Kasia Kowalska świętuje 25-lecie pracy artystycznej. Z tej okazji odbyło się wiele wydarzeń nawiązujących do tego jubileuszu, m.in. wyjątkowy koncert MTV Unplugged w Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku. Koncert został zarejestrowany i wydany na płycie. Zachęcamy do zapoznania się z naszą recenzją tego albumu.
Recenzja płyty „MTV Unplugged” – Kasia Kowalska (Wydawnictwo Agora, 2019)
Jesień 2019 roku zapisze się w dyskografii Kasi Kowalskiej złotymi zgłoskami. Bo ilu polskich wykonawców może pochwalić się koncertem i płytą nagraną w ramach kultowego cyklu „MTV Unplugged”? Wyjątkowy koncert wokalistki odbył się w maju br. w gdańskim Teatrze Szekspirowskim, a niespełna sześć miesięcy później ukazał się na płycie.
Koncert wyjątkowy, ponieważ podsumowujący 25-lecie artystycznej działalności Kasi Kowalskiej. Największe przeboje artystki doczekały się zupełnie nowych, akustycznych aranżacji. A że z Kasi gościnna dziewczyna, to do udziału w swoim koncercie zaprosiła dwoje znamienitych muzyków: Edytę Bartosiewicz i Stanisława Soykę.
Bądźmy szczerzy – dzisiejsza marka MTV (w odniesieniu do stacji telewizyjnej) niewiele ma wspólnego z kultową marką znaną sprzed lat, która poszerzała horyzonty melomanów i starała się promować wartościowe treści muzyczne. Mimo to, na fali dawnej popularności stacji, szyld „MTV Unplugged” (cykl akustycznych koncertów) wyrobił sobie godną uwagi renomę, która trwa do dziś. Swoje własne koncerty pod szyldem „MTV Unplugged” zagrało niemal dwustu uznanych artystów z całego świata, w tym także z Polski (m.in. Kayah, Hey czy Wilki). Nic więc dziwnego, że koncert Kasi Kowalskiej w ramach tego projektu był niemałym wydarzeniem.
Premierowa płyta zawiera ewidentnie największe przeboje Kasi Kowalskiej. Nie mogły być one zaskoczeniem dla fanów wokalistki; zbliżony repertuar Kowalska wykonywała na wszystkich swoich najnowszych koncertach (zeszło- i tegorocznych). Mogłoby się wydawać, że to jedyne słuszne posunięcie – zawrzeć na albumie nagranym z okazji jubileuszu pracy artystycznej wszystkie swoje największe hity. Bardziej wymagający fani twórczości Kasi odczują jednak pewien niedosyt. Brakuje elementu zaskoczenia, przemycenia chociaż kilku piosenek rzadziej granych na koncertach. Małą rekompensatą są duety z zaproszonymi gośćmi – o nich za chwilę.
Koncert rozpoczęły utwory, z którymi Kasia Kowalska kojarzona jest przez szeroką publiczność zdecydowanie najmocniej: „Antidotum”, „Pieprz i sól” oraz „Prowadź mnie”. Akustyczne aranżacje piosenek z samego założenia są łagodniejsze od swoich studyjnych pierwowzorów, jednak w przypadku dwóch pierwszych numerów jest to szczególnie słyszalne. Przy tak dużej popularności, jaką od kilkunastu lat cieszą się wspomniane przeboje, ich gruntowne przearanżowanie dodało potrzebnej świeżości. Nastrojowo został poprowadzony akompaniament do utworu „Prowadź mnie”, pomijając jedynie mroczny, niezbyt przyjazny wstęp. W dalszej części albumu dostajemy energetyczne „Gemini”, od którego wszystko się zaczęło, aby zaraz potem na scenę mógł wejść pierwszy zaproszony gość, Stanisław Soyka. Wspólne wykonanie „Tolerancji” przez Kasię i Stanisława Soykę to miód na serce. Nie mniej udanym pomysłem było zaproszenie do udziału w koncercie Edyty Bartosiewicz, z którą Kasia Kowalska wykonała utwór „Move Over” Janis Joplin. Żałuję, że inaczej niż w przypadku pierwszego gościa, obie panie nie zaśpiewały piosenki Bartosiewicz, choć wspomniany utwór znalazł się na płycie „Sen” Edyty. Każdy kto pamięta wspólny występ Kowalskiej, Bartosiewicz i Nosowskiej na gali rozdania Fryderyków 1995, nie będzie miał wątpliwości, że Kasia znakomicie poradziłaby sobie z piosenkami Edyty.
Cztery kolejne utwory, które wybrzmiały podczas koncertu – wszystkie pochodzące z wydanej w zeszłym roku płyty „Aya” – to pozycje najwdzięczniej brzmiące w akustycznych wersjach. Ingerencja w ich aranżacje była z oczywistych powodów mniejsza niż w przypadku pozostałych piosenek (płyta „Aya” obfituje w brzmienie żywych, naturalnych instrumentów).
Ostatnie pięć piosenek to kompilacja przebojów z czterech różnych płyt artystki. Kasia zaskoczyła solidną dawką pozytywnej energii, ponieważ piosenka po piosence otrzymaliśmy „Wyrzuć ten gniew”, „Domek z kart” i „Coś optymistycznego”. Koncert zwieńczyła emocjonalna ballada „A to co mam” oraz nastrojowe „To co dobre”. Obie piosenki zostały uzbrojone w nienaganny wokal Kasi i soczyste brzmienie gitary klasycznej, która w obu przypadkach sprawdziła się doskonale, przewodząc pozostałym instrumentom.
Warto dodać, że w wersji cyfrowej dodatkowo znalazły się dwie piosenki – „Oto ja” i „Teraz kiedy czuję”.
25 lat na scenie i dziesięć studyjnych albumów na koncie to dorobek godny pozazdroszczenia. Udział w projekcie „MTV Unplugged” był udanym podsumowaniem dotychczasowej pracy artystki. Na takie wyróżnienie po prostu zasługiwała. Tym sposobem koncertową dyskografię Kasi Kowalskiej wzbogaciła czwarta już płyta, która – choć niepozbawiona wad – jest wartym uwagi wydawnictwem.
Jonatan Paszkiewicz
Jedna odpowiedź do “Kasia Kowalska – „MTV Unplugged” [RECENZJA]”