„Kocham kobiety, kocham solidarność kobiet” – nasza rozmowa z Marią Sadowską

Maria Sadowska powróciła z płytą „Początek nocy“. Artystka po 6 latach od ostatniego wydawnictwa zdecydowała się nagrać album, który łączy wszystkie gatunki, w jakich się do tej pory poruszała. Z artystką porozmawialiśmy jednak nie tylko o nowej płycie.

fot. Iza Grzybowska

Czy zgodzisz się ze stwierdzeniem, że Twoja nowa płyta „Początek nocy” jest najbardziej różnorodnym zbiorem piosenek, jaki do tej pory nagrałaś?

Tak to prawda. Wynika to z tego, że jest to moja rozliczeniowa płyta. Jestem w momencie kiedy zatrzymałam się na chwilę i spojrzałam wstecz, co dotychczas udało mi się zrobić, jeśli chodzi o muzykę. Przede wszystkim składam hołd mojej ukochanej muzyce elektronicznej, bo takiego albumu bardzo dawno nie wydałam. A przecież od lat śpiewam muzykę taneczną z DJ’ami. Nie byłabym sobą, gdybym nie zaznaczyła na tej płycie też tego wszystkiego, co robiłam przez ostatnie lata. Dlatego też druga część albumu składa się z lirycznych ballad czy nawet jazzu, o czym świadczy chociażby zamykający całość utwór „Marakeczi”. Przy czym jest to dość symboliczny jazzowy stempelek bo cały album zamyka się w ramach muzyki pop.

Wspomniałaś, że ten album łączy Twoje wcześniejsze fascynacje muzyczne. A czy jest też na nim coś, co zwiastuje, w którą muzyczną stronę chciałbyś iść w przyszłości?

Póki co, nie myślałam o tym. Bardzo skupiam się na tym, co jest tu i teraz. Tym albumem zamykam pewien okres. Również kilka dni temu w sieci ukazał się wyjątkowy koncert z moim udziałem. Symfonia Małego Miasta to hołd złożony polskiej prowincji, historii polskiego społeczeństwa. To też radość i energia grania na żywo w dużym składzie w gronie przyjaciół z zespołu No Logo. Wróciłam tu do grania instrumentalnego, czego bardzo dawno nie robiłam i zagrałam z rozbudowanym zespołem do filmu dokumentalnego o małym miasteczku w Polsce. Koncert zrealizowaliśmy dzięki projektowi „Kultura w sieci”. Zapraszam do oglądania na YouTube.

Czy można powiedzieć, ze nowej płycie przyświecała jakaś idea, oprócz tego, że powracasz na niej do swojej artystycznej przeszłości?

Dzięki tej płycie odkryłam na nowo proste pisanie piosenek. Większość z nich powstała na ukulele. A przy okazji jest to mój najbardziej osobisty album. Nie stawiam na nim żadnych zasłon, jestem bardziej bezpośrednia. „Początek nocy” opiera się na tekstach, a nie tak, jak to było dotychczas (zwłaszcza na ostatniej płycie „Jazz na ulicach”) – na muzyce.

No właśnie. Skąd wzięło się ukulele w Twoim życiu i dlaczego tak bardzo pokochałaś ten instrument?

Zmieniło się moje podejście do muzyki właśnie przez ukulele. Okazało się, że zawsze mogę mieć ten instrument pod pachą i jak tylko przyjdzie mi coś do głowy, zaczynam grać. Mogę usiąść na ławce w parku i komuś coś zagrać, albo przyłączyć się do muzyków ulicznych. Dzięki ukulele prowadzę dziennik z mojego życia i podróży. Zauważyłam, że na starość wracam do prostych rozwiązań (śmiech). Ja już nie czuję, że muszę koniecznie przekraczać jakieś bariery oraz nieustannie poszukiwać nowych rozwiązań w muzyce. Ważny stał się dla mnie przekaz.

 

A nie masz obaw, że nagrywając inną stylistycznie płytę wystawiasz fanów na kolejną próbę?

