Liver to zespół, który powstał na początku 2020 roku. Pod koniec października 2020 – pod naszym patronatem medialnym – ukazał się ich pierwszy album „#1”. Z tej okazji zadaliśmy grupie kilka pytań.
fot. materiały prasowe
Jakie wydarzenie należy uznać za początek artystycznej drogi zespołu Liver? Jak to się stało, że zaczęliście tworzyć jako trio?
Cała historia zaczęła się na początku 2020 roku, kiedy po kilkuletniej przerwie w grze na instrumentach postanowiliśmy trochę pograć. Jak to bywa z każdym nałogiem szybko wróciliśmy do codziennych ćwiczeń i prób. W marcu postanowiliśmy nagrać materiał który mieliśmy zrobiony. Na sesję nagraniową zaprosiliśmy Roberta Winczowskiego (perkusja), który wykonał świetną robotę. Po nagraniach zaproponowaliśmy mu dołączenie do zespołu i tak powstał Liver.
W Waszej muzyce słychać bardzo wiele różnych odniesień muzycznych. Gdzie zaczynają się inspiracje Liver? I czy one były podstawą do stworzenia klimatu płyty „#1”?
Każdy z nas lubi coś innego, ale główne inspiracje wynikają z gustu muzycznego Szymona (gitara, wokal), który pisze większość piosenek w zespole. Bardzo lubi Kings Of Leon, Red Hot Chili Peppers, Oasis, Sheryl Crow, Tracy Chapman. Nie mieliśmy zamiaru imitować ich stylu czy brzmienia, zawsze staramy się robić muzykę po swojemu, ale muzyka którą słuchamy siłą rzeczy gdzieś przenika w autorskie piosenki. To zupełnie naturalne.
Na czym najbardziej Wam zależało, zanim zaczęliście nagrywać album? Czy można powiedzieć, że chcieliście w szczególny sposób coś uchwycić w tych kompozycjach?
Przede wszystkim kochamy muzykę. Chcemy grać piosenki tak jak je czujemy. Zależało nam nad oddaniem naturalności brzmienia i emocji. W trakcie nagrywania dużo w nich się pozmieniało. Sporo eksperymentowaliśmy z brzmieniem (szczególnie gitar). Najbardziej zależało nam na przekazaniu emocji danej chwili, szczerości i prostocie.
fot. okładka płyty
Płyta „#1” jest zbiorem kilku piosenek i tak naprawdę należy nazywać ją minialbumem. Z czego to wynikało? Dlaczego nie zdecydowaliście się nagrać płyty z większą ilością utworów?
W chwili sesji nagraniowej mieliśmy gotowe sześć piosenek. Do studia nagraniowego weszliśmy z zamiarem nagrania demo, które moglibyśmy pokazać w naszym portfolio. Za namową realizatora Dominika Cynara zdecydowaliśmy się przyłożyć do materiału i nagrać wszystko jak należy. Powiedział, że szkoda by było aby takie kawałki się zmarnowały i namówił nas na zupełnie inny profil nagrywania niż planowaliśmy. Za to jesteśmy mu bardzo wdzięczni.
Na pierwszy singiel trafił utwór “Someone”. Z jakich powodów uznaliście, że to będzie dobry utwór na pierwszy singiel?
Po naradach wszyscy stwierdziliśmy, że będzie to idealny kawałek na singiel. Jest bardzo subtelny, melodyjny. Zrobiliśmy burzę mózgów i większość osób, które słyszały płytę przedpremierowo stwierdziły, że będzie to najlepszy wybór.
Czy pokusilibyście się o nadanie utworom z płyty „#1” jakiejś hierarchii ważności, która później mogłaby ułożyć się w tracklistę koncertową?
Jest to bardzo trudne zadanie. Każdy kto słucha płytę odbiera ją inaczej, po swojemu i ułożyłby piosenki w innej kolejności. W trackliście koncertowej układamy piosenki trochę inaczej, ponieważ w graniu live chcemy skupić się na jakości całego koncertu pod względem energii i emocji. W tym momencie mamy więcej piosenek, także na koncertach będzie można usłyszeć dużo kawałków, których nie ma na płycie. Aranżacyjnie kawałki też wyglądają inaczej, co wynika z tego, że granie na żywo sprawia nam ogromną przyjemność. Często spontanicznie przedłużamy utwory, otwierając się i bawiąc dziękami. Szymon jest maszyną do komponowania i w zasadzie z tygodnia na tydzień pojawia się coś nowego.
Album „#1” powstawał w Dirty Sound Records. Czy można powiedzieć, że praca w tym studiu nagrań wpłynęła znacząco na materiał, który tam powstawał?
