„Pisanie tekstów to była pewna forma autoterapii” – nasz wywiad z Łukaszem Drapałą z zespołu Chevy

Zespół Łukasz Drapała & Chevy powstał w 2017 roku w Szczecinie z inicjatywy wokalisty Łukasza Drapały i gitarzysty Tomka Jóźwiaka, którzy są również autorami wszystkich kompozycji. Niedawno ukazał się ich płyta „Potwory”. Grupa wyrusza w trasę, a my mieliśmy okazję zadać kilka pytań frontmanowi.

fot. materiały promocyjne

Z jak wieloma słabościami zmierzyłeś się i jak wiele musiałeś przeżyć, żeby mogła powstać ta płyta?

Musiałem zrozumieć siebie. Okazało się, że w ogóle siebie nie rozumiem, że nie jestem takim człowiekiem, jakim chciałem być. Musiałem stać się mężczyzną i w jakimś minimalnym stopniu siebie polubić. Nie było łatwo, każdy tekst wychodził ze mnie z trudem. Postawiłem na szczerość, chociaż wiem, że lepiej sprzedaje się dziś schlebianie gustom i trendom.

Płytę „Potwory” wydaliście sami. Czy można powiedzieć, że wydanie płyty we własnym zakresie jest o wiele trudniejsze, niż wydawanie ze wsparciem wytwórni?

To zależy czego oczekujemy. Decydując się na działania samodzielne, wiedziałem, że stracimy możliwość promocji, czasem jakości, na które zwyczajnie nie było nas stać. Prowadziłem różne rozmowy, ale nie spotkałem nikogo, kto uwierzyłby w ten materiał tak, jak my (mowa tu o wydawcach). Nie mam do nikogo pretensji, bo nie musimy się podobać tam, gdzie byśmy tego chcieli. Na pewno wrócimy do rozmów z wydawcami przy następnej płycie, może uda się znaleźć wspólne korzyści.

Czy właśnie wydanie we własnym zakresie spowodowało, że trzeba było na ten album poczekać? W końcu od piosenki „Król” minęły już dwa lata.

Decydowały finanse. Jeździliśmy na festiwale, wygrywaliśmy na nich pieniądze, dofinansował nas STOART, znaleźli się też prywatni inwestorzy – fani. Zbieraliśmy te pieniądze, aż w końcu udało się zamknąć cały album. Bez pomocy z zewnątrz trwałoby to jeszcze dłużej.

Dlatego to nie jest tak, że całkowicie „sami” wszystko. Sami stworzyliśmy piosenki.
Jest jeszcze jeden ważny czynnik – odległość. Zespół jest w Szczecinie, ja w Warszawie. Praca jest trudna, ale nie niemożliwa.

W kilku propozycjach z tej płyty pojawiają się goście. Skąd pomysł, żeby swój ślad na albumie zostawili Zbigniew Hołdys, Grzegorz Skawiński, Borys Sawaszkiewicz i Jan Gałach?

Na początku w ogóle nie było takich pomysłów. Byliśmy już na finiszu nagrań, kiedy stwierdziliśmy z Tomkiem (Jóźwiakiem – gitara), że dobrze byłoby dodać nowy kolor do utworu Zielone i chodziło nam o solo. Grzesiek był pierwszą osobą, która przyszła nam do głowy – trafiliśmy idealnie. Skawa zrozumiał dokładnie o co chodzi i wysłał swój pomysł. Byłem strasznie rozczarowany, bo… daliśmy mu za mało miejsca. Zrobił to genialnie.

Do Zbyszka z kolei pisałem z pytaniem o filmiki z różnych protest marszów, ale rozmowa zeszła na utwór (Contra). Okazało się, że ma kilka znakomitych pomysłów na podrasowanie utworu. Finalnie dodał gitary, mooga, klawisze, gwizdy, kastaniety… Niesamowicie otwarta głowa.

Z Jankiem i Borysem sprawa była inna, bo to nasi kumple z podwórka. Borys nawet tworzył pierwszy skład zespołu, gdy dopiero się formowaliśmy. Jak słucham tego, co zrobili, myślę, że powinniśmy byli nagrywać z nimi również pozostałe piosenki. Oni są znakomici, doskonale czują, poza tym mają w sobie tony bluesa. Lubię to.