Trochę się obawiałam przy tej płycie, bo jest ona inna od tego, co wcześniej robiłam. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy oczekują, że będę robić podobne rzeczy. Niestety nie mogę iść z taką wizją, bo byłoby to samobójstwo dla artysty. Ja należę do tych, którzy lubią próbować w muzyce różnych rozwiązań. Na szczęście wielu moich fanów jest na to przygotowanych. Oprócz muzyki wciąż robię filmy, co świadczy o tym, że potrzebuję próbować wielu możliwości, które daje sztuka. Kocham grać jazz w filharmonii, a po chwili zrzucam piękną suknię, zakładam bluzę i biegnę do klubu grać z DJ’em. Nie znoszę rutyny. Jazz uwielbiam, ale już czułam, że muszę zrobić coś nowego. Pomógł mi w tym producent Jarosław Baran.

Czujesz, że przy tej płycie otworzyłaś się na jakieś nowe gatunki muzyczne?

Przede wszystkim ja nigdy nie słuchałam popu. Już mój udział w The Voice of Poland pozwolił mi spojrzeć trochę inaczej na pop. Wtedy zobaczyłam, że te nowoczesne propozycje, które rodzą się w muzyce są w porządku. Chyba w końcu jestem bardziej na czasie (śmiech). Myślę, że ta sytuacja też znalazła swoje odbicie na płycie „Początek nocy”. Także ta mieszanka różnych sytuacji artystycznych wpłynęła dobrze na ten album. A przy tym nie uciekłam od siebie samej, bo namiastka „starej” Marii wciąż jest wyczuwalna nie tylko w „Marakeczi”, ale też chociażby w „Kocham Cię”.

Ten album przypomniał mi też Ciebie z płyty „Marysia Sadowska”, która po 16 latach wciąż się broni i nic jej nie ruszył upływający czas. Jaka jest Twoja recepta na muzykę, która przetrwa próbę czasu?

To bardzo miłe, co mówisz, bo nie słuchałam tej płyty z 10 lat. Nie wiem jak to się robi, ale odbieram ten komplement w sposób wyjątkowy. Wtedy śpiewałam „chcemy tylko tańczyć”, a teraz, że „to dopiero początek nocy” i jak się okazuje dalej tańczę (śmiech). Jestem matką dwójki dzieci, żoną, a wciąż taniec ma dla mnie duże znaczenie. To jest relaks, totalne zrestartowanie się w dzisiejszej, wcale niełatwej rzeczywistości. Taniec to rodzaj wyzwolenia. Chcę powiedzieć wszystkim, że młodą duszę warto w sobie cały czas pielęgnować.

Kilku ważnych gości pojawiło się na nowej płycie. Jednym z nich jest Leszek Możdżer w „Marakeczi”. Jak doszło do Waszej współpracy?

Album jest osobistym zapisem ostatnich kilku lat. Z Leszkiem zaprzyjaźniliśmy się jakiś czas temu, często występowaliśmy w pobliskich miastach i wtedy po koncertach spotykaliśmy się. Kiedyś graliśmy w Krakowie na kupie gruzu w bocznej uliczce. I właśnie wtedy też grałam na ukulele (śmiech). Łączą mnie z Leszkiem wspaniałe wspomnienia, nie mogło go więc zabraknąć na mojej nowej, tak bardzo osobistej płycie.

Wspaniałego kolorytu dodała też piosence „Kocham Cię” Kayah.

Pierwszy raz zaśpiewałam „Kocham Cię” na własnym ślubie, gdzie usłyszała ją Kayah. Zresztą to ona złapała bukiet! Ślub to było moje jedno wielkie jam session. Wszyscy śpiewaliśmy i graliśmy do białego rana. Kayah zaprosiła mnie po czasie do swojej audycji w Meloradio i zaproponowała, żebym wykonała ten utwór na żywo. Początkowo to była moja piosenka, której wcale nie zamierzałam upubliczniać, bo wydawała mi zbyt intymna. Jednak „Kocham Cię” zaczęło żyć swoim życiem. Piosenkę śpiewałam swoim przyjaciołom, potem wykonałam ją na organizowanym przeze mnie Koncercie dla Nauczycieli razem z Kayah. Potem ona namawiała mnie, żebym nagrała ten utwór na płytę. I dzięki niej „Kocham Cię” nabrało bardziej uniwersalnego charakteru.

