De Łindows – „Nie wszystko złoto…” [RECENZJA]

Nasz ocena

„Nie wszystko złoto…” to szósty krążek w dorobku De Łindows. Zespół zapowiada, że muzyka na tej płycie to energetyczne gitarowe granie, przebojowe kompozycje i konkretne teksty dotyczące otaczającej nas rzeczywistości. Prezentujemy naszą recenzję tego albumu.

Recenzja płyty „Nie wszytko złoto…” – De Łindows (Lou&RockedBoys, 2019)

Coraz mniej jest zespołów, które w bezkompromisowy sposób opisują rzeczywistość, bazując przy tym na starym dobrym punk rocku. Zespół De Łindows wciąż pozostaje wierny sobie. Na nowej płycie „Nie wszystko złoto…” w sposób należyty odnosi się do gitarowego grania i przebojowego punk łomotu.

W pewnych gatunkach klasyka nigdy nie pozostaje wyeksploatowana, chociaż nie znajdziemy na tym albumie zaskakujących rozwiązań muzycznych. Jak na szósty album może wydawać się, że to trochę za mało, ale czy fani oczekują totalnej rewolucji?

Ważny jest przekaz, a ten nadąża za bolączkami rzeczywistości, które wyraźnie grupa uwypukliła w nowych propozycjach („Kler”, „Kraj na pół”). Konkurencja na tym gruncie bardzo się skurczyła i zespół stanowi już niszę (obok m.in. Farben Lehre). Stąd ich obecność na polskim rynku muzycznym jest potrzebna, choć wciąż może niezbyt należycie doceniona.

Muzyka punkowa rządzi się swoimi prawami, opiera się na rytmice, chociaż nowe propozycje De Łindows okazują się nieco bardziej zaawansowane instrumentalnie („Mam dokąd iść”). Ciekawie wypadają niektóre bardziej rozbudowane elementy muzyczne („Ostatni klient”). Buntowniczego charakteru dodają pojawiające się gdzieniegdzie chórki w refrenach. Wtedy dostajemy większy łomot, a kompozycje zyskują zdecydowanie potężniejszej mocy. Takich hardcore’owych momentów bywa w ogóle całkiem sporo i to one potwierdzają wartość nowych dokonań  zespołu („Tylko sercem patrz”). Przyzwoitości twórczej dostarczają też wplecione solówki gitarowe („Jesteśmy sami”).

Punkowa energia nie zginęła i potrzeba jej eksploatacji bywa wzmożona, szczególnie jeśli ma się coś do powiedzenia, jak to bywa w przypadku De Łindows. „Nie wszystko złoto…” docenią głównie miłośnicy tego typu twórczej wydolności, tak wyraźnie potwierdzającej wciąż niezłą formę zespołu.

Bez schlebiania niczyim gustom panowie wciąż robią swoje. I dobrze, bo to jest ich energia, a przede wszystkim siła, którą nie każdy zespół z tego gatunku jeszcze posiada. Bywa siarczyście, dosadnie oraz dynamicznie. I o to przecież w takiej muzyce chodzi. Zawsze pod prąd. Tak się stało i tym razem.

Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply