“Tango na tłuczone talerze” to tytuł debiutanckiej płyty zespołu Ruina Bar. Najnowszym singlem promującym to wydarzenie został utwór tytułowy, nagrany z gościnnym udziałem Janusza Szroma. Poznajcie naszą recenzję tego albumu.
Recenzja płyty „Tango na tłuczone talerze” – Ruina Bar (2021)
Zespół Ruina Bar zaprezentował zestaw intrygujących i głęboko osadzonych w klimatycznych oparach różnorodności piosenek, które wyraźnie określają ich oryginalną stylistykę. Znalazły się one na debiutanckim albumie zatytułowanym „Tango na tłuczone talerze”. Płyta została wydana przez małą, niezależną, ale coraz prężniej działającą wytwórnię Klamka Music Records.
W ich utworach drzemie jakaś tajemnica, ale też zamiłowanie do stylowych, prosto zaaranżowanych kompozycji, które podkoloryzowane zostały czytelnie, choć niebanalnie zaprezentowanym instrumentarium. Ważne staje się, że grupa poszukuje własnego języka wypowiedzi artystycznej, nie prześlizgując się po łatwych i oklepanych patentach muzycznych. Stąd w ich twórczości można zauważyć odrobinę teatralności, jakiejś kreacji, która mocniej intensyfikuje ich piosenki.
Słychać to szczególnie w utworach z polskimi tekstami, w których nawet głos Zosi Wieczorek wydaje się bardziej plastyczny („Niemiecki majster”). Wokalistka potrafi z łatwością odnajdywać się w różnych przestrzeniach muzycznych, czasem rozświetlając delikatnie rockowy niepokój i dystynktywnie poprowadzone klawisze („W twoich rękach”). Za każdym razem pojawia się nieco inny zamysł kompozytorski (autorem tekstów i muzyki jest Piotr Jakubowski), który zawsze naładowany jest pewną dawką naturalnie wyzwolonej emocjonalności.
Wszystkie pomysły trzymają się jednak pewnych założeń względem całego albumu. A zdarzają się momenty niezwykle frapujące, jak chociażby podkreślony brzmieniem akordeonu utwór „Prawdziwa śmierć” (gościnnie Aleksander Gaik) – to tutaj prowadzony jest pewnego rodzaju dialog (warto sprawdzić o co chodzi). Całkiem nieźle wypada też bluesowa, w oddali tętniąca gitarową elegancją propozycja „In The Name of Love„, gdzie drogowskazem staje się „przyczajony” wokal Zosi. Pojawia się też bardziej piosenkowy styl, który podkreśla gościnny udział świetnego wokalisty Janusza Szroma („Tango na tłuczone talerze”).
Przy tej okazji warto zwrócić uwagę na słowa, które często podane są z lekkim przymrużeniem oka, ale zawsze ze smakiem odnoszące się, m.in. do relacji między dwojgiem ludzi. W tekstach kryje się poetyka, ale też odpowiednia doza luzu („I jeszcze raz i jeszcze jeden raz / Zatańczmy nasze tango na / Tłuczone talerze, filiżanki i szklanki / I Twoje koleżanki, łapanki-macanki i moje łzy”). W niektórych piosenkach wykorzystano fragmenty ścieżek dźwiękowych z filmów (świetnie to wyszło w „The Furlough Song”, gdzie pojawia się cytat z „Full Metal Jackett” Kubricka), ale też urywek wiersza „Todesfuge” Paula Celana i piosenki „Get Happy” Judy Gerland („Niemiecki majster”). To wszystko składa się na całkiem nieźle utkaną formę muzyczną, która stymuluje naszą wrażliwość od pierwszych dźwięków. I nawet jeśli można by nadać tym kompozycjom jeszcze większego rozmachu i głębi, to jest to zbiór propozycji, który potrafi intrygować, zaciekawiać i sprawiać po prostu przyjemność, co w muzyce rozrywkowej jest także bardzo ważne. A dopełnieniem całości są wyjątkowe zdjęcia Katarzyny Adamowicz, które można znaleźć w wydaniu fizycznym płyty.
„Tango na tłuczone talerze” to wyraz niemałej kreatywności, który niewątpliwie przyciąga uwagę. Jest w tym pewna doza elegancji, ale również swobody, wysmakowanej adaptacji tego, co już gdzieś słyszeliśmy, choć w nowej, często zadziwiającej odsłonie. Jednocześnie zespół Ruina Bar staje się zaskakującym debiutem, których polska scena muzyczna wciąż potrzebuje. Szczególnie, gdy ma się coś niebanalnego do zaproponowania.
Łukasz Dębowski
Album „Tango na tłuczone talerze” można zakupić tutaj: https://klamkamusicrecords.com/produkt/tango/