 

fot. Paweł Zanio

Do tej piosenki powstał też bardzo ciekawy, artystyczny klip. Czy na tym polu także dajesz wiele wskazówek? Czy jednak tę działkę pozostawiasz innym i nie wtrącasz się w wizję artystyczną reżysera?

Kocham kobiety, kocham solidarność kobiet i wiem, że kobiety są niezwykle kreatywne. Dlatego też w tej kwestii zostawiłam dowolność bardzo kreatywnej Oldze Czyżykiewicz. Stosuję w tym przypadku metodę nie wtrącania się w czyjąś działkę. Współpracuję z ludźmi, do których mam zaufanie i wiem, że zrobią wszystko dobrze. Nawet nie przeczytałam wcześniej dokładnie scenariusza, bo sama byłam zajęta pracą na planie filmowym. Przyszłam i oddałam się wizji artystycznej Olgi. Jak zobaczyłam ten teledysk pierwszy raz, to szczęka mi opadła. Efekt jest piorunujący, zachęcam wszystkich do obejrzenia tego klipu.

A nie miałaś pokusy, żeby na ten album zaprosić swojego męża? Przecież on też jest muzykiem i nagrał płytę z zespołem No Logo, na której Ty się pojawiłaś.

Tak naprawdę to on się pojawia na tym albumie, chociażby w roli autora tekstów. My wspólnie piszemy zwykle słowa do piosenek. Adrian mobilizuje mnie w wielu kwestiach, podtrzymuje na duchu, pomaga w wielu kwestiach, a przy okazji on ma świeże spojrzenie na niektóre rzeczy, co mi się bardzo podoba. W końcu ja już jestem weteranką, nagrałam 13 płyt, a on jedną (śmiech). Uwielbiam jego świeżą energię. Czasem kłócimy się nawet, która piosenka pójdzie na moją płytę, a która zasili repertuar zespołu No Logo. Nasze światy cały czas się przenikają. On jest współautorem piosenki „Wolno umierać”. On tak naprawdę skomponował i napisał pierwszą część tekstu do „Marakeczi”.

A dlaczego aż 6 lat musieliśmy czekać na Twój nowy album?

Nie zdawałam sobie do końca sprawy, że minęło aż 6 lat od płyty „Jazz na ulicach”. Chciałam przeprosić fanów, że tak długo musieli czekać na nowe piosenki. Przez ten czas byłam pochłonięta pracą na planie filmowym, do tego doszedł The Voice of Poland, co zabrało mi dużo czasu, ale też energii. Poza tym cały czas graliśmy dużo koncertów, potem doszła płyta No Logo, przy okazji którego też dużo koncertowaliśmy, dopóki nie dopadł nas lockdown. Pojawił się też projekt Symfonia Małego Miasta, o którym wcześniej wspomniałam. To sprawiło, że nie miałam świadomości upływającego czasu. Wszystko działo się szybko. Bywało bardzo intensywnie i w każdym projekcie dawałam z siebie wszystko. Cieszę się jednak, że spotykamy się już z powodu premiery tego albumu. Mam nadzieję, że te piosenki dodadzą ludziom odrobiny otuchy i dobrej energii.

Czy to w takim razie byłoby dla Ciebie największym sukcesem odnośnie tej płyty?

Na pewno tak. Chciałbym żeby te piosenki dotarły do możliwe szerokiego grona słuchaczy. Wierzę w potencjał tej płyty. Cieszę się, że singiel „Kocham Cię” spotkał się z tak ciepłym odbiorem i widzę, że trafił do bardzo rożnych słuchaczy, co potwierdza trochę moje wyobrażenie o całym albumie.

 

fot. okładka płyty

2 odpowiedzi na “„Kocham kobiety, kocham solidarność kobiet” – nasza rozmowa z Marią Sadowską”

Leave a Reply