„Ufam sobie” to debiutancka płyta Marii Tyszkiewicz, która swoją premierę miała na początku czerwca. Dziś prezentujemy naszą recenzję tego wydawnictwa.
Ten krążek jest wypadkową jej największych inspiracji, radości, wzruszeń i smutków, o których dotąd głośno nie mówiła. Teraz otwiera się przed swoimi fanami i pozwala poznać prawdziwą Marię Tyszkiewicz. Artystka wydała dotąd single – „Ufam sobie”, „Chodź”, „Deszcz” oraz „Miasto”.
Recenzja płyty „Ufam sobie” – Maria Tyszkiewicz (Fonobo Label, 2020)
„Ufam sobie” to fonograficzny debiut Marii Tyszkiewicz. Niemal każda piosenka uwodzi nas przyjemnym flow, wywodzącym się ze świeżego popu, odrobiny soulu i gustownej elektroniki.
Do nagrania tej płyty wokalistka namówiła świetnych muzyków i producentów, m.in. Wishlake’a, Michała „Mamuta” Sarapaty, Jeremiasza Hendzela, a także Rasa z Rasmentalism. Jeden z ciekawszych momentów na albumie („Miasto”) został wyprodukowany przez niezwykle zdolnego Meek Oh Why?.
Każda kompozycja zwraca uwagę na staranność wykonania, doprecyzowania pewnych szczegółów i podkreślenia jej współczesnego charakteru. Pomimo tego doszlifowania, całość wydaje się nieco zachowawcza. Być może to przez za małe wyeksponowanie samej artystki, która przecież odpowiada za dużą część tego materiału. Może to też przez zbyt bezpieczne zapodanie poszczególnych kompozycji, które przetaczając się przyjemnie, nie pozostawiają po sobie niczego nadmiernie rozpoznawalnego dla samej Marii.
Choć trzeba przyznać, że duet z Pierrem Danaë, finalistą ósmej edycji francuskiego programu The Voice ma jeden z najbardziej zapamiętywanych refrenów na całym albumie, przez co wypada więcej niż dobrze.
W ostatnim czasie pojawiła się mnogość podobnych projektów, stąd konkurencja w takim nurcie muzycznym jest ogromna. Nie należy odbierać sobie przyjemności poznania płyty „Ufam sobie”, bo każda z tych piosenek posiada duży potencjał, tym bardziej, że teksty w języku polskim także wypadają przekonująco.
Niestety na tle bliźniaczych produkcji ten album wypada tylko dobrze. Zabrakło po prostu większej namiastki indywidualności i dopełnienia całości czymś, co przykuje naszą uwagę na dłużej. Jeżeli ktoś szuka niezobowiązująco miłych, chilloutowo elektronicznych dźwięków, to ten album będzie idealny.
Łukasz Dębowski
Tracklista:
1. Pod prąd
2. Ufam sobie
3. Deszcz
4. Miasto
5. Motyl
6. Świt
7. Chodź
8. O co chodzi
9. Let me in
10. Deszcz – Live