Nagranie płyty w studiu Dirty Sound Records to najlepsza decyzja, którą mogliśmy podjąć. Miało to bardzo duże znaczenie jeżeli chodzi o brzmienie i końcową formę płyty. Studio jest świetnie wyposażone, a Dominik Cynar jest kapitalnym realizatorem, który nie boi się eksperymentować i poszukiwać odpowiednich brzmień.
Nie od dziś wiadomo, że muzyka ma dobroczynny wpływ na człowieka. Czy można powiedzieć, że Wasza twórczość powstawała także z takim zamiarem? Czy można w ogóle mówić o jakichś założeniach względem Waszego albumu?
A czy można wyobrazić sobie świat bez muzyki, malarstwa, rzeźby czy dobrego kina? Każda z tych dziedzin ma wpływ na człowieka, wywołuje różne emocje. My staramy się, aby nasza muzyka taka właśnie była. Dla nas osobiście jest to rodzaj medytacji i oczyszczenia głowy z negatywnych emocji. Za każdym razem kiedy gramy, zapominamy o całym świecie i nic oprócz danej piosenki nie ma znaczenia. Bardzo przyjemnie jest czasami usłyszeć od ludzi słuchających naszej muzyki, że któryś kawałek pomógł im przebrnąć przez jakiś trudny etap ich życia.
Do piosenki „Big Bye Bye” powstał bardzo wymowny teledysk. Zgodzicie się z opinią, że Wasza twórczość ma bardziej uniwersalny przekaz, który jak się okazuje pasuje także do obecnej sytuacji w Polsce?
Jak najbardziej można się z tym zgodzić. Fajnie aby każdy odnalazł w naszych piosenkach siebie. My jesteśmy zwolennikami wolności i tolerancji, która obecnie w naszym kraju nie wygląda tak jak powinna. Nie po to nasi dziadkowie i pradziadkowie przelewali krew, aby małymi kęsami zabierano nam możliwość decydowania o samym sobie.
Płyta „#1” ukazała się także w wersji fizycznej. Czy ważne było dla Was wydanie minialbumu w takiej formie, co w dzisiejszych czasach, kiedy płyty sprzedają się coraz gorzej nie jest aż takie oczywiste?
Od zawsze było to naszym marzeniem. Trzymanie własnej płyty w rękach to niesamowicie ekscytujące przeżycie. Wiele osób lubi moment otwarcia płyty i woni farby drukarskiej wydobywającej się z opakowania. Sporo osób pyta o wydanie winylowe, co w przyszłości z pewnością się wydarzy.
Zapewne jako muzycy mierzycie się z wieloma problemami, nie tylko związanymi z pandemią, ale także z możliwością dotarcia do słuchacza. Co jest dla początkujących muzyków najtrudniejsze w dzisiejszych czasach?
Przede wszystkim brakuje nam grania na żywo, adrenaliny z tym związanej i bezpośrednim kontakcie z publicznością. Zawsze wierzyliśmy w to co robimy i nie poddajemy się pomimo trudnej sytuacji. Chcemy wykorzystać każdą możliwość zaprezentowania się publiczności. Obecnie niestety jest to możliwe jedynie przez streamy online i media społecznościowe. Mieliśmy to szczęście, że trafiliśmy na wielu wspaniałych ludzi, którym płyta się spodobała i którzy nam bardzo pomagają. Z naszej strony wielkie podziękowania dla patronów medialnych, bez których promocja płyty „#1” nie była by możliwa w przypadku debiutującego zespołu i zakazu koncertów.
Co jest dzisiaj najważniejsze dla zespołu „Liver”? I co uznalibyście za sukces związany z Waszą pierwszą płytą „#1”?
Dla nas najważniejsze jest dotarcie do jak największej liczby fanów muzyki. Jeżeli im się spodobamy to będzie dla nas najlepsza nagroda.
Czy można już mówić o kolejnych Waszych planach? Czy macie już jakieś wstępne założenia na kolejny rok związane z działalnością zespołu Liver?
W grudniu chcemy wydać kolejny teledysk i singiel, które już są prawie gotowe. W przyszłym roku marzymy o tym, aby zagrać jak największą ilość koncertów, bo za tym tęsknimy najbardziej. Być może pojawimy się w studiu nagrać coś nowego?
W czwartek 26 listopada będziemy mieli możliwość zagrania koncertu internetowego. Aktualności i link do koncertu można znaleźć na naszym profilu na facebook.com/LIVERfb
Zapraszamy do posłuchania naszej muzyki granej na żywo i serdecznie pozdrawiamy wszystkich fanów dobrego starego rocka.