutem („Zachłanni„). Ten łagodny nastrój został podkreślony ładnie zaaranżowanym brzmieniem, pojawiających się czasami skrzypiec („Powroty„), choć częściej dowodzenie przejmuje po prostu gitara akustyczna („Pożegnanie„). Dostaliśmy więc sporą dawkę nostalgii, ale znalazło się też miejsce na bardziej niepokojący moment („Nieśmiertelna Hydra„).
Zaskakuje warstwa liryczna, bo obok tekstów Bartasa pojawiły się słowa Stanisława Głowacza, ale też dwa wiersze… Cypriana Kamila Norwida. I co ciekawe, nie czujemy dysonansu pomiędzy poszczególnymi tekstami, co jest ogromną zaletą albumu „Granice„. Zresztą wszystkie utwory tworzą spójną, nieprzesadnie długą całość (27 minut), co zachęca do ponownego włączenia płyty. Właściwie to dzieje się samo. Na jednokrotnym przesłuchaniu nigdy się nie kończy. Warto sprawdzić.
Łukasz Dębowski
Jedna odpowiedź do “Bartas Szymoniak – „Granice” [RECENZJA]”