WaluśKraksaKryzys – „ATAK” [RECENZJA]

Nasz ocena

„Atak” to już druga płyta projektu WaluśKraksaKryzys. „To wartościowy materiał czerpiący inspirację z rockowej alternatywy w jeden z najlepszych możliwych sposobów”. Zachęcamy do zapoznania się z całą naszą recenzją tego wydawnictwa.

fot. okładka albumu

Recenzja płyty „ATAK” – WaluśKraksaKryzys (Mystic Production, 2021)

Niespełna dwa lata po debiutanckim „MiłymMłodymCzłowieku”, materiale prostym, jednak w moim przekonaniu kompletnym, WaluśKraksaKryzys zaprezentował nam się w kolejnej, bardziej rozbudowanej formie.

„ATAK” nie wzbudza takiego poczucia niepewności, jak robił to „MMC”. Więcej tu odwagi, zdeterminowania i bezkompromisowości.

Z muzyki bliższej duchowi polskiej PRLowskiej alternatywy, wyłoniło się solidne, rockowe granie, momentami rodem zza Pacyfiku.

Ten album nie tworzy już tak hermetycznego świata jak poprzednik. Kompozycje diametralnie różnią się od siebie, przez co każda z nich zapada mocno w pamięć. Jedną z ciekawszych jest „Każde nowe zdanie”, gdzie zwrotki zbudowane są na brzmieniu gitary basowej i perkusji, do których chwilę przed refrenem, przyłącza się gitara rytmiczna. Ten niezbyt często spotykany zabieg w obecnie tworzonej i serwowanej słuchaczom muzyce, hipnotyzuje, jednocześnie udostępniając więcej przestrzeni dla słów śpiewanych. To nadaje wyjątkowości temu utworowi.

Jak w przypadku poprzedniego albumu, tak i w tym Waluś umieścił więcej zwięzłych utworów, jakby celowo uboższych w treść. W czasach, gdzie wszyscy „hurtowo produkują słowo, które nic nie zmienia”, forma przyjęta przez Walusia wydaje się być dobrym rozwiązaniem. Okazuje się, że czysta, uproszczona tematyka w tym przypadku staje się dodatkową wartością całości.

Przekleństwa są zazwyczaj domeną muzyki rapowej i jej pochodnych. Wspominam o tym z tego względu, iż WKK okazyjnie używa wulgaryzmów. Jednak nie bluzga bez sensu na lewo i prawo – są to bardziej epizodyczne przypadki, mające na celu podkreślić konkretny stan emocjonalny. Taka psychiczna samoobrona.

Podobieństwa z najpopularniejszym wśród młodzieży gatunkiem muzycznym możemy szukać też w prostym, acz przyjemnym storytellingu – występuje on między innymi w numerach „Uśmiech Chelsea” oraz „Muszę robić te głupoty”.  Drugi z wymienionych kawałków posiada dodatkowy atut, jakim jest narastające tempo podczas opowiadanej historii w zwrotce, które wraz z trwaniem utworu, rozbudza w słuchaczu coraz silniejsze emocje (w kulminacyjnym momencie następuje przesilenie).

W moim przekonaniu niewątpliwym krokiem milowym następcy „MiłegoMłodegoCzłowieka” jest znaczne rozbudowanie warstwy instrumentalnej. Szybkie utwory przeplatają się z wolniejszymi, a te określić możemy jako nowoczesne rockowe ballady („Wszelakie wady”, „Krok po kroku”). Oprócz tego znajdziemy kompozycje, których brzmienie jest oparte nie tylko na gitarze elektrycznej. Znalazło się również miejsce dla mocniej podkręconego basu, perkusji, co znacząco wzbogaca całość. Usłyszeć można więcej śladów instrumentów, które nie są podane w przewidywalny sposób. Nawet bym powiedział, że WKK potrafią zrobić wszystko, by nie wpaść w rutynę i demonstracyjnie „psują” melodię niestandardowym zagęszczeniem brzmienia lub spontanicznie wykręconym riffem. Po kilkukrotnym przesłuchaniu (wyłapując kolejne dźwięki) możemy usłyszeć „nową” wersję jakiegoś utworu.

 

Miłą niespodzianką jest jedyny gość na tym krążku. Obecnością zaszczycił nas Błażej Król z żoną Iwoną, w obecnie najpopularniejszym utworze z tego wydawnictwa – „Tuż przed północą”.  Przyznam, że dopiero od tego singla, udostępnionego 30 grudnia 2020 roku zacząłem romans z twórczością WKK i każde następne zetknięcie z nimi było dla mnie kolejnym artystycznym zaskoczeniem. Zaintrygował mnie specyficzny wokal gospodarza albumu, do którego przekonałem się w bardzo krótkim czasie. To on daje od samego początku poczucie autentyczności i atrakcyjnej prostoty, co przy tego typu projektach staje się szczególnie ważne.

„Atak” wieńczy wcześniej wspomniane, spokojne „Krok po kroku”, które kojarzyć się może z kończącą się potańcówką gdzieś o 3-4 nad ranem, kiedy parkiet świeci pustkami, euforia opada, a życie próbuje wracać do codziennej rutyny. Niczym po zakończeniu fascynującego spotkania… czy właśnie zbliżającego się końca płyty, która przypadła nam do gustu. Zabieg ten wzbudza większą ochotę na ponowny odsłuch materiału. Ten kawałek daje nam czas na wyciszenie emocji, a tym samym zachęca do kolejnego zmierzenia się z tym absorbującym naszą uwagę materiałem.

To album stojący na fundamencie solidnego żywego grania, z którego WKK celnie wymierza w słuchacza słodko-gorzkim słowem. Waluś to genialny tekściarz, który poprzez punkowy sznyt tekstów, tak jak poprzednio, tak i teraz zadaje sobie, i nam fundamentalne pytania na temat egzystencji. Czy to monotonia? Absolutnie nie, otrzymaliśmy chwile refleksji w zupełnie innej formie. Z jednej strony prostszej, a z drugiej znacząco rozbudowanej, a przy tym stroniącej od połyskującej komercji. WKK kupił mnie ponownie swoją muzyką, energią, słowami oraz przemyśleniami. To wartościowy materiał czerpiący inspirację z rockowej alternatywy w jeden z najlepszych możliwych sposobów. „ATAK” to osobista opowieść podana w artystycznie trafnej, a przez to niezwykle przekonującej gitarowej odsłonie.

Adrian Kaczmarek

 

2 odpowiedzi na “WaluśKraksaKryzys – „ATAK” [RECENZJA]”

Leave a Reply