Czy jakieś utwory z płyty „Potwory” są dla Ciebie szczególnie ważne?

Będzie krótko – codziennie inny 😉

Pomimo naturalnego blues-rockowego charakteru, całość wydaje się zróżnicowana. Czy takie były założenie względem tych piosenek czy większość kompozycji wyszła zupełnie spontanicznie?

Nie było jakiegoś pierwotnego pomysłu na concept album, przynajmniej w sferze muzycznej, bo tekstowo opowiadam o konkretnym okresie mojego życia. Pisanie tekstów to była pewna forma autoterapii. Nie było konkretnych założeń, może oprócz takiego – niech to będą piosenki i to takie proste, jak to aktualnie czujemy.
Cieszę się, że materiał jest zróżnicowany, to komplement, przynajmniej tak to odbieram.

Myślę, że kolejne albumy zostaną w klimacie ‘piosenkowym’, ale planujemy mocniejszy zakręt w stronę bluesa.

Dużą wagę przywiązujesz do tekstów. Wydaje się, że ważysz każde słowo. Czy pisanie tekstów zabiera Ci wiele czasu i przysparza jakichś trudności?

Zawsze jest ciężko, tylko różnie to trwa 😉 Niektóre teksty wyciągałem z siebie słowo po słowie tygodniami, niektóre (jak np. Król) powstały na próbie w kilka minut, ale nadal nie było to nic prostego. Nie czuję się jak tekściarz, nie wiem czy umiałbym napisać tekst dla kogoś. Kiedyś podejmowałem takie próby, ale nie byłem zadowolony z efektów. Zdecydowanie łatwiej przychodzi mi pisanie muzyki, albo samych melodii.

Czy zespół Chemia to już zamknięty rozdział? I czy na koncertach z nowym projektem wracasz też do tych starszych piosenek, nagranych jeszcze za czasów Chemii?

Do zespołu Chemia wróciłem rok temu. Jesienią zagraliśmy trasę akustyczną, obecnie koncertujemy w Ukrainie z gwiazdami Antytila i Melovin. Wiosną skończyliśmy nagrywać nowy krążek, który mam nadzieję zaskoczy. Nie mogę się doczekać wskazania daty pierwszego singla, ale już wiem, ze będzie to wczesna jesień.

Co można uznać za Twoje największe wyzwanie koncertowe? I czy zaliczy się do nich chociażby tegoroczny występ na Pol’and’Rock Festivalu?

Pol’and’rock okazał się dość dużym wyzwaniem – jak zawsze. Przyznano nam godzinę koncertu na otwarcie Małej Sceny, czyli o 16tej. Jesteśmy dość świeżym zespołem, baza fanów dopiero powstaje, takie rozstawienie było niebezpieczne ze względu na frekwencję, ale trzeba przyznać, że z każdym numerem ludzi przybywało. Wychodzili nieśmiało z namiotów. Pod koniec koncertu można było w końcu odczuć magię tego miejsca, co widać na zdjęciach z koncertu, zeszliśmy ze sceny zadowoleni. Granie na Pol’and’rock to zawsze duże przeżycie, mam nadzieję, że kiedyś tam wrócimy. Być może do tego momentu uda się zdobyć więcej sympatyków 😉

Największe wyzwanie koncertowe? Nie potrafię odpowiedzieć. Nigdy nie traktowałem koncertów pod względem wykonawczym jako ważniejsze i mniej ważne. Zawsze staram się zaśpiewać najlepiej jak w danym momencie potrafię. Muszę przyznać, że najwięcej tremy dostarczają te najmniejsze, najbardziej intymne występy.

 

Już 27 września w Gdańsku rozpocznie się trasa „Potwory Na Trasie” grupy Łukasz Drapała & Chevy. Zespół zagra w następujących miejscach:

27.09. Gdańsk, Wydział Remontowy
11.10. Kraków, Schizofrenia
12.10. Kędzierzyn Koźle, Kameleon
19.10. Myślibórz, Festiwal SMAK
22.11. Wrocław, Alive
23.11. Chorzów, Leśniczówka
29.11. Pisz, Biały Kot
30.11. Warszawa, VooDoo Club – Wild Fest
styczeń.2020. Szczecin, Festiwal Akustyczeń

 

Leave a Reply