“Ja to nie ty” to nowa płyta legendarnego zespołu Rock Union, którego początki sięgają 1979 roku. Poznajcie naszą recenzję tego albumu.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Ja to nie Ty” – Rock Union (2020)
Rock’n’roll nigdy nie przestaje być modny, czemu dowodzi nowy album „Ja to nie Ty” zespołu Rock Union. Przywiązanie do tradycji jest słyszalne niemal w każdym utworze, co nie jest zarzutem, bo coraz mniej zespołów nawiązuje do klasycznego brzmienia w sposób satysfakcjonujący. Im się udało.
Zresztą nie powinno to dziwić, w końcu grupa, która powstała w 1979 roku ma pewne wzorce muzyczne we krwi, chociaż długo czekali na wydanie pełnoprawnej debiutanckiej płyty. Pierwszy oficjalny minialbum (choć nie w pełni zadowalający) ukazał się w 2002 roku. Kolejny dopiero w 2017 roku.
Gdyby odnieść ich nowe propozycje do tego, co już mogliśmy kiedyś usłyszeć, to wciąż ich wykonania posiadają porywającą energię godną pozazdroszczenia, pomimo, że słychać w nich echo minionych czasów. To nie jest jednak twórczość emerytowanych muzyków, ale pełnoprawnie funkcjonującego zespołu, który wciąż ma coś do powiedzenia. Owszem nie dla każdego taka odmiana muzyki rockowej będzie odpowiednia. Momentami może wydawać się zbyt archaiczna, niemniej Rock Union jest w stanie wykrzesać wiele z takich kompozycji, przez co całość staje się niezwykle ciekawa, momentami wręcz siarczyście odurzająca („Nie utrudniaj”).
Gdzieś w tle słychać brzmienie takiego zespołu jak TSA (zresztą też powstałego w 1979 roku), choć charakterystyka wokali Michała i Mirosława Wardzińskich podkreśla swego rodzaju indywidualność grupy, stając się jednocześnie pieczęcią jakości tego albumu. Dojrzały, silnie postawiony, trochę zdarty, ale przez to rasowo prezentujący się głos na tle tych jakże mocnych kompozycji, wypada co najmniej dobrze.
Warto zwrócić też uwagę na konstrukcje wszystkich utworów. Każdy z nich opiera się na solidnym warsztacie, który tworzy fundament płyty „Ja to nie Ty”. Każda kompozycja unosi się na fali przenikliwej ekspresji, a to znów potwierdza zawodowstwo całego składu. Przy tej okazji warto dodać, że większa część zespołu pamięta wspólne koncerty z końca lat 70.
Ciężko wyróżniać lepsze momenty na płycie. Całość wydaje się solidnie dopracowana i staje się spójną całością, nawet jeśli znajdziemy chwile bardziej piosenkowe („Kiedy świece tracą blask”). Wartym wyróżnienia utworem jest jednak mieszczący się na samym końcu hołd tragicznie zmarłemu perkusiście Wojtkowi Płocińskiemu. Faktycznie przesłanie płynące z „Nie znikaj” potrafi ścisnąć za gardło.
Album „Ja to nie Ty” tętni echem minionych lat, choć jego realizacja mieści się w dzisiejszym postrzeganiu muzyki. Nawiązania do niegasnącej klasyki stają się imponujące, choć to płyta skierowana raczej do miłośników gatunku, którzy z sentymentem patrzą w przeszłość. Niemniej Rock Union posiada wciąż niemałą siłę perswazji, której mógłby pozazdrościć niejeden młody zespół rockowy.
Łukasz Dębowski
fot. materiały prasowe