RGG – „Memento” [RECENZJA]

Nasz ocena

Album RGG „Memento” wydany został w kultowej serii „Polish Jazz”. Tytuł „Memento” należy rozumieć jako „Pamiątka”. Nawiązuje do doświadczeń artystycznych wynikłych z obcowania z ekspresją artystów europejskich zapraszanych do współpracy z zespołem. To wspomnienie drogi od wydania płyty „Aura”. Poznajcie naszą recenzję tego krążka.

Recenzja płyty „Memento” – RGG (Warner Music Poland, 2019)

W serii 'Polish Jazz’ ukazują się albumy bardzo dobre, zjawiskowe, niejednoznaczne lub kultowe. Numer 81 należy do zespołu RGG, który wydał niedawno nową, ósmą już płytę „Memento” i w tym przypadku wszystkie cztery określenia idealnie pasują do tego krążka.

Na początku należy wyjaśnić na czym opiera się tytuł i z jaką pamiątką mamy do czynienia. Chodzi o spotkania muzyków z innymi – nie tylko europejskimi -artystami. Od Tomasza Stańko (jakieś ślady prowadzą po „Hombre con Sombrero”), aż do Evana Parkera, Trevora Wattsa i Samuela Blasera. Każda współpraca wywarła znaczący wpływ na twórczość RGG i stąd ten album jest w pewnym sensie zbiorem inspiracji.

Trio jazzowe (Ojdana, Garbowski, Gradziuk) wiedzą jak budować napięcie przy minimalnym wyrazie technicznym, co staje się imponujące w takim na pozór prostym zestawieniu instrumentów – pianino, kontrabas i perkusja. To, co wydaje się oczywiste, bazujące na tradycji, zostaje odwrócone i pokazane w taki sposób, że tworzyć nową formę. Żaden stały, na ogół ułożony w harmonii element (porównując z muzyką innych trójosobowych formacji) nie zachowuje swojej pierwotnego ułożenia. Dzięki czemu nieświadomość tego, co usłyszymy w kolejnych częściach, prowadzi nas do odkrywania nowej i do tego minimalistycznej materii.

Wiele części tych kompozycji wydaje się pomniejszonych do koniecznego minimum, stąd każdy dźwięk przynosi istotne znaczenie. Po prostu przełamywanie pewnej konwencji staje się w przypadku RGG bardzo ważne, ale nie wynika ona z kalkulacji, a raczej pozwoleniu sobie przejścia – po śladach wspomnianych inspiracji – we własny muzyczny świat – („Tenderness”, „Versus”).

Klimatyczny charakter tej płyty zaskakuje także nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Imponuje osadzony w czytelniejszym przekazie „Ellipsis” i zdecydowanie najbardziej energetyczny „Furiant”. Improwizacja nie jest niczym zaskakującym, chociaż w tym przypadku wydaje się siłą dominującą, wyzwoloną nie tyle z czystych emocji, co błyskotliwości twórczej uciekającej od nadużywania instrumentów.

Na tej płycie im mniej się dzieje, tym więcej w tym emocji. To chyba stanowi o sile płyty „Memento”. Chwile wyciszenia nastrajają do większego zaangażowania i próby zrozumienia przekazu. Każde uderzenie klawisza, szurnięcie po talerzu perkusji i dotknięcie kontrabasu wyzwala więcej wrażeń niż od początku do końca czytelny zbiór dźwięków, układający się w typową kompozycję.

Nie ma w tym zbędnego wydumania i przerostu formy nad treścią. A czas spowalnia, a nawet zatrzymuje się chwilami w miejscu. Nauczmy się szukać detali, które są do wychwycenia nie tylko przez wytrawnego słuchacza. Za to należą się RGG ogromne brawa. Ten album już zasłużył na miano kultowego.

Łukasz Dębowski

 

 

Leave a Reply