Roman Wróblewski – „3:47” [RECENZJA]

Nasz ocena

Debiutancki album fortepianowy polskiego pianisty Romana Wróblewskiego zatytułowany „3:47”, ukazał się 7 kwietnia 2021. Poznajcie naszą recenzję tego wydarzenia.

fot. okładka albumu „3:47”

Recenzja płyty „3:47” – Roman Wróblewski (2021)

„3:47” to debiutancki album nieprzeciętnie zdolnego pianisty Romana Wróblewskiego. To jednocześnie przekrój przez różne stany świadomości, emocji i przeżyć. Bo należy powiedzieć o tym jasno – to artysta akompaniuje emocjom, a nie jedynie emocje towarzyszą tym kompozycjom. Na tym polega wydobycie pewnej prawdy w każdej dziedzinie sztuki, w tym oczywiście w muzyce.

Szczególnie jest to istotne, gdy środkiem przekazu i wyrażania siebie staje się tylko jeden instrument – fortepian. To wystarczyło, żeby stworzyć muzykę unoszącą się między jawą a snem. Stąd nieprzypadkowy tytuł płyty „3:47”, czyli taki moment zawieszenia, w którym jednak możemy doznawać wielu emocji lub też być wyczulonym na bodźce, które w ciągu dnia bywają zagłuszone. To zapewne też był dobry moment dla artysty, który siadał w nocy przy fortepianie i… tworzył. Esencją pewnych przeżyć czy też zobrazowanym wycinkiem jakiejś rzeczywistości staje się tych kilka, na swój sposób porywających utworów.

To zatrzymany w muzycznych kadrach czas, który poprzez uniwersalny pierwiastek projektu może być interpretowany różnorodnie. Owszem, nie da się ukryć, że pojawiająca się akcja (jak w dobrym filmie) wywołuje w nas przeróżne stany, do których każda ta muzyczna opowieść jest swego rodzaju odniesieniem. Wszystko ma tu jednak swoje uzasadnienie i pomiędzy mocniejszymi tąpnięciami („Jump”) znajdziemy też chwile zadumy („End”), a nawet głębszej refleksji („My Cloud”). Album jednak otwiera nieco lżejsza, nawet nieco euforyczna kompozycja („Wisdom”). To w takich momentach dostrzegamy czytelniejszą, wręcz filmową melodykę, będącą właściwym drogowskazem w tej wyjątkowej podróży muzycznej.

Zwraca uwagę odpowiednie wyważenie brzmienia, zmiany tempa i świadome stopniowanie pewnej dramaturgii. Imponujące bywa oryginalne budowanie napięcia („Into Shadow”). Do tego znajdziemy w muzyce Romana Wróblewskiego wiele przestrzeni. Nie ma przeciążenia stylistycznego, a co za tym idzie, całość posiada swoją nośność, ale też pełniejszą komunikatywność. Jesteśmy w stanie z łatwością przyswoić każdą tę muzyczną historię, pomimo wyraźnie zaznaczonego artyzmu. Technicznie nie można nic zarzucić artyście, ale to dopiero umiejętność obrazowania pewnych przeżyć poprzez dźwięki, świadczy o jego niewątpliwej wartości. Piękna, głęboko osadzona w emocjach muzyka, którą pełniej odbiera się po zmroku.

Potencjał albumu „3:47” wykracza poza konkretną, klasycznie zaprezentowaną gatunkowość, co jest dodatkowym walorem tego niezwykle kunsztownego projektu. Warto śledzić poczynania artysty, bo kolejne kompozycje stara się on obrazować poprzez wyjątkowe teledyski. To one jeszcze wyraźniej podkreślają niebagatelną siłę poszczególnych kompozycji.

Łukasz Dębowski

*****

Album “3:47” można kupić tutaj: https://romanwroblewski.bandcamp.com/merch

 

Leave a Reply